Na
błękicie jest polana.
Dwa
obłoki to hosanna.
Jeden
chłopak, drugi panna.
Dzień
był piękny, słoneczny, pachniała łąka, niebo obłąkane od
błękitu, tak błękitne, że można było zemdleć, można było
zwariować, gdyby nie kilka maleńkich obłoków, kilka białych
obłoczków daleko na horyzoncie.
Te
białe obłoczki usiłowały błękit oswoić, uspokoić.
Ale
bezskutecznie jednak.
Pomyślałem;
- jaki wspaniały dzień na odzyskanie wolności.
Jaki
wspaniały dzień na podróż do samego siebie.
Na
podróż bez podróżowania, na znalezienie sensu życia.
I
zaprawdę, powiadam wam - poczułem przypływ tak wielkiej radości,
że zacząłem malować na szkle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz