Czyli na
szkle malowane.
W
to malowanie wpadłem zupełnie jak śliwka w kompot.
Stałem
się tak totalnym artystą, że aż zabrakło butelek!
Ależ to była zabawa!
Pomalowałem
(bowiem) wszystkie puste, które były w zasięgu, a było ich 43.
W
tym miejscu trzeba odnotować szczególne poświęcenie Staszka
Firsta, który całkiem samodzielnie, bez sugestii z mojej
strony, opróżnił pełną butelkę którą miał w domu, a pustą
mi przyniósł.
Chcąc
nie chcąc, pomalowałem więc jeszcze jedną, i w ten sposób
osiągnąłem wynik czterdzieści i cztery.
Nie
było już pustych butelek, zabrakło złotej konturówki, oraz
wymalowałem się jakby. Czyli można rzec: - opuściła mnie
twórcza wena.
Bo
przecież żyjemy zgodnie z cyklami: - jest wdech i wydech, dzień i
noc, lewo i prawo, hossa i bessa.
W
sposób naturalny nastąpiła przerwa w działalności artystycznej i
zacząłem rozdawać swoje dzieła.
Zanim
jednak rozdałem całość, przedtem wykonałem całkiem
niepowtarzalną sesję zdjęciową.
Brawo!!!
OdpowiedzUsuń