Źródło:
- Michael Drosnin, Kod Biblii 3.
Czyli
rzecz dla części społeczeństwa „z otwartą głową”.
Czytelnicy
bloga zaliczają się z pewnością do tej części.
We
wszystko można wierzyć, lub nie wierzyć.
Jednak
niezwykle wysokie „nieprawdopodobieństwo statystyczne”
wystąpienia jakiegoś zdarzenia, jak np. jeden do miliona,
powoduje, że określone zdarzenie staje się interesujące.
Jeśli
dodatkowo mamy do czynienia z całym szeregiem takich Panów
Przypadków, wypada przynajmniej zapoznać się z zagadnieniem.
Kilka
słów przypomnienia ( o Kodzie już pisałem, posty mają tytuły
Tora 1, Tora 2, itd.)
Michael
Drosnin: - „O tej niesamowitej historii dowiedziałem się po
rozpoczęciu wojny w Iraku. W tym czasie omawiałem prognozy
dotyczące działań wojennych z szefem izraelskiego wywiadu. Przy
wyjściu z budynku sztabu zatrzymał mnie młody oficer, którego
znałem już wcześniej, i powiedział: -
-
W Jerozolimie jest pewien matematyk, którego koniecznie powinien pan
poznać. Podał nam dokładną datę wybuchu wojny w Zatoce. Odczytał
to z Tory.
-
Jestem niewierzący – odpowiedziałem.
-
Ja też – odparł oficer – ale on odkrył kod, którym w Torze
została zapisana ta data. Podał ją nam na kilka tygodni przed
wybuchem wojny.
Wydawało
mi się to nie do wiary, ale uczony, który ten szyfr odkrył,
uznawany był za matematycznego geniusza na skalę światową!
Dowiedziałem
się wówczas o istnieniu intrygującej zagadki, która nakazuje
cofnąć się o 3200 lat, do czasu, gdy Bóg przemówił do
Mojżesza na górze Synaj.
Eli
Rips uruchomił komputer i wskazując na ekran powiedział: -
„Biblia to program komputerowy”.
Słowa
„Saddam Husajn” i „rakiety Scud” zostały
zakodowane w tekście biblijnym wraz z datą irackiego ataku na
Izrael 18 stycznia 1991 roku.
-
Ile dat pan znalazł? - spytałem.
-
Tylko tę jedną, trzy tygodnie przed wybuchem wojny –
odpowiedział.
Ale kto mógł wiedzieć przed trzema
tysiącami lat, że będzie jakaś wojna w Zatoce Perskiej i
że pierwsze rakiety zostaną odpalone 18 stycznia?
Bóg – odparł krótko Rips. To tylko pogłębiło mój sceptycyzm. Zasugerowałem Ripsowi próbę wyszukania informacji o wydarzeniach współczesnych i przyszłych, których w Biblii jeszcze nie znalazł.
Bóg – odparł krótko Rips. To tylko pogłębiło mój sceptycyzm. Zasugerowałem Ripsowi próbę wyszukania informacji o wydarzeniach współczesnych i przyszłych, których w Biblii jeszcze nie znalazł.
No
i zaczęło się!
Odnaleźliśmy
wtedy połączenie słów „prezydent Kennedy” i „Dallas”
oraz „Bill Clinton” i „prezydent” na sześć
miesięcy przed elekcją Clintona.
Eliahu
Rips, matematyk i kryptolog, pracował przy szyfrach w wojsku
izraelskim. Koniec lat osiemdziesiątych i początek
dziewięćdziesiątych, był okresem gwałtownego rozwoju techniki
komputerowej. Rips stworzył program, w którym Tora
przemówiła boskim głosem.
Wcześniej
sięgali do Tory mistycy: - Nostradamus, Izaak Newton.
Newton
odczytywał zakodowane informacje „na piechotę”, z
ołówkiem i kartką papieru. Był zauroczony Torą. Zajmował
się tym ponad 20 lat, aż do swej śmierci.
Kryzys
ekonomiczny 2007 roku według Tory
Wyglądało
to jak powtórka z lat trzydziestych w przyśpieszonym stylu XXI
wieku.
Wielka
depresja oglądana z obecnej perspektywy sprawiała wrażenie
rozwijającej się w „wypoczynkowym” tempie. Teraz
wszystkie złe wiadomości w oka mgnieniu obiegają glob.
W
2008 roku amerykańska giełda utraciła już połowę wartości,
wyparowało około 8 bilionów dolarów. Wiodące korporacje Stanów
Zjednoczonych – General Motors, General Elecktric i Citigroup –
znalazły się na krawędzi bankructwa. Bezrobocie osiągnęło
rekordowy poziom i dalej wzrastało w latach 2009 i 2010.
Następne
załamanie kod Biblii przewiduje w 2012 roku.
Przekazy
te odkryłem w X 2007 roku, gdy na giełdzie trwała hossa, a indeks
Dow Jones osiągał ponad czternaście tysięcy punktów.
Pamiętałem,
że w 1929 roku sytuacja wyglądała podobnie. Tuż przed gwałtownym
krachem rynek osiąga szczyt koniunktury.
„Kryzys
ekonomiczny” został zakodowany w Biblii tylko raz.
W
tym samym miejscu pojawia się słowo „depresja”, które
również już się nigdzie nie powtarza. Prawdopodobieństwo
przypadkowego wystąpienia takiej konfiguracji wynosi jeden do
tysiąca.
W
tej samej matrycy kodowej mamy rok „5690”, czyli 1929 we
współczesnym kalendarzu rzymskokatolickim – rok głębokiego
załamania, które wywołało wielką depresję lat trzydziestych.
Prawdopodobieństwo takiej zależności to już trzy do miliona.
Pierwszy
szok nastąpił w połowie września 2008 roku, po czym cała
amerykańska gospodarka upadła na kolana, naruszając poważnie
stabilność rynków światowych. W takich okolicznościach na
prezydenta wybrano Baracka Obamę.
Obejmując
swój urząd, stanął on w obliczu najpoważniejszego kryzysu
ekonomicznego od czasów Roosevelta.
W
październiku, gdy kampania Obamy zbliżała się do
zwycięskiego zakończenia, wszyscy zdawali sobie sprawę z recesji,
nikt jednak nie doceniał jej głębokości i skali.
Po
zaprzysiężeniu nowej głowy państwa 20 stycznia 2009 roku indeksy
giełdowe straciły 5 procent wartości. Był to największy spadek
notowań w dniu inauguracji prezydentury w historii kraju.
Byliśmy
świadkami narastającej katastrofy o niemal biblijnych rozmiarach –
czegoś w rodzaju dziesięciu plag egipskich.
Wszystko
to zostało zapisane w Biblii trzy tysiące lat temu.
Po
roku wielkiej recesji mówiono już o tym, że mamy ją za sobą.
Prezes Rezerwy Federalnej Ben Bernanke oficjalnie ogłosił
„przypuszczalny” jej koniec, co miało oznaczać początek
ożywienia gospodarczego.
W
X indeks Dow Jones po raz pierwszy w 2009 roku przekroczył
dziesięć tysięcy punktów. Na Wall Street świętowano, jak
gdyby dwanaście miesięcy wcześniej nie doszło do żadnego
załamania.
18
października – w osiemdziesiątą rocznicę krachu z 1929 roku na
łamach „The Wall Street Journal”, zwanego biblią
kapitalizmu, znów pojawiło się niepokojące pytanie: - „Czy to
powtórka z lat trzydziestych?”.
Dlaczego
to pytanie padło?
Ponieważ
bezrobocie utrzymywało się na rekordowym poziomie 10%, kryzys na
rynku nieruchomości, który stał się katalizatorem załamania,
„nawet się pogłębił”, a co najgorsze, deficyt budżetu
państwa sięgnął 1,4 biliona dolarów – najwięcej od 1945 roku.
„Poprzednia
taka sytuacja, w której głęboko zadłużona gospodarka usiłowała
wydobyć się z zapaści, miała miejsce w latach trzydziestych –
przypominał „Journal”.
Co
na to kod Biblii?
Zwrot
„recesja w Stanach” została zaszyfrowana równolegle z
„śmierć na giełdach”, oraz „pięć lat”.
Prawdopodobieństwo
wystąpienia takiej konfiguracji to jeden do dwóch milionów.
Niby
żałowałem, że nie miałem komu przekazać informacji o prognozach
kodu, dotyczących nadchodzącego kryzysu, Gdybym jednak zawiadomił
o tym administrację prezydenta Busha, nikt by nie uwierzył w
możliwość pięcioletniej recesji, ponieważ trwał właśnie
szczyt hossy.
Zadzwoniłem
więc tylko do mojego maklera i poleciłem, aby wszystko sprzedał.
„Chyba
pan oszalał – usłyszałem w odpowiedzi – mamy przecież
najlepszą koniunkturę w historii”.
Po
raz kolejny kod Biblii powiedział coś, czego nikt nie brał pod
uwagę, i jak zwykle te prognozy miały się wkrótce sprawdzić.
Sytuacja
stała się niepokojąca w poniedziałek, 15 września 2008 roku. Na
giełdzie nastąpił największy spadek notowań od 11 września 2001
roku.
Tym
razem przyczynę stanowił nie atak terrorystyczny, lecz upadek
Lehman Brothers – jednej z pięciu największych firm
inwestycyjnych na Wall Street.
To
zdarzenie pogłębiło kryzys.
Bankructwo,
do którego doszło w niedzielę w nocy, wywołało reakcję
łańcuchową upadłości, a w jej wyniku nie ostało się żadne z
tych pięciu wielkich przedsiębiorstw.
„The
Wall Street Journal” napisał:
W
TEN WEEKEND GIEŁDA ZAMARŁA”.
Ta
sama data – 15 elul według kalendarza biblijnego – pojawia się
w kodzie wraz ze słowami: - „depresje”, „w każdym kraju”,
„koniec pieniądza”.
Tekst
sprzed trzech tysięcy lat dokładnie opisuje niedawne wydarzenia.
Żadna
gazeta, ani żaden kanał TV nie brały pod uwagę możliwości
upadku z dnia na dzień potężnej firmy inwestycyjnej, oraz serii
bankructw, która później nastąpiła.
Fakt
ten został jednak zaszyfrowany w Biblii przed tysiącami lat.
Jak
to możliwe?
1
grudnia 2008 roku oficjalnie przyznano, ze Stany Zjednoczone znajdują
się w recesji od roku, czyli od grudnia 2007.
(Przecież
każdy to mógł zobaczyć w wykresach indeksów. Ale widocznie
lemingi musiały to usłyszeć...)
Z
przerażeniem zauważyłem, że potwierdza się wszystko, co
wyczytaliśmy wcześniej w kodzie Biblii.
(Jestem
wolnym człowiekiem, a więc nic mnie nie powstrzymuje, aby pytać: -
„Z przerażeniem?” Drosnin pisząc te słowa ma za sobą 10 lat bycia z kodem.
Setki, o ile nie tysiące razy stwierdził, że: - TO DZIAŁA!!!!
W
przypadku rynków finansowych dostęp do informacji jest szczególnie
cenny – można grać na spadki.
A
więc celniejszym słowem byłoby: - „z zadowoleniem”).
Lecz
przecież mogę się także mylić w przypadku autora Kodu Biblii 3 –
jego intencje są szczere. Rozsądź to Czytelniku sam).
Tego
samego dnia wysłałem do kandydata na sekretarza skarbu Timothy'ego
Geithnera list z informacją, że kod ostrzega „przed
początkiem głębokiej recesji mogącej potrwać co najmniej cztery
lata – do roku 2012 – a więc przez całą pierwszą kadencję
Obamy.
Nie
twierdziłem, że znam proste wyjście z tej sytuacji, nie oferowałem
też żadnego wsparcia bez pokrycia.
Jeśli
istnieje rozwiązanie – pisałem – to być może również
zostało zaszyfrowane. Ale kod Biblii nie jest szklaną kulą, możemy
znaleźć odpowiedzi tylko na te pytania, które potrafimy zadać.
Czyli
najpierw musimy je sformułować.
Geithner
nigdy nie odpowiedział.
Dwie
godziny po tym, jak wysłałem ten list, „The Wall Street
Journal” doniósł: „Dow Jones spadł o sześćset
osiemdziesiąt punktów, narasta przekonanie o długotrwałym
światowym zastoju gospodarczym”.
Wreszcie
10 lutego Geithner przedstawił wyczekiwany z niepokojem plan
stabilizacji rynków kredytowych i ratowania banków kosztem dwu i
pół biliona dolarów pochodzących z budżetu państwa i ze źródeł
prywatnych.
Ceny
akcji spadły natychmiast o 382 punkty, do stanu najgorszego od dnia
zaprzysiężenia Obamy. W ciągu zaledwie czterech dni, które
pozostały do końca tygodnia, indeksy straciły kolejne pięć
procent.
Mimo,
ze rząd federalny setkami miliardów, a nawet bilionami dolarów
wspierał upadające banki, korporacje i rynki hipoteczne, to cała
amerykańska gospodarka nadal toczyła się ku przepaści.
Było
jasne, ze będziemy musieli podnieść nasz system ekonomiczny z
totalnej ruiny.
W
szczytowej fazie kampanii wyborczej, 16 września – dzień po
„śmierci giełdy na Wall Street” - Obama
powiedział: - ”To, co widzieliśmy w ostatnich dniach, to nic
innego, jak ostateczny wyrok na koncepcję ekonomiczną, która
kompletnie zawiodła”.
Chodziło
oczywiście o republikańską filozofię wolnego rynku,
usprawiedliwiającą brak regulacji działania giełdy, oraz politykę
podatkową, zapewniającą dalszy wzrost fortun jednego procenta
najbogatszych Amerykanów, którzy skupili już w swoich rękach
ponad połowę majątku narodowego.
Dwa
tygodnie po zaprzysiężeniu, walcząc z Kongresem o pieniądze na
rozruch upadającej gospodarki, Obama powiedział: - „Teraz
już dla każdego jest jasne, że odziedziczyliśmy kryzys
ekonomiczny tak głęboki i ostry, jak wielka depresja”.
Najgorsze,
że nikt nie wiedział, co robić – które branże ratować, a
którym pozwolić umierać, jak skłonić banki do pożyczania
pieniędzy firmom nie mającym już środków na wypłaty i
zwalniającym setki tysięcy ludzi.
W
piątek, 13 lutego 2009 roku, Kongres zatwierdził wreszcie pakiet
stymulacyjny Obamy o wartości 787 miliardów dolarów. I to
również zostało przepowiedziane.
Nazwisko
„Obama” jest zaszyfrowane razem z „programem ratunkowym”
i „recesją”. Kod sugeruje, że nowy prezydent będzie próbował
przezwyciężyć paraliż ekonomiczny za pomocą wydatków rządowych.
Pod
koniec lutego 2009 roku Obama przedstawił Kongresowi
radykalny projekt budżetu wynoszącego 3,6 biliona dolarów, by
zneutralizować skutki trzydziestu lat konserwatywnej polityki
gospodarczej, zapoczątkowanej przez Ronalda Reagana, i
powrócić do koncepcji Nowego Ładu Franklina Roosvelta.
Następnego
dnia giełda spadła do poziomu najniższego od dwunastu lat, nieco
powyżej siedmiu tysięcy punktów, co stanowiło połowę najwyższej
wartości z roku 2007, w którym kod już przewidywał kryzys.
(W
Polsce dołek był 18 lutego. Policzyłem go i wiadomość o końcu
spadków nieopacznie puściłem w świat.
Zachód
spada dalej przez dwa tygodnie, a polska giełda nie. Ale jak długo
tak może być? Wygląda na to, że się pomyliłem. To małe piwo,
gorzej że ludzi zawiodłem. Jednak dołek nie puścił! Ufff!
Zapamiętałem dobrze stres związany z podaniem
prognozowanej daty, jako definitywnego końca spadków lub wzrostów.
Teraz wolę pisać, czy mówić: to wygląda na znaczący zwrot.)
Uzdrawianie
Ameryki za pomocą przywracania ekonomicznej normalności okazało
się niełatwym zadaniem.
„To,
co dobre dla General Motors, jest dobre dla całego kraju”.
Oto
słynne hasło z lat pięćdziesiątych.
I
ta legenda amerykańskiego przemysłu na naszych oczach stała się
bezwartościowym balastem.
1
czerwca 2009 roku General Motors
– ikona korporacyjnej Ameryki – ogłosił bankructwo. Firma o
ponad stuletniej tradycji, największy producent pojazdów w Stanach,
popadła w zadłużenie rzędu stu miliardów dolarów. Aby ratować
całą gałąź przemysłu, rząd musiał wykupić sześćdziesiąt
procent akcji GM za ponad pięćdziesiąt miliardów dolarów
pochodzących z pieniędzy podatników.
Innymi
słowy nacjonalizacja.
„Nacjonalizacja
GM” znajduje się w kodzie biblijnym wraz z wyrażeniem „dług
w kryzysie finansowym” oraz rokiem 2009.
Stało
się coś niewyobrażalnego.
I
nie było to pierwsze zaskoczenie. Załamał się cały system
finansowy, co zmusiło Obamę do ratowania kapitalizmu przez
przejęcie nad nim kontroli.
Biały
Dom natychmiast zaczął dementować pogłoski o planowanej
nacjonalizacji banków. Kod Biblii przewiduje jednak takie zdarzenia
i to w nieodległej przyszłości.
Zakodowane
słowo „banki” krzyżuje się z „nacjonalizacja”.
Nikt
nie nazywał tego upaństwowieniem, ale zgodnie z przewidywaniami, w
pierwszym tygodniu maja 2009 roku specjalistyczne badania pokazały,
że ponad połowa największych amerykańskich banków nie przetrwa
bez wielomiliardowych zastrzyków gotówki.
Trzy
czołowe banki nie potrafiły znaleźć niezbędnych rezerw, a
największy bank światowy – Citigroup – sprzedał jedną
trzecią swoich akcji rządowi federalnemu.
Inaczej
mówiąc: - nacjonalizacja.
Przejęcie
przez rząd kontroli nad dwoma największymi korporacyjnymi gigantami
– General Motors i Citigroup – radykalnie zmieniło
amerykańską gospodarkę.
Podatnicy byli już właścicielami AIG
– największej na świecie firmy ubezpieczeniowej – oraz
dwóch najpotężniejszych przedsiębiorstw udzielających kredytów
hipotecznych, co oznacza właściwie upaństwowienie całego systemu
finansowego.
Korporacja
Ameryka.
To
była ostatnia deska ratunku.
Wszystko
działo się błyskawicznie, a przewidywania kodu biblijnego
spełniały się w trakcie pisania tej książki.
Amerykański
Departament Skarbu był w stanie powstrzymać ostateczny upadek
gospodarki tylko jednym sposobem – Wytwórnia Papierów
Wartościowych pracowała w nadgodzinach, drukując pieniądze
niemające żadnego pokrycia, tylko zwiększające dług.
Lęk
zamienił się we wściekłość. Dlaczego nikogo nie ukarano?
Dlaczego użyto pieniędzy podatników na miliardowe premie dla
dyrektorów banków, którzy doprowadzili gospodarkę do ruiny?
Wall
Street wypuściło bezwartościowe papiery.
„The
Washington Post” nazwał to później „zwariowanym, dzikim
pędem do funkcjonowania na kredyt, za nienależne pieniądze, który
załamał światowe rynki finansowe, a rząd zmusił do największej
w historii interwencji ratunkowej”.
Typowym
przedstawicielem tego kryminalnego obłędu był człowiek uważany
przez wszystkich za wspaniałego inwestora i zaliczany do filarów
społeczności finansistów – Bernard Madoff – bezwstydny
oszust i złodziej, który zdołał ukraść sześćdziesiąt
miliardów dolarów dzięki wykorzystaniu mechanizmu sprzedaży
lawinowej.
Jego
nazwisko zostało zakodowane w Biblii, razem ze słowami „oszust”
i „wyróżnił się”. I na tym polegała istota skandalu.
„Wyróżnił
się” oznacza w tym przypadku – przebrał wszelką miarę –
w odróżnieniu od reszty nigdy nie ściganych przestępców z branży
inwestycyjnej.
(
I tu się Drosnin zagalopował, przemilczając prawidła
inwestowania w tak zwane „krótkie pozycje”, czyli grę na
spadek kursu.
Zasada
jest prosta: - co dozwolone, to nie zabronione.
Bernard
Madoff otwierał „krótkie pozycje” zgodnie z prawem.
Gramy
bowiem – mam na myśli kontrakty terminowe, CFD, a także akcje,
przewidując zwyżkę, albo spadek kursów. Odbywa się to, zgodnie z
prawem, za pożyczone pieniądze. Inwestor musi mieć pokrycie
jedynie na nikły procent wartości derywatu. To się nazywa dźwignią
finansową, albo lewarem finansowym.
Rzucenie
na rynek wystarczających pieniędzy w shortach zawsze
wywołuje ruch w dół w notowaniach. A wiemy, że lawinę wywołuje
kamyczek.....
Inwestorzy,
którzy byli na rynku w omawianym czasie, pamiętają wprowadzone
wtedy zakazy dotyczące otwierania „krótkich pozycji”.
Nazwisko
Bernarda Madoffa ukazało się więc na polityczne zamówienie
- trzeba było bowiem znaleźć kozła ofiarnego.
Lepiej
przecież poświęcić jedną ofiarę niż pokazać cały mechanizm –
czyli prawdę.
Prawda
ma być ukryta, a nagłośniona Ściema.
„Ciemny
naród” i tak wszystko kupi.
Jak
widać, każda polityka, także światowa, opiera się na dezinformacji,
przemilczaniu i niestety na grzebaniu w trupach).
Rok
po wdrożeniu państwowego programu ratunkowego, największy bank
inwestycyjny, któremu udało się przetrwać – Goldman Sachs
– został pozwany przez rząd za przestępstwa finansowe.
Amerykańska
Komisja Papierów Wartościowych i
Giełd stwierdziła, że Goldman wypuścił papiery
wartościowe oparte na kredytach hipotecznych, ponieważ przewidywał
spadek ich wartości. Sprzedał ich za miliardy swoim klientom, choć
jednocześnie działał przeciwko nim.
To
nie była strategia zabezpieczająca przed wahaniami cen. Goldman
wybrał najgorsze kredyty hipoteczne i świadomy ich słabości nadał
im najwyższą rentowność w rankingu.
Oferował
je jako solidną inwestycję i zarobił ogromne pieniądze, licząc
na spadek ich wartości.
„Goldman
Sachs” występuje w kodzie Biblii razem ze słowami „oszuści”
i „kryzys finansowy”.
W
odróżnieniu od Madoffa, Goldman Sachs przyczynił się
bezpośrednio do światowego kryzysu ekonomicznego.
Przerażające
jest to, że z tej właśnie firmy wywodzi się wielu czołowych
doradców Obamy.
Większość
Amerykanów nabrała przekonania, że rząd zatroszczył się o
swoich kumpli z Wall Street, obciążając kosztami resztę
społeczeństwa.
W
całej Ameryce, a właściwie na całym świecie, ludzie tracili
domy, pracę i emerytury. Tylko w Stanach piętnaście milionów
obywateli zostało bez pracy. W innych krajach wskaźniki
zatrudnienia spadły do najniższego poziomu po drugiej wojnie
światowej.
To
samo działo się w Europie, a agencja Standard & Poor's
ogłosiła, że Wielka Brytania może utracić najwyższą
wiarygodność kredytową.
Kryzys
ekonomiczny ogarnął cały świat.
(Niemal
na każdej stronie książki, Michael Drosnin zamieszcza
wybrane urywki z Tory z zaznaczonymi frazami).
Nawet
Roosevelt nie był w stanie odwrócić negatywnych trendów w
gospodarce w ciągu jednej kadencji.
Dały
się słyszeć także głosy pełne pesymizmu.
Paul
Krugman, noblista, pisał na łamach „New York Timesa”:
- „Sprawy mają się coraz gorzej. Można jedynie powiedzieć, że
sytuacja pogarsza się trochę wolniej. Nawet w okresie Wielkiej
Recesji nie wszystko szło prosto w dół. Obecnie nie wygląda to
ciekawie. Nadeszła dla nas chwila prawdy”.
Mnie
najbardziej przerażały nie kwestie ekonomiczne – pisze Drosnin
– ale koszmar, który załamanie gospodarcze mogłoby spowodować –
nie druga wielka depresja, lecz trzecia wojna światowa.
Drugą
wojnę wywołał Głęboki Kryzys Gospodarczy, w świecie, który i
tak jest niebezpieczny, kolejna pokaźna depresja może stworzyć
chaos, a w konsekwencji stać się przyczyną trzeciej wojny.
W
tej sytuacji atak terrorystyczny z użyciem broni jądrowej mógłby
nas cofnąć do epoki handlu wymiennego.
Nawet
ktoś tak znany jak inwestor Warren Buffett, przyznaje: -
„Terroryzm nuklearny jest niestety nieunikniony”.
W
kwietniu 2010 roku „Newsweek” ogłaszał: Ameryka powraca!
Bezrobocie
wciąż było jednak bliskie dziesięciu procent, czwarta część
domów nadal „tonęła” w zadłużeniu większym od ich
realnej wartości, a deficyt budżetowy wymykał się spod kontroli.
Oceniano,
że do 2020 roku dług narodowy osiągnie 90% produktu krajowego
brutto.
W
Europie było jeszcze gorzej.
Grecja
zbankrutowała, a jej długi uznano za obligacje śmieciowe.
Hiszpania oraz Portugalia podupadły. Ten sam kierunek obrały
Włochy, a dług Wielkiej Brytanii ustępował jedynie Grecji.
Mimo
to Dow Jones przekroczył jedenaście tysięcy punktów i
wszyscy na Wall Street wiwatowali.
I
wtedy w czwartek, 6 maja 2010 roku Dow Jones spadł nagle w
ciągu pięciu minut o prawie tysiąc punktów. Szok trwał wprawdzie
bardzo krótko, ujawnił jednak wady w systemie rynkowym i ponownie
nim wstrząsnął.
Czy
na tym zabawa się skończyła?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz