Pokazywanie postów oznaczonych etykietą jagody. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą jagody. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 18 stycznia 2024

Landrynkowy zając

 


Sukcesywnie, godzina po godzinie opisuję jeden dzień bieszczadzkiego biwaku. Dziś dziewiąty odcinek, a czas odczytany ze zdjęć podaje godzinę 13.00. Mogłoby się wydawać, że to jakiś wyjątkowy dzień z rozciągniętym czasem, atoli mamy do czynienia z odczuciem pozornym, spowodowanym "sumą wrażeń". 






Kilka lat temu, na zboczu tuż poniżej szczytu, gdzie rosną jagody, poszukujący larw niedźwiedź, przewrócił kamień o wadze około dwustu kilogramów. Nie widziałem sprawcy, zarejestrowałem jedynie zmianę położenia kamienia, który był jeszcze wieczorem wciśnięty w grunt, a następnego dnia rano leżał do góry brzuchem. Mając na uwadze ciężar kamienia, podejrzanym o sprawkę mógł być wyłącznie niedźwiedź. Dla proporcji mogłem postawić na kamieniu pluszaka.

Wiatr ucichł, Tu i Teraz zrobiło się jeszcze bardziej miło niż było wcześniej. Bardziej miło i sympatycznie wokół, tudzież także w całym moim człowieku. Nic wielkiego się nie działo, a pomyślałem, że dla takich chwil warto żyć.





środa, 1 marca 2023

Jadłospis biwakowy


Kiedy znalazłem się w Baligrodzie, po pierwsze primo nakupiłem jedzenia na tydzień, by po tygodniu samotnego biwakowania pod Chryszczatą odwiedzić Baligród ponownie, w celu uzupełnienia zapasów, a przy okazji zjeść co nieco, czyli "ludzki" obiad w gospodzie. W ciągu tych 14 dni pochłonąłem:

- kilo bobu, dwadzieścia jajek, dwa masła, dwie śmietany, dwa białe sery 250 g, trzy chleby, dwa pudełka szprotek, dwie torebki muesli, torebkę płatków owsianych, pół kilo kiełbasy, trzydzieści deka pasztetu, tyle samo boczku, pół kilo grochu, pół kilo kaszy, pięć pomidorów, dwa pączki, trzy bułki, trzy cebule, główkę czosnku, 18 kostek warzywnych, dwie paczki makaronu. Grzyby, jagody i poziomki stanowiły około 30 % jadłospisu. Do picia przeważnie surowa woda z potoku, ale także zaparzana mięta, a na gorąco rosołek z kostki warzywnej.

 Jednym słowem nie narzekałem na brak apetytu.












Przez te czternaście dni przeszedłem po okolicy ponad dwieście km., często nawet nie po zwierzęcych ścieżkach, a wprost przez soczystą łąkę do pasa. 

Wynik końcowy: - sprawna lekkość. Początkowa waga człowieka 72 kg. po dwóch tygodniach 69. Wzrost 177.


wtorek, 15 marca 2022

Fasola na boczku

 


Niechętnie, bo z obowiązku wyskakuję z namiotu na sikanie – jest ciemno, szykuje się dopiero kolorowy świt, to jeszcze nurka dopóki sen nie uciekł. 

I już widno -  można zagrzać wodę. Z rozpaleniem nie mam kłopotu - po wielu biwakach pojawia się zwykła rutyna – wieczorem znalazł się w namiocie zapasik suchych szyszek. Lokalny świat o poranku oczywiście spływa sławną bieszczadzką rosą.


 O 5.00 budzi się przyroda – krzyczy zaniepokojony kozioł, z góry nadaje synogarlica, na suchej sośnie obok przysiadł dzięcioł i wystukał pierwszy poranny werbelek. Wysoko, wysoko zakrzyczał orlik swoim ostrym zaśpiewem. Szykuje się cudny dzień. 





Kilka zdjęć, mycie zębów, nazbierałem jagód i zasiadam pod sosną na stanowisku obserwacyjno-kontemplującym lustrując okolicę. Mokro jest dopóki słońce nie osuszy rosy, dlatego rano specjalnie wchodzę boso w łąkę, co jest miłe po pierwsze primo, a co wraz z drugim primem zastępuje mycie stóp. Kiedy odezwał się głód zaczynam ceremonię śniadania: - garnek, woda, ogień itd. Dziś dopiero po godzinie śniadanie będzie gotowe: - dlatego po godzinie, bo musi się ugotować fasola namoczona wieczorem. Fasola na boczku, z borowikiem, makaronem i śmietaną.



poniedziałek, 6 grudnia 2021

Czy las może cieszyć




 Druga połowa lipca, odwiedzam Kampinos. Niebo bezchmurne, raniutko, jeszcze nie podnosi się upał, w lesie sucho. Atoli jagody już duże i dojrzałe, słodziutkie, a jako że ogólnie jestem zadowolony, próbuję czegoś nowego. Tym razem jest to kanapka jabłko-jagoda. Smakuje ona wybornie.




Natykam się na pierwsze tegoroczne kurki, czyli pieprzniki jadalne. A swoją drogą ciekawe, po co taka nazwa, skoro nie ma pieprzników niejadalnych. Ale może ja się mylę.




Oraz panienki. Z nich zupa wychodzi słodkawa - smak specyficzny.


Susza, ściółka aż trzeszczy pod butami, deszcz bardzo pożądany - pomyślałem. Po czterech godzinach spacerowania zachmurzyło się, więc wracam. Wracam, a tu jak nie lunie! Pioruny walą na całego, przykucnąłem, aby peleryną okryć zbiory w torbie, a deszcz jeszcze się wzmaga. Ściana wody leci na spragnioną ziemię. Trwam przykucnięty, a jako że nazbierałem pudełko jagód, zaczynam je pojadać. Ulewa traci intensywność dopiero po godzinie i w ciągu kolejnych parunastu minut ustaje. Na drodze powstają rozlewiska.



I już pierwsze zbiory grzybowe mazowieckie w warszawskim domu. Tudzież to, co zostało z jagód. Za dwa dni będzie wysyp borowików.



wtorek, 2 listopada 2021

Na haju

Kiedy po raz nie wiadomo który, Się zbliżałem do mego ulubionego bieszczadzkiego miejsca, pomyślałem sobie, że to biwakowanie jest pewną formą pielgrzymki – podróży do samego siebie. To w tym miejscu w 2013 roku doznałem paru przebłysków mentalnych. Biedni wyznawcy Islamu odkładają nieraz przez długie lata pieniądze, aby jeden raz w życiu znaleźć się w pielgrzymce i w Mekce zbliżyć się do świętego kamienia Kaaba

Pielgrzymka w języku arabskim to haj. Czyli być w pielgrzymce to inaczej być na haju

Na haju bez używek? Zapyta profan.  I właśnie o to chodzi, żeby używek nie było, ma być tylko endorfina - twój własny hormon mózgowy, służący do samowzbudzenia.  On jest podobny do zapalenia zapałki w ciemności, albo czołówki w głuchej nocy. Bo potem to już z górki.....

Oto przydarza mi się po raz kolejny, że jestem na haju. Podążam do swojej Mekki, czuję się uwznioślony, lekki, jakby mi skrzydła urosły. To są wrażenia niezwykle uroczyste, których każdemu życzę.

To w tym miejscu, z dala od ludzi, po raz pierwszy poczułem jedność ze wszystkim co wokół, z całą przyrodą. Jednocześnie miałem poczucie nowonarodzonego dziecka, a zarazem bycia zwierzęciem, jak codziennie widziane sarny, kozioł, jeleń, znajomy lis, który już się nie boi i przebiega ścieżką tuż obok namiotu. Na pożegnanie dnia, już o zmroku, przelatuje nad biwakiem nisko, bezszelestnie, wielki, a więc stary puchacz i wydaje mi się, że mówi mi dobranoc. Odpowiadam mu w myśli.  


 

Po prostu JESTEM. A kiedy tak czujesz, świadomość i ciało trwają w porozumieniu, które skutkuje zdrowiem, ale także narodzinami tego sławnego wewnętrznego dziecka, które każdy nosi w sobie.

Jestem tym, kim chcę być. Czy to jednak nie za proste?

Ludzie sami sobie stwarzają problemy.

Bo możesz zarówno rozłożyć rano skrzydła i pofrunąć do najdalszego miejsca na świecie, albo pościelić sobie łóżko w piekle.







Ano mieszkam sobie w swym ulubionym wakacyjnym zakątku, gdzie znowu szybciutko odwykłem od ludzi, a tu naraz któregoś dnia koło południa widzę, że w oddali na samym początku podejścia, pojawiły się jakieś ludziki i zbliżają się, przemieszczając niespiesznie. Ludziki nie mają plecaków, są kolorowe .... I tym sposobem autorowi przydarzyły się Nieoczekiwane Odwiedziny – oto na samą górę przyszła trójka niezwykle sympatycznych turystek: - bardzo zgrabna pani Asia z dwiema prawie dorosłymi córkami. Okazało się, iż panie urlopują w hotelu w Bystrem. No to - mówię, mój szacunek że chciało wam się aż taki kawał zawędrować. Potem pogadaliśmy co nieco poruszając tematy różne. 

Wspomniałem na koniec o swoich planach dalszego maszerowania, bo jeszcze wtedy miałem taki zamiar. Odwiedziny upłynęły w przemiłej atmosferze, pani Asia z każdą chwilą wydawała mi się coraz ładniejsza, po czym (nutka rozczarowania, bo w głowie już powstawały scenariusze) panie udały się w drogę powrotną, a ja pokręciłem się po łąkach i odkryłem nowe miejsce jagodowe. 





Zbieram jagody, łąka pachnie upojnie, widok szeroki. Opadają mnie wątpliwości co do słuszności dalszej wędrówki po uczęszczanych szlakach. Myślę: - Mogę gdzieś iść, albo nie iść. Na odludziu jest mi tak dobrze. Właściwie to nie tylko nie muszę stąd odchodzić, ale  nawet nic nie muszę i to jest dopiero sprawa super extra! Odkąd odkryłem ten cudny zakątek czuję się tu jak w domu, tudzież wspaniale. Chodzę po łąkach i jestem zadowolony. A jak mówią stare księgi, zadowolony człowiek ma jeszcze więcej tego, co już ma. Poza tym planów nie zmienia tylko martwy lub głupi.


Po południu odkrywam szpaler całkiem dojrzałych malin i chęć pójścia na Fereczatą odlatuje w siną dal.