Zgodnie
z przewidywaniami Birkelanda, cząstki wiatru słonecznego,
którym udało się sforsować magnetyczną obronę Ziemi, tworzą
silne prądy elektryczne.
Prądy te nadpływają z przestrzeni kosmicznej i
opadają w dół, ku błękitnej planecie, niczym szeroka na 15 tysięcy
kilometrów rzeka, spływająca kaskadami z magnetosfery w kierunku
owalu zorzowego, otaczającego bieguny Ziemi.
Stamtąd
płyną ponownie w górę. Elektrony i protony wnikają w atmosferę
i zderzając się z drobinami tlenu i azotu, wywołują efekty
świetlne.
Przeglądając
zdjęcia zórz, fotografowanych jednocześnie z siedzibami ludzkimi,
lub sztucznym światłem, trzeba przyznać, że są one równie
ciekawe jak te z samą naturą.
Poświaty
zielone i niebieskie powstają w interakcjach z tlenem, czerwone
biorą się ze zderzeń z cząsteczkami azotu.
Szerokie,
niewidzialne, stratosferyczne rzeki elektryczności, w których
natężenie sięga milionów amperów, są w stanie czasowo zmieniać
parametry ziemskiego pola magnetycznego i wzniecać burze
magnetyczne, w trakcie których jest uwalniana moc rzędu milionów
megawatów!
Elektryczność
w powietrzu.
Pamiętam,
że czułem ją jako dziecko przed każdą zbliżającą się, zwykłą
letnią burzą. To zdarzało się wyłącznie na podwarszawskiej wsi,
dokąd wyjeżdżałem na letniska.
Być
może był wtedy także czas burzy magnetycznej.
Dotykałem
włosów na głowie, albo gołego kolana, a silne ładunki
elektrostatyczne uderzały boleśnie w końce palców.
Przeskakującej iskrze towarzyszył także wyraźny trzask. Kiedy podrosłem, ta elektryczna
nadwrażliwość znikła.
Natomiast
prądy błądzące, spowodowane burzami magnetycznymi sprawiały
kiedyś niemały kłopot telegrafistom.
Po
wynalezieniu telegrafu w 1841 roku, a potem telefonu, kontynenty
pokryła skomplikowana sieć rozległych systemów przewodów
telegraficznych i telefonicznych.
W
trakcie burz na Słońcu, prądy elektryczne, indukowane przez
zmieniające się pole magnetyczne Ziemi, były tak silne, że
telegrafiści nie musieli korzystać z baterii, aby wysyłać
depesze.
Prądy te stwarzały jednak wiele nieprzyjemnych doznań: włosy na głowie stawały na przykład dęba!
Na
amerykańskim Dzikim Zachodzie zdarzyły się nawet przypadki
niewyjaśnionych zgonów wśród pracujących telegrafistów –
ustawała praca serca.
W
późniejszych latach zaczęto rejestrować anomalie prądowe
powodowane przez burze słoneczne.
I
tak w marcu 1940 roku w kablu atlantyckim łączącym Szkocję z Nową
Fundlandią, odnotowano napięcie 2600 woltów. Ta sama burza
spowodowała przerwy w dostawie energii elektrycznej w Nowej Anglii,
Nowym Jorku, Pensylwanii, Minnesocie, kanadyjskich prowincjach Quebec
i Ontario.
Przewody
trakcji elektrycznej stanowią bowiem kuszący cel dla burz
magnetycznych, ponieważ łączą się z gruntem poprzez przewody
zerowania stacji transformatorowych i umożliwiają przepływ
elektryczności po linii najmniejszego oporu.
Silne
prądy indukowane przez burze trafiają do transformatorów, które
nie są zaprojektowane na to, aby radzić sobie z prądami tego typu.
Dlatego pojawiają się gwałtowne skoki napięcia w sieci.
To
są problemy dotykające wszystkich dostawców prądu działających
na dużych szerokościach geograficznych.
Nadszedł marzec 1989 roku.....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz