piątek, 13 września 2019

Rozmowa u doktora

Coraz częściej słyszę od moich równolatków o zaćmie, postanawiam więc sprawdzić swoje oczy – przecież ostatni raz byłem u okulisty dziesięć lat temu.

Najpierw trzeba do lekarza pierwszego kontaktu. Więc udaję się. Grudzień 2018, Warszawa ul. Mariańska. To na tym budynku mamy mural o rewolucji.


Dostaję numerek z datą poranną na następny dzień.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry – lekarz patrzy w kartę pacjenta – To pan jeszcze u mnie nie był?
- No nie byłem.
- A co panu dolega?
- Nic. Ja po skierowanie do okulisty, w celu sprawdzenia stanu bo co pewien czas trzeba przecież...
- Tak, tak... co pewien czas trzeba..... To mówi pan, że pan nie choruje?
- Nie choruję – bo odkąd się rozwiodłem i odzyskałem wolność, to rewolucja nastąpiła panie doktorze!
Pomyślałem sobie: - co ja będę chorował, a ponieważ wszystko bierze się z głowy, więc to powinno działać. I działa. 
Mam wiele pasji, lubię chodzić i co roku wędruję tygodniami po bezdrożach Bieszczadów.                                                                                                         Bo w Bieszczadach się zakochałem, panie doktorze. 
       A kiedy jestem w Warszawie to po Kampinosie chodzę, albo lesie Kabackim. Gdy przychodzi jesień to codziennie jestem na grzybach, bo one także są moją pasją – opowiadam z wigorem. I jeszcze parę innych pasji także......
- No no no.... kręci głową niemłody już lekarz pierwszego kontaktu – to tylko pozazdrościć, pozazdrościć.....
Wypisuje skierowanie i pyta: - to mówi pan, że jest pan po rozwodzie?
- Po dwóch rozwodach panie doktorze jestem. Z pierwszą żoną byłem 20 lat i z drugą 20 lat.

- No tak, no tak.......
- A wie pan, widzę w tym pewną prawidłowość.
Otóż miałem ci ja pacjenta mniej więcej w pana wieku. Takie chucherko.  I chorowity bardzo był. Przychodził do mnie przez wiele lat, opowiadał o sobie. Mówiąc krótko żona go gnębiła. Naraz przychodzi do mnie – patrzę w kartę, a on nie był przez rok!                                                                                                                    Przyglądam mu się, bo jakiś zmieniony był, nie ten sam, nawet zacząłem się zastanawiać, czy to on – rumiany, nabrał wagi, wyprostowany, ogólnie jakiś taki, no... zadowolony, kwitnący wręcz, a przecież nigdy taki nie był.
Mówię – widzę zmianę na lepsze, o wiele lepiej pan wygląda!

- Bo ja teraz dużo chodzę, tak jak pan doktor zalecał. Najpierw zamiast jechać tramwajem przechodziłem jeden przystanek, potem dwa, trzy, pięć, a w końcu kupiłem sobie rower i na zmianę chodzę i jeżdżę dużo.
- A co pana żona na to? Pytam
- No właśnie! Panie doktorze moja żona uciekła! Wzięła i uciekła!
A ona bardzo lubiła smażone, więc i ja musiałem jeść smażone, a przecież pan mówił, że gotowane zdrowsze.
Więc jak ona wzięła i uciekła, to ja zacząłem sobie gotować gotowane i od razu poczułem się lepiej. Gotowane mi służy, no i bez gderania żony czuję się o niebo lepiej!
                                                                                                                  Wypisywałem mu proszki o które prosił – mówi lekarz - i tak sobie myślałem: - ciekawe jak ja bym się poczuł, gdyby moja żona uciekła? Być może z pewnością lepiej, bo grubo ponad trzydzieści lat pożycia za nami. Ale najpierw musiałbym jej powiedzieć, żeby wzięła i uciekła, a na to bym się broń boże nie odważył, bo mogłaby się obrazić albo cóś.
Więc zaraz się zganiłem za te myśli i ciągnę dalej swój życiowy wózek.
Oto pana skierowanie do okulisty.
- Do widzenia panie doktorze, a opowieść o pańskim pacjencie była bardzo pouczająca.
                                                                                                                                 Ze skierowaniem poszedłem zapisać się do specjalisty, gdzie zostałem zapisany na wizytę już za pół roku, bo w maju 2019.
Po zapisie wyszedłem zadowolony – co mi tam, jestem zdrowy w końcu, mogę czekać miesiącami, gorzej z tymi, którzy chorują. A po tygodniu odwołałem wizytę, wiedząc, że w maju mnie nie będzie w kraju.
        Za komuny kursowało w Polsce pewne hasło, które nic nie straciło na aktualności:
Emeryci i renciści, popierajcie partię czynem, umierajcie przed terminem.

3 komentarze:

  1. Cześć Zbyszek, od wakacyjnej daty zwrotu trochę wody upłynęło, zdradzisz kiedy Twoim zdaniem się odwrócimy i wejdziemy w fazę wzrostów? Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. A mówią, że żonaci żyją dłużej.
    To albo żyją dłużej i gorzej albo to ściema totalna.
    Ja to bym wprowadził takie roczne "rozwody na próbę" ;-))
    Jedyny warunek: dzieci już po 18-ce.
    Ale wiecie co Panowie: można trochę wolnego czasu przemycić dla siebie pod pretekstem dbania o zdrowie/kondycję. Tego argumentu żona nie może podważyć - a jeśli się przyłączy to jest szansa na częstszy i fajniejszy seksik bo libido obojgu wzrośnie...

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo dobry wpis. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń