czwartek, 9 marca 2023

Czarna pirania

 


U mnie już weekend, zajrzałem więc do gotowców, aby metodą "na co najpierw padnie wzrok" znaleźć coś wesołego na koniec tygodnia, kiedy akurat w TV panowie i panie rozstrzygają co jest prawdą. I w ten oto prosty sposób na wpis doczekała się czarna pirania

"Wiele napisano o piranii, rybie-wilku. Jest to niewątpliwie najbardziej drapieżna ryba. Tu, w Mato Grosso żyje cała gama różnych odmian tego gatunku. Najbardziej krwiożercza jest mała pirania czerwona, o podbrzuszu szkarłatnym jak krew, która tak lubi kąsać. Inne, większe ale nie mniej drapieżne, to piranie białe. Ich rozmiary sięgają wielkości talerza, a waga przekracza jeden kilogram. Są także piranie żółte, ale te są mniej groźne. No i wreszcie jej Królewska Mość – pirania czarna.


Na temat czarnej piranii istnieje legenda – opowiedział mi ją stary Indianin Karaja pewnego księżycowego wieczora, kiedy upolowawszy trochę ryb, usiedliśmy przy ogniu, na którym piekły się tłuste tucunare. Indianin wskazał na wielką piranię, która poruszała się przeszyta strzałą.

- Bedena (czarna pirania) - powiedział tajemniczym tonem.

Spojrzałem: - pirania wcale nie była czarna, przeciwnie, połyskiwała jasnoniebieska barwą. Indianie jednak nie przesadzają w sprawach związanych z rybami. Stary Uari miał bardzo poważny wyraz twarzy.

    - Wcale nie jest czarna – zaprotestowałem – Dlaczego tak ją nazywają?

- Poczekaj tylko aż umrze. Kiedy księżyc wzejdzie wysoko, wyżej niż moje ramię, mniej więcej za godzinę – zobaczysz jak Bedena robi się czarna, bo to nie ryba, tylko duch złej kobiety.

- Jak to złej kobiety?

- Uari nie lubi opowiadać białemu, bo biały nie wierzy Karajom.

- Ależ zapewniam cię, że będę wierzył.

 Uari obrócił piekące się na kolację tucunare, aby się nie przypaliły, zapalił fajkę, przykucnął i zaczął opowieść:

        „Dawno temu mieszkała w jednej z naszych wsi piękna dziewczyna. Malowała się zawsze najbardziej czerwonym urucu. Jej przepaska była zawsze najbielsza, włosy najbardziej błyszczące, dobrze natłuszczone  oliwą z babassa. Wszystkie pozostałe dziewczęta wyglądały przez szpary w ścianach chat, kiedy chłopcy próbowali swoich sił w walce i wybierały sobie mężczyzn silnych i pięknych. Ale Herea (tak się nazywała) nigdy na to nie patrzyła. Jej oczy błądziły daleko i wysoko, tam gdzie nie sięga strzała najlepszego wojownika. Jej myśli sięgały dalej niż rzeka Aranguaja. Życie Herei było ciężkie jak kosz pełen timbo (trująca roślina).

       Na ostatnie święto Aruana przybyli i inni wojownicy Yatoba. Był wśród nich mężczyzna wyższy i silniejszy od pozostałych. Wygrał w popisach siły, najszybciej pływał i najdalej zaniósł kosz napełniony łodygami timbo.

Myśli Herei krążyły wokół niego, a kiedy tańczył taniec Aruana, Herea patrzyła na niego i wtedy  bóg Aruana bardzo się rozgniewał. Lecz skończyło się święto Aruana i wojownicy odeszli. Razem z nimi odszedł ten najwyższy i najsilniejszy i nie zostawił swojej plecionki w chacie Herei (nie zaproponował jej małżeństwa).

        Minęło wiele letnich pór i nasienie urucu wiele razy dojrzało, ale oczy Herei nie spoczęły na żadnym z wojowników jej szczepu. Otrzymywała plecionki od najlepszych myśliwych, ale z żadnym z nich nie usiadła do wspólnego posiłku (nie przyjęła oświadczyn).

Kiedy po raz czwarty tańczono taniec Aruana, oświadczył jej się Uajari. Nikt nie wiedział czemu go przyjęła. Zjedli razem całusy (zupa z manioku) i pobrali się. Niedługo potem nadeszła wiadomość, że Cayapowie ukradli z pól zbiory manioku. Wojownicy obrabowanej wsi odtańczyli Narebudekandu i poprosili o pomoc mieszkańców Yatoba. Kiedy po wielu dniach wrócili jako zwycięzcy, na czele kroczył  ów wysoki i silny. Herea nie powiedziała ani słowa, ale jej serce przepełniła słodycz- jak miód aueri. Świętowano i bawiono się przez trzy dni, aż wojownicy Yatoba zaczęli przygotowywać się do odejścia. Wtedy serce Herei nie zdołało dłużej się opierać. Podbiegła ku najwyższemu i błagała, aby ją zabrał ze sobą. Kiedy zaś już siedzieli w łodzi, podszedł do nich Uajari, żądając zwrotu żony. Wtedy najwyższy wyzwał go do walki na śmierć i życie. I stoczyli na plaży walkę, w której Uajari padł martwy.

     Łodzie z Yatoba odpłynęły unosząc Hereę, ale ani jedna strzała nie poleciała w ślad za nimi, by pomścić śmierć Uajari. Ani jedno przekleństwo im nie towarzyszyło, bo wojownicy z Yatoba byli przecież pogromcami straszliwych Cayapów. Ale bóg Aruana nidy nie zostawiał przy życiu niewiernej żony i kiedy łodzie były już daleko, pojawił się wodny potwór i przewrócił czółno najwyższego. Uratowali się wszyscy prócz Herrei, którą wodny potwór porwał i zamienił w czarną piranię, aby była ostrzeżeniem dla wszystkich wiarołomnych kobiet. Te, które zdradzają swoich mężów, nie mogą wejść do wody, bo zaraz pożre je Bedena”.

       Uari skończył swoją opowieść, wyjął z ognia już dobrze upieczone ryby i wrzucił w płomienie kilka suchych gałęzi. Blask płonącego drewna rozświetlił wszystko dokoła. Spojrzałem na piranię przeszytą strzałą – już się nie poruszała. Była martwa, ale jej barwa ….. ależ tak! Czarna, zupełnie czarna, matowoczarna jak sadza. Tylko ostre białe zęby połyskiwały w jej pysku niby ostrzeżenie dla wszystkich kobiet świata". 

                                                                 Tony Halik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz