Nie ma przypadków. To sam człowiek podświadomie, a znacznie rzadziej świadomie kieruje swoim życiem.
Prowadziłem jakieś życie, ale ono mi się stopniowo, tudzież coraz bardziej nie podobało. W końcu doszedłem do wniosku, że to życie, to w ogóle nie jest moje życie. A uczucia jak wiemy nie kłamią.
W codziennych obowiązkach stałem się podobny do
kogoś, kto tkwi nosem w perskim dywanie, więc nie może zobaczyć jego wzorów.
Potrzebowałem perspektywy, żeby popatrzeć na swoje życie z oddali. Potrzebowałem
zatrzymania i inspiracji.
To zatrzymanie dał mi wypadek i wielomiesięczny pobyt
w szpitalu. W ten sposób dostałem w prezencie całe oceany czasu na myślenie.
Wymyśliłem (według zasady pomyśl dobrze) że
potrzebuję rozstać się ze swoja firmą, o którą tak zaciekle dotąd walczyłem. I
stało się. Nie od razu co prawda, ale wygasiłem w końcu sprawy i firmę zamknąłem.
Jeden ból był z głowy.
Fizycznie był z głowy, ale nie psychicznie. Minęło
od tej pory ponad dwadzieścia lat, a mnie jeszcze prześladują ciężkie sny w
rodzaju: - siedzę sam w firmie, wokół
mnie góra niesprzedanego towaru, a na podwórku pojawia się spychacz – chcą burzyć
budynek. I co ja teraz zrobię? Budzę się nagle z szybkim tętnem. Podobnych snów
miałem setki, bo w firmę włożyłem całe serce.
Stopniowo psychika się uleczyła, a ciężkie sny „firmowe” zdarzają się już
tylko sporadycznie. Czas jest dobrym lekarzem.
Po zakończeniu działalności gospodarczej poczułem
się jak obserwator, który po raz pierwszy patrzy na siebie z dystansu i
zobaczył bezwolną kukiełkę. Zobaczyłem siebie do połowy wolnego, bo diagnoza
obserwatora była jednoznaczna: - to jeszcze nie to, zmiany nie są wystarczająco
dogłębne – jestem już jedną nogą poza Wydeptaną
Koleiną Życia, a przecież muszę wydostać i drugą nogę, bo nie da się tkwić w rozkroku. Potrzebowałem,
chciałem, musiałem wydostać się z tego, co było dotąd. Zawarłem więc umowę z Górą i ona, ta Góra mi pomogła.
Nastąpiła Inspiracja.
Oto dostaję w prezencie książkę, otwieram ją gdzieś w środku ( nie ma
przypadków) i czytam: - Jeśli masz
pragnienie – zasiałeś ziarno. Ono wykiełkuje, tylko potrzebuje czasu, odrzuć więc
niecierpliwość i czekaj. Pragnienie bowiem to tęsknota, poddanie się, nie ma tu
walki, natomiast niecierpliwość jest walką. A przecież wszystko dzieje się w
odpowiednim czasie i odpowiednim miejscu. Niczego nie przyspieszysz, ani nie opóźnisz.
Po co niepotrzebnie tracić siły?
Uznałem, że to był przekaz skierowany prosto do
mnie. Mam tę książkę do tej pory, pomimo licznych przeprowadzek i zagubień książkowych,
a akapit jest podkreślony.
Dlatego czekałem, a kiedy ziarno dojrzało, czyli
ja dojrzałem, wykonałem drugi ruch według
Zaratustry – powiedz, co pomyślałeś.
Od tej chwili kiedy zdobyłem się na wypowiedzenie
tego, co miałem zamiar dalej zrobić, był tylko krok ostatni: - wykonaj
to, co wymyśliłeś.
I wykonałem. Nie było to łatwe, bo pomiędzy
powiedz – wykonaj, jest i strach i Nieznane.
Ale wykonałem. Alegorycznie rzecz ujmując; - poczułem się wolny i mogłem
wyjechać z miasta Paranoja.
Kiedyś człowiek czuł każdą komórką swego ciała, że należy do Natury. Czuł tę jedność instynktownie. Potem przyszły wieki oddzielania się, a więc i stopniowa utrata naturalnych umiejętności, dziś nazywanych paranormalnymi.
Do mnie ta wiedza o
Jedności z Naturą dotarła fizycznie i
namacalnie najpierw w dzieciństwie, dzięki babci, potem musiało minąć
kilkadziesiąt lat, abym przypomniał sobie, co tak naprawdę jest cenne.
Dystans, luzik i przyroda są dla mnie takimi cennościami. A szczególnie las i to o każdej porze roku, nie tylko w czasie grzybowym. Oczywiście jest to sprawa indywidualna, co kogo cieszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz