U mnie już weekend, zajrzałem więc do gotowców, aby metodą "na co najpierw padnie wzrok" znaleźć coś wesołego na koniec tygodnia, kiedy akurat w TV panowie i panie rozstrzygają co jest prawdą. I w ten oto prosty sposób na wpis doczekała się czarna pirania.
"Wiele napisano o piranii, rybie-wilku. Jest to niewątpliwie najbardziej drapieżna ryba. Tu, w Mato Grosso żyje cała gama różnych odmian tego gatunku. Najbardziej krwiożercza jest mała pirania czerwona, o podbrzuszu szkarłatnym jak krew, która tak lubi kąsać. Inne, większe ale nie mniej drapieżne, to piranie białe. Ich rozmiary sięgają wielkości talerza, a waga przekracza jeden kilogram. Są także piranie żółte, ale te są mniej groźne. No i wreszcie jej Królewska Mość – pirania czarna.
Na temat czarnej piranii istnieje legenda – opowiedział mi ją stary Indianin Karaja pewnego księżycowego wieczora, kiedy upolowawszy trochę ryb, usiedliśmy przy ogniu, na którym piekły się tłuste tucunare. Indianin wskazał na wielką piranię, która poruszała się przeszyta strzałą.
- Bedena (czarna pirania) -
powiedział tajemniczym tonem.
Spojrzałem: - pirania wcale nie była czarna,
przeciwnie, połyskiwała jasnoniebieska barwą. Indianie jednak nie przesadzają w
sprawach związanych z rybami. Stary Uari
miał bardzo poważny wyraz twarzy.
- Wcale nie jest czarna – zaprotestowałem
– Dlaczego tak ją nazywają?
- Poczekaj
tylko aż umrze. Kiedy księżyc wzejdzie wysoko, wyżej niż moje ramię, mniej
więcej za godzinę – zobaczysz jak Bedena robi się czarna, bo to nie ryba, tylko
duch złej kobiety.
- Jak to
złej kobiety?
- Uari nie
lubi opowiadać białemu, bo biały nie wierzy Karajom.
- Ależ
zapewniam cię, że będę wierzył.
Uari obrócił piekące się na kolację tucunare, aby się
nie przypaliły, zapalił fajkę, przykucnął i zaczął opowieść:
„Dawno
temu mieszkała w jednej z naszych wsi piękna dziewczyna. Malowała się zawsze
najbardziej czerwonym urucu. Jej przepaska
była zawsze najbielsza, włosy najbardziej błyszczące, dobrze natłuszczone oliwą z babassa. Wszystkie pozostałe
dziewczęta wyglądały przez szpary w ścianach chat, kiedy chłopcy próbowali
swoich sił w walce i wybierały sobie mężczyzn silnych i pięknych. Ale Herea (tak się nazywała) nigdy na to nie
patrzyła. Jej oczy błądziły daleko i wysoko, tam gdzie nie sięga strzała
najlepszego wojownika. Jej myśli sięgały dalej niż rzeka Aranguaja. Życie Herei
było ciężkie jak kosz pełen timbo
(trująca roślina).
Na
ostatnie święto Aruana przybyli i
inni wojownicy Yatoba. Był wśród nich
mężczyzna wyższy i silniejszy od pozostałych. Wygrał w popisach siły,
najszybciej pływał i najdalej zaniósł kosz napełniony łodygami timbo.
Myśli Herei
krążyły wokół niego, a kiedy tańczył taniec Aruana,
Herea patrzyła na niego i wtedy bóg Aruana bardzo się rozgniewał. Lecz
skończyło się święto Aruana i wojownicy odeszli. Razem z nimi odszedł ten
najwyższy i najsilniejszy i nie zostawił swojej plecionki w chacie Herei (nie
zaproponował jej małżeństwa).
Minęło wiele letnich pór i nasienie urucu wiele razy dojrzało, ale oczy Herei
nie spoczęły na żadnym z wojowników jej szczepu. Otrzymywała plecionki od
najlepszych myśliwych, ale z żadnym z nich nie usiadła do wspólnego posiłku
(nie przyjęła oświadczyn).
Kiedy po raz czwarty tańczono taniec Aruana,
oświadczył jej się Uajari. Nikt nie wiedział czemu go przyjęła. Zjedli razem
całusy (zupa z manioku) i pobrali się. Niedługo potem nadeszła wiadomość, że
Cayapowie ukradli z pól zbiory manioku. Wojownicy obrabowanej wsi odtańczyli
Narebudekandu i poprosili o pomoc mieszkańców Yatoba. Kiedy po wielu dniach
wrócili jako zwycięzcy, na czele kroczył
ów wysoki i silny. Herea nie powiedziała ani słowa, ale jej serce
przepełniła słodycz- jak miód aueri. Świętowano i bawiono się przez trzy dni,
aż wojownicy Yatoba zaczęli przygotowywać się do odejścia. Wtedy serce Herei
nie zdołało dłużej się opierać. Podbiegła ku najwyższemu i błagała, aby ją
zabrał ze sobą. Kiedy zaś już siedzieli w łodzi, podszedł do nich Uajari,
żądając zwrotu żony. Wtedy najwyższy wyzwał go do walki na śmierć i życie. I stoczyli
na plaży walkę, w której Uajari padł martwy.
Łodzie
z Yatoba odpłynęły unosząc Hereę, ale ani jedna strzała nie poleciała w ślad za
nimi, by pomścić śmierć Uajari. Ani jedno przekleństwo im nie towarzyszyło, bo
wojownicy z Yatoba byli przecież
pogromcami straszliwych Cayapów. Ale
bóg Aruana nidy nie zostawiał przy
życiu niewiernej żony i kiedy łodzie były już daleko, pojawił się wodny potwór
i przewrócił czółno najwyższego. Uratowali się wszyscy prócz Herrei, którą
wodny potwór porwał i zamienił w czarną piranię, aby była ostrzeżeniem dla
wszystkich wiarołomnych kobiet. Te, które zdradzają swoich mężów, nie mogą
wejść do wody, bo zaraz pożre je Bedena”.
Uari skończył swoją opowieść, wyjął z ognia już dobrze upieczone ryby i wrzucił w płomienie kilka suchych gałęzi. Blask płonącego drewna rozświetlił wszystko dokoła. Spojrzałem na piranię przeszytą strzałą – już się nie poruszała. Była martwa, ale jej barwa ….. ależ tak! Czarna, zupełnie czarna, matowoczarna jak sadza. Tylko ostre białe zęby połyskiwały w jej pysku niby ostrzeżenie dla wszystkich kobiet świata".
Tony Halik
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz