Moje dzieciństwo niewątpliwie związane jest z
babcią. Bez dwóch zdań babcia w czasie owym, miała niekwestionowany autorytet i
rządziła całą rodziną.
A ja byłem niejadkiem, tudzież dzieckiem
niespokojnego ducha, atoli babcia stosowała swoistą pedagogikę i kłopotów ze
mną nie miała. Ta pedagogika babci polegała na umiejętnym przypominaniu o istnieniu diabła:
- Jeśli dziecko
jest bardzo niegrzeczne, to może przyjść diabeł i urwie mu głowę.
- Babciu a ja to jaki jestem? - pytałem, patrząc z
niepokojem na babci minę.
- Ty? – babcia przeciągała
odpowiedź …… Truchlałem!
- Ty jesteś w
miarę grzeczny
– padała dość niejednoznaczna ocena, jednak diabeł wydawał się jakby mniej
groźny, napięcie malało. Wtedy prosiłem: - babciu opowiedz coś! I babcia
opowiadała.
Opowiadanie babci Szeptuchy.
Kiedyś, w jednej wiosce żyło dwóch chłopców. Bawili się razem, dorastali razem, byli przyjaciółmi. Czas był niespokojny, jak to zwykle bywa, kiedy jeden władca pokłóci się z drugim, a na wojnę, aby ginąć, zostają wysłani prości ludzie.
Ludzie zaczęli
mówić o brance do wojska, więc dwaj przyjaciele umówili się, że jeśli pójdą na
wojnę, a jeden z nich zginie, to ma obiecać, że pojawi się na ślubie drugiego
jako duch.
Nadeszła wojna i stało się: jeden z przyjaciół poległ.
Kiedy wojna się skończyła, drugi młodzieniec
wrócił do wioski, a jako że wielu młodych zginęło, dziewcząt był nadmiar. Nie
miał kłopotu z żeniaczką.
Nadszedł dzień ślubu. Po pięknej uroczystości
ślubnej w cerkwi, rozpoczęło się huczne wesele. Wszyscy bawili się, tańczyli,
tylko nie pan młody, który był markotny.
- A co ty
taki smutny? Zapytała męża jednodniowa żona.
- Ano trapię
się z powodu przyjaciela, który nie może się z nami bawić. I opowiedział
żonie o przysiędze, którą kiedyś sobie złożyli.
- To ty może
idź na cmentarz i zaproś duszę przyjaciela na wesele, bo może on zapomniał o
przyrzeczeniu – powiedziała żona.
I tak się stało – poszedł pan młody na cmentarz,
odwiedzić grób zabitego.
Robiło się już ciemno, kiedy zbliżał się do
cmentarza. Naraz usłyszał skoczną muzykę. Kiedy już stanął przy grobie,
zorientował się, że muzyka dobiega spod ziemi.
Zdziwiony zaczął wzywać duszę przyjaciela, która
zaraz wyskoczyła z grobu.
- Obiecałeś
być na moim weselu, nawet jako dusza i chyba zapomniałeś!
- Nie
zapomniałem – odpowiedziała dusza – wybieram się do ciebie, ale u nas także
dziś wesele i tańce, zobacz sam – i otworzył przyjacielowi widok na
podziemie.
A tam zabawa na cztery fajerki, pary wirują, aż w
oczach miga. Spodobała się ta zabawa podziemna panu młodemu i mówi: - to i ja potańcuję trochę z duszami
umarlaków, a potem pójdziemy na moje wesele.
- Dobrze – mówi dusza poległego – tylko pamiętaj, żebyś broń boże w tanach nie
obracał się w lewo! W prawo, zgodnie z biegiem wskazówek zegara możesz się
kręcić, atoli w lewo się nie waż!
Ale co tam przestroga! Wszystkie pary wirowały, to
i żywy w świecie zmarłych zapomniał się i zanim się zatrzymał, były już trzy
obroty w lewo.
Zatrzymał się, odechciało mu się zabawy i mówi
nieco zaniepokojony: - to chodźmy teraz
do mnie do żywych.
- Coś ty narobił!
– rzekła na to dusza przyjaciela – mówiłem
ci, żebyś się nie ważył obracać w lewo, a ty obróciłeś się i to trzy razy! A
każdy taki obrót oznacza przesunięcie w czasie o sto lat! Tam na ziemi minęło już
trzysta lat i nie żyje nikt, kto ciebie znał, ani kogo ty znałeś.
- To co
teraz będzie?
– zapytał żywy.
- Teraz
musisz żyć w tym nie swoim czasie. Jedno tylko ci poradzę: - idź do popa i opowiedz mu co się stało. To ci jakoś powinno pomóc – wyjaśniła dusza.
Poszedł
nieszczęśnik do popa. Ten wysłuchał cierpliwie, zapytał o nazwisko, a potem
zaczął przeglądać stare księgi wiernych.
Wreszcie znalazł zapis sprzed trzystu lat: - Na
marginesie obok daty ślubu i nazwisk zaślubionych dawny kapłan umieścił uwagę: - Pan młody zaginął w niewyjaśnionych
okolicznościach w dniu ślubu, a ciała nigdy nie odnaleziono.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz