wtorek, 4 października 2011

Strażnicy Tajemnic III Rzeszy




W każdej dziedzinie, w której działałem, lub działam, mam wrogów. Widocznie tak musi być. Wchodzenie do Tuneli w Górach Sowich, to była jedna z moich pasji. To już za mną. Grupa poszukiwaczy skarbów, która początkowo liczyła 8 osób, stopniała do trzech. Postarzeliśmy się, bo ta przygoda trwała 15 lat. Ale przeżyć wspaniałych, podnoszących adrenalinę nikt nie odbierze. Co tydzień zamieszczę jeden rozdział z książki, którą zacząłem pisać. Jest 13 rozdziałów. Zamieszczałem je w jednym z blogów. Dostałem trzy ostrzeżenia, żebym więcej nie pisał. Dwa zbagatelizowałem. Trzecie jest wystarczająco poważne, podporządkowuję się więc i zaprzestaję pisania dalszego ciągu.------STRAŻNICY TAJEMNIC III RZESZY – rozdział pierwszy. Opowieść zaczyna się w 1967 roku na Mazurach, w nadleśnictwie Olsztynek. Jestem studentem wydziału Leśnictwa SGGW z Warszawy. Przyjechałem na praktykę, na Harleyu z 1943 roku, wymalowanym w kwiatki. Na uczelni mam już złą opinię za buntowniczość i jawną krytykę systemu. Przyjeżdżałem na swym kolorowym motocyklu w mundurze na zajęcia w Studium Wojskowym. W kasku czołgowym z „ Czterech Pancernych”. Zajeżdżałem z fasonem przed samo wejście do uczelni na rogu Rakowieckiej i Alei Niepodległości. Robiłem wyraźną furorę wśród młodszych studentów, a zwłaszcza studentek. Tymczasowo byłem tolerowany, chociaż tuż przed wyjazdem odmówiłem zapisania się do Związku Młodzieży Socjalistycznej. I to nie byle komu odmówiłem, bo dziekanowi. Stwierdziłem, że ZMS jest organizacją podobną w indoktrynacji do Hitlerjugend. A dziekan był wyjątkowo prorosyjski. Często wyjeżdżał do „przyjaciół”. Opowiadał o tym piejąc z zachwytu. Reakcja dziekana była gwałtowna - o mało go nie trafił szlag. Motocykl kupiłem za osobiście zarobione pieniądze. Miałem głowę do interesów, oraz kolegów z „dobrze ustawionych” domów. No bo kto miał mieć dobrze, jak nie uczniowie elitarnego męskiego liceum im. Tadeusza Reytana ? Kupowałem płyty gramofonowe od Janusza Zaorskiego. Płyty trudno dostępne na rynku. Płyty sprzedawałem jak świerze bułeczki, a pieniądze szły na Fabulos – ilustrowane pismo o zespołach muzycznych młodzieżowych, Beatlesi, Rolling Stones, Manfred Man itd. Pisma kupowałem od kolegi z Reytana, który miał rodzinę w Anglii. W jednym piśmie było do dziesięciu dobrych zdjęć na całą stronę. Sprzedawałem pojedyńczo. Po pół roku pojechałem do Siedlec, gdzie w stogu siana gospodarz znalazł ukryty motocykl Harley XA z niezwyłym silnikiem typu boxer { z cylindrami ułożonymi płasko naprzeciw siebie }. Gdy dowiedziałem się, że motor ten przeznaczony był dla wojsk walczących na pustyniach Afryki przeciw oddziałom Rommla, zakochałem się w nim. Miałem silny ciąg do militariów. Model ten miał wał napędowy zamiast zawodnego łańcucha. Wyprodukowano tylko niecały tysiąc tego modelu. Biały Kruk motocyklowy jednym słowem. Ląduję u jednego z leśniczych, w Tymawie. Malownicze, dzikie jezioro. Wiosna. Płynę łódką z dwojgiem dzieci leśniczego. Opowiadam coś zawzięcie. W pewnym momencie mówię : wiecie co ? mówmy sobie po imieniu, mam przecież tylko 19 lat a wy 10 i 11. Dziewczynka dziesięcioletnia na to : - ja się nie zgadzam, bo pan jest dla mnie za stary ! Jakie wszystko jest względne. Oto w wieku 19 lat, dowiedziałem się, że jestem stary. Podpływamy do trzcin po drugiej stronie jeziora. Słońce grzeje. Patrzę w wodę obok łódki. Więcierze ! Pełne szczupaków. Wielkich. A jest jeszcze okres ochronny – wiem to, bo wtedy byłem wędkarzem. No to czas na dobry uczynek. Dam nauczkę kłusownikom. Wyciagam więcierze, jeden po drugim i wypuszczam mamusie szczupakowe pełne ikry. Triumfalny powrót do leśniczówki. Ale co to ? Leśniczy zobaczył mnie wchodzącego na podwórko z więcierzami i załamał ręce ! Józek, krzyknął do najstarszego syna, - weż więcierze od naszego studenta i zanieś do Kwiatkowskiego, przeproś go i powiedz, że wieczorem przyjdę z butelką. A do mnie powiedział : - Wsiadaj na motor, ja siadam z tyłu, pokażę ci coś. Przejechaliśmy kilka kilometrów. Mielno – kilkanaście poniemieckich domów na wysokim brzegu nad jeziorem. Jednakowy układ budynków, fajansowe studnie, fajansowe poidła. Jedziemy za osadę, na skraj lasu. Leśniczy poleca wyłączyć silnik. Polana. Nic tu nie ma. Tylko dziwnie duże pokrzywy. I od razu skojarzenie – takie same miejsca widziałem w Bieszczadach, w miejscu popalonych domostw ukraińskich. Pokrzywa towarzyszy ludzkim siedzibom. Leśniczy opowiada : - był tu zaraz po wojnie taki sam człowiek jak ty. Zapowiedział, że zrobi porządek na tym terenie. Był gajowym. Zaczaił się w lesie. Złapał kłusowników. Prowadził ich szosą z rękami w górze do samego Olsztynka. I doprowadził. Oddał zarekwirowną broń. Nieszczęście gajowego polegało na tym, że komendantem posterunku milicji był teść jednego z kłusowników. Rano gajowy wyjeżdżał na objazd lasu willisem { angielski samochód terenowy wojskowy z demobilu}. Chodż, zobacz. Tu na skraju polany leży wrak. Tyle zostało z willisa. A teraz policz przestrzeliny. Liczę. 37. Klaiber 9 mm. A więc ze schmeissera strzelano. Magazynek ma 20 szt. Więc licząc ostrożnie, bo część kul poszła < panu bogu w okno >, strzelało przynajmiej trzech i to bardzo celnie. Dobrze główkujesz, młody – leśniczy na to. A na końcu przygrzali mu z panzerschrecka. Dom podpalili. Byłem tu pierwszy na miejscu, wracałem akurat z nadleśnictwa, jak zaczęła się strzelanina, a właściwie egzekucja. Nie było co pochować, tak go rozniosło. I po co to było ? Był w AK, przeżył Powstanie, a tu marnie zginął, bo chciał naprawiać świat. Dlatego ty się zastanów, młody, czy chcesz walczyć z ludżmi, którzy mają na bakier z prawem. A teraz pojedziemy do mojej fabryki, zakończył. Po kilku następnych kilometrach, szosa opada, widać po jej obu stronach jeziora, a potem jest stromy wjazd na zbocze. Przesmyku broni czapa niemieckiego bunkra. Na stalowych drzwiach olbrzymia kłódka z napisem : < Wojsko Polskie >. Leśniczy mówi : wojsko polskie, a ja mam klucz. Zdejmuje kłódkę. Kręci kierownicą. Wchodzimy. Przedsionek. Leśniczy chwyta za hebel – włącznik i zapala światło! Pyta mnie ; odważny jesteś ? Wejdż do windy amunicyjnej, a ja ciebie spuszczę na piąty poziom do magazynów amunicyjnych. Ciarki przechodzą mnie po grzbiecie. Co tu jest grane? Skąd tu prąd 20 lat po wojnie ? I myśl : - pewnie na dole trzymają Niemca, który kręci pedałami dynama ? To w każdej chwili może przestać krecić i winda się zatrzyma! Nie, lepiej nie ryzykować. Leśniczy się uśmiechnął. Schodzimy po schodach. Drugi poziom jest już poniżej lustra wody, a tu sucho, nawet pył na ścianach. Jak ci Niemcy budowali? Coraz silniejszy smród zacieru, bo ta „fabryka” leśniczego, okazuje się bimbrownią. Dlatego ciągle chodził „podcięty”. Chcesz spróbować produkcji? Pyta. Dziękuję, nie – odpowiadam. Wtedy nie brałem jeszcze do ust alkoholu – uraz po domu pijackim, oraz byłem sportowcem. No to zajrzyj młody, co jest obok. Zaglądam. Niemiecki ordnung. Skrzynki z handgranatami- tłuczkami do kartofli, zapełniają pomieszczenie po sufit. Brakuje tylko kilkunastu. Leśniczy bierze granat, odkręca zawleczkę, jest już nieżle pijany! Cofam się. – Nie bój nic, ja sam w strachu, mówi śmiejąc się. Jak nie urwiesz tego jedwabnego sznureczka umocowanego do rękojeści, nic się nie stanie. { tyle już wiem, dwa dni temu widziałem jak do sklepu w Tymawie przyszedł jeden pijany z polskim granatem obronnym, cytrynką, inni też byli pijani, bo po to przychodzili przed sklep. Myślałem, że to żart, że to atrapa, dlatego obserwowałem spokojnie, nie bojąc się. Wyperswadowali mu po dłuższych namowach puszczenie ściśniętej łyżki. Bo wyjętą zawleczkę trzymał w zębach. Odebrali ostrożnie granat aby nie zwolnić łyżki, włożyli zawleczkę. Wtedy ktoś uderzył porządnie tego od granatu. Uderzony upadł znokautowany. A towarzystwo wróciło do picia. Ten granat sieje odłamkami na 200 metrów. Po tym zdarzeniu zacząłem uważać, na to, co się wokół mnie dzieje}. ----Po urwaniu masz trzy sekundy, żeby rzucić. Głuszymy tym ryby, a także rzucamy w Sylwestra. Patrzę na datę produkcji, listopad 1944. W każdym domu w Tymawie jest pod ręką parę takich tłuczków - < na wszelki wypadek> - kontynuuje leśniczy. Jak podpadniesz komuś, zamiast do jeziora, wrzucą ci granat do łóżka. Warto zadzierać? A ja mam dziesięcioro dzieci, za „przymykanie oczu” dostaję jeszcze parę złotych. Ale najważniejsze, że żyję! Nie tak, jak ten gajowy z Mielna. Musisz sobie, młody, zadać pytanie: czy chcesz walczyć z takim światem? – zakończył. Przypomniałem sobie regułę, którą zaszczepił mi mój ojciec : < Albo robić coś dobrze, albo dać spokój >. I w tym momencie straciłem serce do leśnictwa. Ono czekało tylko, żeby je dobić. A to stało się niedługo potem. Podziemny kabel elektryczny natomiast, był doprowadzony do bunkra z Olsztynka

3 komentarze:

  1. Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy ...

    OdpowiedzUsuń
  2. Pytanie... dlaczego nie ma kontynyuacji... po cd2 liczylem na 13 rozdzialow? Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń