Fizycy kwantowi twierdzą, że można usłyszeć bose stąpania Boga, ale to nie to samo, co dotknąć….
Żeby Go usłyszeć potrzebne jest zgłębienie
tajemnicy anomalii przestrzennych. Tak
mówią Thorn, Guth i Freund, a to są dopiero goście.
Oni przypominają tylko, że energia potrzebna do zgłębienia dziesiątego wymiaru jest tysiąc bilionów razy większa od energii,
którą można uzyskać w naszych największych akceleratorach.
Skręcanie
czasu i przestrzeni w węzły wymaga bowiem olbrzymiej, niewyobrażalnej energii. I to pozostanie poza naszymi możliwościami przez kilka najbliższych stuleci.
Wszystkie narody świata musiałyby zjednoczyć wysiłki, by zbudować urządzenie do badania hiperprzestrzeni, a to jest po pierwsze primo niemożliwe z powodu słowa "jedność". Jedności nigdy nie było i nie będzie, bo podobno diabeł miesza. W polskiej rzeczywistości na przykład jest kilku takich diabłów i w efekcie jedności nie ma nawet w rodzinie.
W każdym razie Guth i spółka uważają, że temperatura potrzebna do stworzenia niemowlęcego Wszechświata w laboratorium, przewyższa wszystko to, co się dzieje w samym środku gwiazdy.
Jednocześnie dowiadujemy się, że w świetle praw
teorii Einsteina i teorii kwantowej
podróże w czasie są możliwe, atoli zarazem pozostają poza zasięgiem Ziemian.
Potrafimy zaledwie wydostać się spod wpływu słabego pola grawitacyjnego swojej
planety.
Możemy
tylko podziwiać matematyczno-teoretyczne wyniki badań tuneli
czasoprzestrzennych, bo ich potencjał jest dla nas niedostępny. Rzecz ma się
zupełnie inaczej w przypadku naprawdę wysoko rozwiniętych pozaziemskich
cywilizacji.
Owszem, był taki moment, kiedy olbrzymia energia niezbędna dla wehikułu
czasu była na wyciągnięcie ręki: - działo się to podczas Narodzin Wszechświata.
Tu przypomnę kolejną prawdę: - teorii hiperprzestrzeni nie można (na szczęście) sprawdzić za
pomocą nawet największego akceleratora, a to jest dobre, ponieważ ta zabawa w Boga, mogłaby wyjść Ziemianom bokiem.
W każdym razie w chwili Wielkiego
Wybuchu mamy w akcji całą potęgę hiperprzestrzeni. Stwarza to ekscytującą
naukowców możliwość odkrycia tajemnicy pochodzenia Wszechświata.
Wszechświat Towarzyszący
Przed Wielkim
Wybuchem nasz kosmos był doskonałym dziesięciowymiarowym Wszechświatem, w
którym istniała możliwość podróży między wymiarami.
Ten dziesięciowymiarowy świat był jednak
niestabilny i w końcu „załamał się”, tworząc dwa oddzielne Wszechświaty – cztero – i sześciowymiarowy.
Wszechświat
w którym żyjemy jest czterowymiarowy
i narodził się we wspomnianym wyżej kataklizmie, po czym zaczął się gwałtownie
rozszerzać. Natomiast nasz bliźniaczy Wszechświat sześciowymiarowy szybko się skurczył, aż stał się nieskończenie
małą kulką o wymiarach stałej Plancka.
Teoria ta ukazuje, że szybka ekspansja
Wszechświata była jedynie niewielką reakcją na dużo większy kataklizm: -
załamanie się przestrzeni i czasu. Energia napędzająca ekspansje naszego czterowymiarowego Wszechświata jest
zgodnie z tą teorią pozyskiwana z zapadania się dziesięciowymiarowej czasoprzestrzeni. Odległe gwiazdy i galaktyki
oddalają się od nas z astronomicznymi prędkościami wskutek początkowego
zapadnięcia się dziesięciowymiarowej
przestrzeni i czasu.
Nasz
Wszechświat ma więc skarlałego bliźniaka – jest to Wszechświat Towarzyszący, który zwinął się w sześciowymiarową
kulkę, tak małą, że nie można jej obserwować.
Co dalej z
tym fantem? Ano z pewnością ten nasz bliźniaczy sześciowymiarowy Wszechświat do czegoś
służy, nie jest bezużyteczny. Jak wiemy przypadków nie ma. Mało tego, ten bliźniak może okazać się dla Ziemi zbawieniem w Czasach Ostatecznych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz