środa, 17 stycznia 2024

Pelorus Jack

 


Rok 1888, Nowa Zelandia.

Do portu Wellington droga morska prowadzi przez Morze Francuskie. To trudne wejście, pełne raf, dlatego należało ostrożnie manewrować przy wpływaniu, a pogoda była nieraz bardzo burzowa.

     Tonęły okręty i topili się ludzie. Któregoś burzowego poranka w 1888 roku, przed okrętem, który akurat zamierzał płynąć do Wellington przez cieśninę Cooka, pojawił się delfin. To był dobry znak, ponieważ marynarze od wieków uważali delfiny za przyjaciół. Chętnie opowiadali sobie legendy o tych niezwykle mądrych ssakach. Delfin z cieśniny Cooka wyskakiwał z wody przed okrętem, jakby chciał powiedzieć - „Płyńcie za mną - poprowadzę”.



Załoga okrętu tak właśnie odczytała zachowanie delfina i śmiało pokierowała jednostkę za manewrującym ssakiem. Dzięki "pilotowi" zawinęli do portu bezpiecznie, a do tego bardzo szybko. Opowiadano potem w mieście o tym niecodziennym zdarzeniu.


Sytuacja zaczęła się powtarzać. W cieśninie Cooka pojawiał się delfin i przeprowadzał przez rafy pojedyncze statki, a potem całe kawalkady statków. Całe kawalkady, gdyż kapitanowie zorientowali się, że musi zebrać się grupa jednostek chętnych do wpłynięcia, bo dopiero wtedy pojawia się delfin. Rozniosła się wieść o tym wydarzeniu, a marynarze nazwali delfina Pelorus Jack - pilot za darmo.


Służba Pelorusa Jacka trwała nieprzerwanie do 1904 roku. W tym właśnie roku rząd Nowej Zelandii ogłosił wzięcie Pelorusa Jacka pod ochronę.


Krótko po tym ogłoszeniu wpływała do Wellington eskadra statków, pilotowana jak zwykle przez Pelorusa Jacka. Na czele płynął parowiec i właśnie z pokładu tego parowca pijany pasażer strzelił do delfina!

Załoga statku z wściekłością rzuciła się do pijaka, marynarze zaczęli go tłuc i pewnie by zatłukli, gdyby nie interwencja kapitana. Niemniej delfin dostał kulę, po czym zniknął w oceanie.

Jak się jednak okazało, delfin przeżył i po kilku miesiącach pojawił się znowu, aby podjąć na nowo darmową służbę. Azaliż od postrzału robił jeden wyjątek: - dobrze zapamiętał pechowy parowiec i zaczął go bojkotować. Kapitan jednostki usiłował zmylić delfina i próbował ukryć swój statek wśród wielu innych. Nic to nie dało - delfin nie wprowadzał statków, wśród których był pechowy okręt. Parowiec musiał wpływać do Wellington o własnych siłach, ponieważ został uznany przez marynarską społeczność za czarną owcę.

      Kapitan musiał płynąć sam, a do tego miał coraz większe kłopoty z zamustrowaniem załogi, chociaż płacił więcej niż inni - jak wiadomo marynarze są przesądni i nie chcieli pływać na statku o złej sławie. W końcu, przy którymś samotnym rejsie, parowiec zatonął po uderzeniu w rafę.

Delfin pełnił obowiązki pilota aż do roku 1912, kiedy to zniknął na zawsze po 24 latach służby. Miasto Wellington, dla uhonorowania ssaka, który ocalił swoją pracą tysiące ludzi, postawiło przy plaży pomnik – Pelorus Jack.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz