Postawiłem
namiot i myślę: - mam tu wszystko, co chciałem mieć: - widoki,
ciszę, ukwiecone łąki, niepłoszone zwierzęta, czyli jedyną Autentyczną
Świątynię.
Do
tego jestem sam, atoli nikt nie zakłóci prawidłowości prądów
powietrznych, które mnie otaczają.
I
zaprawdę, powiadam wam - poczułem się jak w domu, a przecież
uczucia nie kłamią.
Poszedłem
sprawdzić, czy są jagody – były.
Bo
po grzyby to nawet nie trzeba było nigdzie chodzić, borowiki ceglastopore rosły
dosłownie obok namiotu. Jednego zerwałem - będzie grzybowa z makaronem.
Drugiego tylko fotografowałem - jutro go urwę. Patrzyłem na jego pojedzony kapelusz i dopuszczałem możliwość nocnego ataku myszy na namiot.
Drugiego tylko fotografowałem - jutro go urwę. Patrzyłem na jego pojedzony kapelusz i dopuszczałem możliwość nocnego ataku myszy na namiot.
Zbierając
jagody zastanawiałem się, co dalej, ponieważ plan
był taki, że po jednej nocy miałem iść przez Cisną do
Fereczatej.
A
może pobiwakować tu dwa, albo trzy dni?
Turyści
przechodzący przez Fereczatą zaczęli mi już nieco
przeszkadzać. Przechodzących tamtędy nie jest zbyt wielu, jednak
ciągle stawiają te same pytania (Nie boi się pan? itd).
Tak
– zdecydowałem - na razie zostaję!
Przecież
planów nie zmienia tylko martwy lub głupi.....
Po
tej decyzji poczułem się lekko jak Ikar i z ogromną satysfakcją
chodziłem po górnej łące, skąd widać siodło Tarnicy.
Myślałem
– oto teraz tam przewalają się tłumy i co chwila słyszysz wkurzające
„dzień
dobry”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz