wtorek, 11 października 2011

Strażnicy Tajemnic III Rzeszy - Tymawa


Zadomowiłem się już na dobre w Tymawie. Minął pierwszy miesiąc praktyki. W nadleśnictwie powiedziano mi, że w przyszłym tygodniu przeniosą mnie do leśniczówki w Mierkach, położonych we wschodniej stronie Olsztynka. Wiedziałem, że tam jest wypoczynkowy ośrodek rządowy, na terenie byłego kompleksu Hitlerjugend. To ciekawe, niby inna ideologia, ale te same miejsca. W Międzyzdrojach przykładowo, gdzie byłem w następnym roku, milicyjny ośrodek wypoczynkowy urządzono w byłym obiekcie SS. Czy to rzeczywiście róźne ideologie, ten nazizm i komunizm? Przecież w ich podstawie był ten sam pierwiastek – totalitaryzm. Sporo jeżdżę razem z leśniczym po okolicy, na liczniku uzbierało się prawie tysiąc kilometrów w ciągu tego miesiąca. Obok pole bitwy Grunwald, Dąbrówno, Olsztynek. W Tymawie znają mnie już wszyscy. Zaprzyjażniłem się kilkoma młodymi – oni pragną tylko jednego: przejechać się ze mną motocyklem! Starsi przyglądają się temu spode łba, nie podobam się. Wprowadzam ferment w młodych głowach, rozmawiam z młodymi o świecie. Jest sobota. Dziś leśniczy dał mi wolne. Gdzie by tu pojechać, jakiś fajny bunkier obejrzeć? Pytam od niechcenia żony leśniczego, gdzie podział się mąż. Mówi: - pojechał pod Grunwald, gdzie wydobywają torf. Aha, słyszałem o tym miejscu. No to wsiadamy na stalowego rumaka i wio! Niewielką kopalnię znalazłem łatwo – w jednej z mijanych przecinek zobaczyłem samochody. Podjeżdżam bliżej, wyrażna konsternacja wśród zebranej grupy osób. Jest leśniczy. Podchodzi do mnie. Jest zdenerwowany. Pyta: - dlaczego szwendasz się sam po okolicy?. O... tego nie lubię! Odpowiadam coś opryskliwie. Nie chcą mnie tu, nie będę się prosił. Odwracam się na pięcie, odchodzę. I patrzę na dwa piękne mercedesy z rejestracją niemiecką. Wsiadam na siodełko, ale nie dane mi jest odjechać. Podchodzi leśniczy. Jest bardzo poruszony, teraz zaczyna łagodnie. Co tu jest grane? Pyta, czy potrafię dochować tajemnicy. No pewnie, że potrafię! Tajemnice bardzo lubię! -To ja w takim razie zaręczę za ciebie – mówi, możesz zostać. Podszedł do grupki mężczyzn. Rozmawiają po niemiecku. Wśród tubylców dwóch obcokrajowców wyróżnia się ubiorem. Wszyscy ruszają w stronę odkrywki, leśniczy kiwa na mnie, żebym też szedł. Podchodzimy do „wykopaliska”. Kiedyś było tu jeziorko, potem uległo degeneracji zamieniając się w bagno. Bagno zamieniło się w torf. To niewielka niecka. W piaszczystym brzegu zrobiono wykop spychaczem i zrobiła się odkrywka. Stajemy na dnie dawnego bagna, z którego wywieziono już połowę torfu. Przed nami pionowa ściana o wysokości ok.7 metrów. Na dnie czysty piasek. Czyli taką głębokość miało bagno. Ze ściany torfu coś wystaje. Nie wierzę własnym oczom! Widzę głowę konia z pancernym rogiem na czaszce. I przykulony kościotrup rycerza! Koń klęczy na przednich nogach, rycerz wygląda jakby spał. Wyjrzało słońce. Promienie padły na głowę rycerza w przepięknym szyszaku i szyszak zalśnił zimnym, biało- niebieskim odbiciem doskonałej stali. Głowa rycerza opuszczona na piersi. Ze ściany torfu wystaje prawe ramię osłonięte misterną kolczugą, i bezwładnie opuszczona wzdłuż boku konia ręka w pancernej rękawicy. Ta rękawica! Dzieło sztuki. Ruchome półpalce. Słońce wyjrzało zza chmury i dało srebrne odbicia na przedramieniu i rękawicy. Czas stanął. Matrix. To tak niewiarygodne, że nie wierzę własnym oczom! Stoję z otwartymi ustami długą chwilę. Wyobrażam sobie ostatnie chwile tego, jak się okazało, krzyżackiego rycerza. Niemcy fotografują pracowicie w różnych ujęciach. A ja.... znalazłem się myślą w muzeum Wojska Polskiego. To rycerz spod Grunwaldu! Bitwa z 1410 roku, zamieniła się po pewnym czasie w pojedyńcze potyczki w całej okolicy. Ktoś uciekał, inny go gonił, aż zbratała ich wspólna śmierć w bagnie. Rycerze ciężkozbrojni nie mieli żadnych szans ratunku. Przecież sadzano ich na koniach za pomocą wciągarki. Gdy tak okuty wojownik spadł z konia, samodzielnie nie był już w stanie ponownie go dosiąść. Kwaśne bagienne środowisko stało się wspaniałą konserwacją dla szczątków. Wróciłem w to miejsce po miesiącu, gdy skończyła się praktyka. Jechałem jeszcze do Tymawy, aby się pożegnać z leśniczym. Pusta odkrywka, ani żywego ducha. Już mało torfu zostało. Chodziłem po dnie dawnego bagna, wyobrażając sobie potyczki rycerskie i ostatnie chwile ludzi topiących się w błocie. Zbierało się na burzę. Trzeba się zabierać stąd, pomyślałem. Gdy wsiadałem na motor, mój wzrok padł na stertę żelastwa. Podszedłem bliżej. Z wielkim trudem dało się rozpoznać, że to resztki mieczy. W miarę dobrze zachowane rękojeści, ale tylko fragmenty klingi. Ciekawe, że w jednym miejscu środowisko konserwuje stal, a w drugim niszczy. A może to zależy od składu samej stali. Odwiedziłem Tymawę i zacząłem uciekać przed burzą jadąc do Warszawy. Za plecami miałem czarną ścianę chmur i błyskawice. Silnik dudnił pełną mocą, ale grzmoty piorunów były coraz głośniejsze. Bardzo silne podmuchy wiatru przyginały silnie przydrożne brzozy. W tym wichrze wydawało mi się że frunę, a nie jadę. Wokół wirowały chmury liści. Elektryczność w powietrzu. Czułem się jak jeździec Apokalipsy! To było coś niesamowitego. Stopiony w jedno ze swym ciężkim motocyklem gnałem po pustej szosie, jak rycerz do ataku. To chwile niezapomniane. Uderzenie adrenaliny. I tak długo to trwało! Kilka razy już myślałem, że udało mi się uciec. Pomimo maxymalnej szybkości, która wynosiła 120 km/godz., burza dopadła mnie jednak za Mławą. Tak lunęło, że momentalnie przemokłem. Nie było wtedy takich ubiorów motocyklowych jak dziś. Niemiłe chwile były tylko, gdy woda zaczynała wjeżdżać po plecach w dół, przemakały uda, dostawała się do rękawów i podnosiła za łokcie. Po kilkunastu minutach była już wszędzie. Zwolniłem nieco i mogłem „spokojnie” jechać dalej, bo większe zmoknięcie już mi nie groziło. ------Po kilku dniach byłem na Starym Mieście w Warszawie i stanąłem przed oknem wystawowym Desy. Widzę taki sam kawałek miecza jak w kopalni torfu w Tymawie. Obok cena. Szok! Tyle kosztuje mój Harley! Natychmiast wsiadłem na motor i za dwie godziny byłem na Mazurach. A tam.....rozczarownie. Ani śladu po „złomie”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz