Pasje
Gdy Albert Einstein
miał 5 lat zafascynowała go igła kompasu, natomiast w wieku lat 12 doznał, jak
sam pisał, cudu po raz drugi. Tym cudem była niewielka książka o prostej
geometrii.
Riemanna zainspirowała lektura
książki Legendre’a o teorii liczb.
Ramanujan z kolei natknął się na
mało znaną, a potem zapomnianą książkę Georga
Carra o matematyce. Dzięki niej rozbudził się geniusz Hindusa, a z kolei dzięki niemu książka zyskała nieśmiertelność, bo
był to jedyny kontakt młodzieńca z matematyką Zachodu.
Mamy tu więc jak na dłoni potwierdzenie prawdy, że
książki nie są dla idiotów, a często to właśnie z nich wypływa inspiracja i
człowiek połyka bakcyla jakiejś pasji.
Dzięki
ponadprzeciętnej inteligencji zdobył stypendium umożliwiające naukę w szkole
średniej. Jednak nudził go program zajęć i cały swój czas przeznaczał na
pisanie matematycznych równań, które wirowały mu w głowie.
W końcu
zawalił naukę, nie przeszedł do następnej klasy i stracił stypendium.
Zawiedziony uciekł z domu. Po pewnym czasie ochłonął i wrócił, jednak zaraz
zachorował i ponownie nie zdał egzaminów.
Ponieważ jeść trzeba, a miał przyjaciół, dzięki ich
pomocy Ramanujan objął posadę
niższego urzędnika w Port Trust w Madrasie. Była to praca nudna, dająca
nędzne dwadzieścia funtów rocznie, ale pozwalała mu jednak w czasie wolnym na
wypisywanie tych jego ulubionych równań. Ramanujan
zapisywał kolejne kartki w notesie, a potem kolejne notesy.
To bardzo podobny epizod do pracy Einsteina w szwajcarskim urzędzie
patentowym.
Teraz następuje znamienne wydarzenie: - pragnąc
nawiązać kontakt z jakimś innym matematycznym umysłem, wysłał niektóre ze
swoich równań do trzech znanych brytyjskich matematyków.
Dwóch z nich natychmiast wyrzuciło do kosza list
od jakiegoś „nieznanego Hindusa bez
wykształcenia”.
Trzecim adresatem był znakomity matematyk z Cambridge, Godfrey Hardy. Z powodu
swojej wysokiej pozycji społecznej w Anglii,
był przyzwyczajony do tego, że otrzymuje także listy od szaleńców. Kiedy jednak
atoli przeglądał, co prawda pobieżnie list od Hindusa, zauważył w nim wiele twierdzeń, które były już znane.
Potraktował więc list jako oczywisty plagiat. Jednak coś go tknęło, kiedy
natknął się wybiórczo na dowód, zaskakująco dziwny, całkiem nietypowy, a dający
prawidłowy wynik i dlatego listu nie wyrzucił, a odłożył go do archiwum.
Minął
jakiś czas, a ten list z Madrasu nie
dawał Hardemu spokoju. List go
niepokoił, jakby wołał o uwagę i nie pozwalał o sobie zapomnieć.
16 stycznia
1913 roku podczas obiadu, Hardy
opowiedział o tajemniczym liście swemu przyjacielowi, również matematykowi Johnowi Littlewoodowi (pokrewne energie
przyciągają się). Panowie postanowili wspólnie przyjrzeć się listowi.
List zaczynał się skromnie: - „Chciałbym się panu przedstawić jako urzędnik, pracujący w księgowości
w biurze Port Trust w Madrasie z pensją dwudziestu funtów rocznie”.
Po
wstępie zaczynała się część z równaniami, z których spora liczba była zupełnie
nieznana na Zachodzie. W sumie
panowie odkryli 120 nowych twierdzeń. Obaj matematycy byli teraz oszołomieni.
Mało tego, okazało się, że także dowody kilku znanych im twierdzeń „rzucają na kolana”!
Hardy
wspomina, że te dowody wprawiły go najpierw w osłupienie, a potem stwierdził,
że oto trzyma w ręku list napisany nie tylko przez matematyka najwyższej klasy,
ale wręcz geniusza.
Wspólnie z Littlewoodem
ocenili, że człowiek z listu zrekonstruował samodzielnie osiągnięcia ostatnich
stu lat europejskiej matematyki, dodając sporo od siebie.
„Jak obciążony musiał być ten biedny,
samotny Hindus, zmagający się w tak krótkim czasie z całą mądrością
matematyczną nagromadzoną w Europie” – napisał Hardy.
Ramanujan został oczywiście
zaproszony do Cambridge, gdzie
pojawił się w 1914 roku, jednak nie odbyło się to bez przeszkód z uwagi na
wybuch wojny.
Ramanujan po raz pierwszy mógł
komunikować się z równymi sobie. Nadeszły trzy intensywne lata, w czasie
których nastąpił rozkwit sił twórczych hinduskiego
geniusza w Trinity College w Cambridge.
Hardy próbował później ocenić
umiejętności matematyczne Ramanujana.
Davidowi Hilbertowi, powszechnie
uznawanemu za jednego z największych matematyków XIX wieku, przyznawał 80
punktów. Ramanujan dostał sto. Siebie
Hardy oceniał z pokorą na 25.
Nie wiadomo jakie procesy myślowe wspomagały Hindusa, który odkrywał wciąż nowe i
nowe niewiarygodne wręcz twierdzenia, a było ich pół tuzina dosłownie każdego
kolejnego dnia!
Hardy
pisał: - „Kiedyś Ramanujan leżał chory w
Puttney, a ja przyjechałem taksówką, aby go odwiedzić. Taksówka miała numer
1729 i podzieliłem się tą wiadomością z chorym, mówiąc, że ta liczba nie wydaje
mi się ciekawa. No bo o czym mogą ze sobą rozmawiać matematycy?
- „Ależ pan
się myli – odparł Ramanujan – to bardzo interesująca liczba. Jest to
najmniejsza liczba wyrażająca sumę dwóch sześcianów na dwa różne sposoby (1x1x1
i 12x 12x12, jak również suma 9x9x9 i 10x10x10)”.
Hindus potrafił recytować z marszu złożone
twierdzenia matematyczne, do których udowodnienia potrzeba dziś komputera.
Ten piękny umysł
był klasycznie od dzieciństwa słabego zdrowia, a niedostatki targanej wojnami ekonomii brytyjskiej uniemożliwiały mu
utrzymanie ścisłej diety wegetariańskiej.
Ciągle jeździł do sanatoriów. Po trzyletniej współpracy z Hardym zachorował w końcu na całego i już nigdy nie powrócił do
zdrowia. Bardzo pragnął wrócić do domu, jednak wojna uniemożliwiała tę podróż.
Powrót do Indii nastąpił dopiero w
1919 roku, gdzie po roku Ramanujan
zmarł.
Osiągnięcia Ramanujana
Prace Ramanujana
zawierają cztery tysiące równań. W 1976 roku znaleziono w Trinity College pudełko, a w nim sto trzydzieści stron luźnych
kartek z wynikami prac z ostatniego roku życia Hindusa. Te prace nazywa się teraz Zaginionym Notatnikiem Ramanujana. Wypowiadając się na jego temat,
matematyk Richard Askey stwierdził: - „Praca
jednego roku, gdy był on umierający, jest równoważna dorobkowi całego życia wielu
znakomitych matematyków. Jego osiągnięcia są niewiarygodne. Gdyby to była
powieść, nikt by w to nie uwierzył”.
Inni matematycy dodali: - „Nikt nigdy nie redagował matematycznego tekstu tego kalibru i o takim
stopniu trudności.
Gdy
spoglądamy na te równania, odnosimy wrażenie, że po latach ćwiczeń w słuchani
muzyki Beethovena zostaliśmy nagle wystawieni na działanie zupełnie innego
rodzaju urzekająco pięknej muzyki Wschodu, będącej mieszaniną harmonii i rytmów
nigdy wcześniej nie słyszanych.
Wydaje się, że Ramanujan funkcjonował zupełnie inaczej niż wszyscy inni znani nam ludzie. Miał takie wyczucie rzeczy, że one po prostu wypływały z jego umysłu. Prawdopodobnie nie postrzegał ich w żaden sposób, który nadawałby się do wyjaśnienia. To jak przyglądanie się komuś w czasie uczty, na którą samemu nie zostało się zaproszonym”.
Piękny umysł z dziesiątego wymiaru
Czytelnicy bloga wiedzą doskonale, że nie ma
przypadków. Fizycy natomiast rzecz ujmują tylko odrobinę inaczej. Oni twierdzą,
że przypadki nie zdarzają się bez powodu.
Kiedy
przeprowadzają długie i skomplikowane obliczenia i nagle tysiące niepotrzebnych
wyrazów w cudowny sposób sumuje się do zera - to nie jest przypadek, lecz
głębsza przyczyna. Oto otrzymali wskazówkę, że pojawiła się symetria.
W przypadku strun jest to symetria konforemna. W tym momencie musi zostać spełniona pewna
liczba tożsamości matematycznych, aby uchronić pierwotną symetrię konforemną przed zniszczeniem przez teorię kwantową. Te tożsamości wyglądają jakby spłynęły z notatnika
genialnego Hindusa – są jednym z jego
odkryć i nazywają się tożsamościami
funkcji modularnych Ramanujana.
Przyjmujemy za pewnik, iż prawa natury stają się prostsze, gdy wyrazimy
je w wyższych wymiarach. Natomiast zastosowanie równań Ramanujana dowodzi, że czasoprzestrzeń
ma tych wymiarów dziesięć. A to z
kolei może mieć decydujące znaczenie dla wyjaśnienia pochodzenia Wszechświata.
Czy Bóg miał wybór?
Einstein zadawał sobie często pytanie, czy Bóg stwarzając Wszechświat miał jakiś wybór. Według
teoretyków superstrun, unifikacja teorii kwantowej i ogólnej teorii
względności wykazała, że Bóg wyboru nie miał – musiał stworzyć taki właśnie Wszechświat jaki mamy.
Matematyczna złożoność teorii
superstrun osiągnęła tak zawrotne wyżyny, że aż przeraziła matematyków.
Szkopuł w tym, że teoria ta opiera się na energii
Plancka, niemożliwej na razie do uzyskania, więc tej pięknej teorii nie da
się sprawdzić. Aby zjednoczyły się wszystkie siły, potrzeba dziesięć do
dziewiętnastej potęgi miliardów elektronowoltów. Obecnie w betatronach uzyskuje się energię sto bilionów razy mniejszą.
Pozostaje więc nadal poszukiwać i czekać na sygnały z dziesiątego wymiaru.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz