Znajdowałem w Bieszczadach pióra orłów, lecz oddawałem je
ludziom, których lubię.
Któregoś razu przeczytałem, że Indianie Lakota wierzą, iż pióro
orła ma w sobie moc, a więc jest cennym trofeum.
Oooo!
A ja akurat nie mam takiego pióra, ale..... przecież mogę poprosić
o nie mego Anioła.
Nadaję
więc w myślach: - Aniele, załatw mi kolejne pióro, teraz go już nie
oddam.
I
wio do lasu na grzyby!
Gdy
tylko znalazłem się na znajomej górze, zaczęło padać. Stanąłem
pod drzewem i myślę: - nici z grzybów, trzeba wracać. Stoję, patrzę pod nogi i widzę pióro orła!
Niesamowite!
Od
wysłanej Intencji minęła może godzina.
Od
razu wiedziałem, czyja to sprawka i ogarnęła mnie niewysłowiona
fala wdzięczności, oraz gorąco uderzyło w piersi!
Nastąpiło
westchnienie z głębi serca – Ach!
Jak
to dobrze mieć kontakt z osobistym Aniołem.
Po
powrocie zrobiłem selfie, widoczne od teraz na stronie
tytułowej bloga.
Poniżej kolekcja tegorocznych piór po wakacjach.
Stęskniłem
się za Tobą, za pisaniem i za rynkami finansowymi.
Nastąpiły
pewne zmiany: - doszedłem do wniosku, że nie muszę już uczyć.
Mogę, ale nie muszę. Dlatego zniknął cennik.
Daty
zwrotu będę od teraz zamieszczał do ogólnej
wiadomości, z wyprzedzeniem oczywiście.
Zaczynamy
nasz teatrzyk....
Witam Panie Zbyszku .Nie dalej jak tydzień temu wszedłem na bloga bo mi się wydawało że już powinien Pan być -) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWitam i pozdrawiam z Łodzi. Marek.
OdpowiedzUsuń