wtorek, 25 marca 2025

Kamienne wieże Kaukazu

 Szamil Basajew.

Pisałem nie raz, że powinniśmy uczyć się od naszych wrogów i odpłacać im pięknym za nadobne, według zasady „kto mieczem wojuje”.

Odkąd uznałem kk za wroga wolności, kiedy tylko przeczytałem, czy usłyszałem, że ta organizacja mafijna czegoś zabrania, coś potępia, albo tylko nie pochwala, zaraz zgłębiałem temat, ponieważ z tych właśnie materiałów mogłem wyłuskać kolejne ziarno ukrywanej prawdy.

     Tak samo jest z Rosją. Nie moją rolą jest zastanawianie się nad zrozumieniem „rosyjskiej duszy”, skupiam się na tym, co także dziś boli rosyjskich speców od mocarstwowej ideologii.

Czeczenia. Dwie pełnoskalowe wojny z Rosją.

W niepodległej Estonii po wprowadzeniu własnej waluty pozostały miliardy bezwartościowych rubli. Po rozpadzie Rosji zostały tam góry rubli, które miał odkupić rosyjski rząd. Moskwa targowała się z Estończykami, ci zaś niespodziewanie sprzedali całość według przelicznika sto dwadzieścia dolarów za tonę nic niewartych rublowych banknotów kupcom z Czeczenii. Inni czeczeńscy emisariusze zaczęli zgłaszać się do centralnego banku Moskwy z podrobionymi awizami, na których podstawie przekupieni rosyjscy bankierzy wypłacali im następne miliardy rubli. Gospodarkę w Groznym zastąpił czarny rynek i kontrabanda, a handel w całości przeniósł się na bazar, gdzie na zakupy zjeżdżano nie tylko z Kaukazu, ale i z połowy Rosji. Bo kupić można tu było dosłownie wszystko.

   Liczba chętnych do robienia interesów w Czeczenii stale rosła. Powstawały sojusze polityków i mafii, jedni chcieli handlować z Zachodem, drudzy z państwami arabskimi, a jeszcze inni z Rosją. Chodziło tylko o pieniądze, a nie o politykę.

Kreml niby zaciskał blokadę, szykując się do drugiej wojny, ale kto miał się bogacić i to po obu stronach, ten się bogacił, ponieważ fakty pokazywały, że prawdziwi ojcowie chrzestni większości mafii czeczeńskich zasiadali na Kremlu.

    Każdy władca zwalcza przeciwników, bo się ich boi. Zwalcza na różne sposoby, a wszystkie w dłuższym terminie okazują się nieskuteczne, ponieważ po pierwsze primo nic nie trwa wiecznie, także każde imperium ma swój kres, a po drugie primo martwy przeciwnik, czyli już tylko legenda, mit, jest o wiele groźniejszy, bo mitu nie zabijesz. Bohater legendy, jego słowa, dostają życie wieczne.

   I rzecz ważna – ostrożnie z ufnością, nie należy nikomu do końca wierzyć. Polityka jest brudna (dobrze że niewiele wiemy, bo inaczej człowiek by zwariował). Służby ze sobą współpracują ponad oficjalnymi podziałami.

     Dżohara Dudajewa zabiła amerykańska rakieta kierowana na sygnał telefonu satelitarnego, z którego rozmawiał.

      Szamil Basajew zginął przez prezent - militarny gadżet wyprodukowany w Izraelu.

Precz z propagandą, liczy się tylko źródło, dlatego swego czasu sięgnąłem do książek sotennego Chrina. Poza tym historia weryfikuje postaci i powoduje nieoczekiwaną zmianę miejsc na podium - Chrin okazał się bohaterem, a generał Świerczewski łachudrą.

 

    Więc kogo Rosjanie w Drugiej Wojnie Czeczeńskiej uznawali za największego wroga? Szamila Basajewa między innymi. No to posłuchajmy, co pod koniec wojny Szamil miał do powiedzenia:

- Jestem Szamil Basajew, osiemnastokrotnie zabity – rzucił na powitanie.

- Nie boi się pan, że …..

- Ja to proszę pana niczego się nie boję.

Z jego żywej twarzy wprost tryskały energia, dzika siła życia, niebezpieczna inteligencja i jakiś trudny do nazwania czar.

- To było dla pana chyba niezwykłe lato. Najpierw ogłoszono pana emirem Kaukazu, wkrótce zaś największym terrorystą. A za kogo pan sam się uważa? Kim pan jest? Zbawicielem Kaukazu? Biczem Bożym? Wojownikiem? Mężem stanu?

- Jestem zwykłym muzułmaninem, staram się żyć, jak przykazał Wszechmogący.

- Zwykły muzułmanin, który zostaje uznany za przywódcę świętej wojny przeciw niewiernym? Jeszcze niedawno głosił pan, że największym zagrożeniem dla czeczeńskiej niepodległości jest muzułmański fanatyzm.

- I nie zmieniłem zdania. Prorok Mahomet powiedział, że trzy śmiertelne zagrożenia dla islamu to wojujący bezbożnicy, muzułmańscy uczeni, którzy fałszywie tłumaczą Koran i fanatyczni ignoranci. To ich miałem na myśli, mówiąc o muzułmańskim fanatyzmie. Fałszywymi uczonymi są sprzedajni mułłowie oszukujący wiernych, by przypodobać się bezbożnym tyranom, a wojujący bezbożnicy to oczywiście Rosjanie.

- Porozmawiajmy o pańskim nawróceniu. Jeszcze pięć lat temu słynął pan jako partyzancki komendant, ale chyba nikt nawet nie przypuszczał, że zostanie pan jednym z przywódców świętej wojny, muzułmańskiego powstania na Kaukazie.

 - Prawdziwym muzułmaninem uczyniła mnie wojna. Wszyscy rodzimy się mahometanami. I pan i ja przyszliśmy na świat jako dzieci Wszechmogącego. Nie potrafimy jednak od pierwszych dni odnaleźć prawdziwej drogi, potykamy się, błądzimy po omacku. Błądzą też nasi przewodnicy, nasi ojcowie, kapłani. Często w najlepszej wiedzy sprowadzają nas na manowce. Ja też błądziłem przez lata. Ceniłem wartości, które były kłamstwem. Jeszcze podczas poprzedniej wojny walczyłem pod sztandarem „Wolność albo śmierć”. Dziś walczę też za wiarę. Pojąłem, że rzeczy, w które dotąd wierzyłem, są jedynie ułudą, że przemijają. A jedyną wieczną wartością jest wiara we Wszechmogącego. Że tylko ona daje nadzieję i pokój. Nie doszedłem do tego z niedzieli na poniedziałek. Dojrzewałem. Pięć lat temu, kiedy zaatakowała nas Rosja, świat zachodni – strażnik tych wszystkich najświętszych wartości, jak równość, wolność, sprawiedliwość, braterstwo, swobody obywatelskie – odwrócił się od Czeczenii. Zdradził nas jak ladacznica, która idzie z tym, kto więcej płaci. Ta sprawa wiele nas, Czeczenów, nauczyła. Zobaczyliśmy fałsz naszych mistrzów. Zrozumieliśmy, że możemy liczyć tylko na siebie i miłosierdzie Allaha. To dało nam olbrzymią siłę.

- A jak zmieniło to Czeczenów?

- Ogromnie. Dziś do wojny z Rosją stajemy już jako zupełnie inni ludzie. Walczymy nie tylko o wolność, ale i za wiarę. Nie tylko moi mudżahedini, ale też niemal wszyscy Czeczeni zaczęli szukać w Koranie odpowiedzi, jak żyć. Jeszcze pięć lat temu liczni wśród nas ci, co się nie modlili, pili alkohol, palili papierosy, sięgali po narkotyki. Dziś niewielu takich pan znajdzie, a w mojej armii nie ma ich wcale. Ja też rzuciłem tytoń. Niedawno dla moich mudżahedinów kupiłem w Rosji mięso, teraz przychodzą do mnie jeden po drugim i tłumaczą, że nie chcą go jeść, bo pochodzi z bydła, które w Rosji zaszlachtowano niezgodnie z muzułmańskim obyczajem. Będę je musiał rozdać.

 - Czy nad Czeczenia nie krąży widmo muzułmańskiego fanatyzmu?

- Krąży, krąży. Jest wśród nas wielu wojujących ignorantów, którzy chcieliby zaprowadzić Boże porządki w jeden dzień, nie rozumiejąc, że ludzie nie są do tego gotowi. Zresztą nie tylko sami ludzie. Najczęściej ci, co myślą o Bożych porządkach, nie mają zielonego pojęcia o Koranie, choć są przekonani, że posiedli całą mądrość. Jeśli chodzi o mnie, jestem wrogiem zarówno wojującego bezbożnictwa, jak i wojującego ignoranctwa.

  - Szamil Basajew przeciwnikiem skrajności? Dla wielu jest pan ich uosobieniem.

 - Robią ze mnie takiego, sam nie wiem czemu.

- Pana to dziwi? A rajd na Budionnowsk nie był skrajnym rozwiązaniem? Znaleźć straceńców gotowych na śmierć i poprowadzić w głąb Rosji, gdy w samej Czeczenii trwa wojna? To nie skrajność?

- A cóż w tym skrajnego? Wszyscy kiedyś umrzemy. Takich nas stworzył Wszechmogący. Wybór, który nam pozostawił, to nie kiedy umrzemy, ale jak. Umrzemy, kiedy taka będzie jego wola i nic na to nie możemy poradzić, choćbyśmy się ukryli w kamiennej wieży. Jedyny wybór to jak umrzeć. Ja postanowiłem umrzeć jak wojownik. Cóż w tym skrajnego?

- Maschadow mówi, że głupotą i wyjątkową nieodpowiedzialnością z pana strony był najazd na sąsiedni Dagestan. Że dał pan Rosji powód do wojny.

- A ja mówię, że głupotą było podpisanie rozejmu z Rosją i dawanie im czasu na przygotowania do nowej wojny. Wojna by wybuchła tak, czy inaczej. Już wtedy, po tamtej wojnie, kiedyśmy pobili Rosjan, trzeba było ich zniszczyć, rzucić na kolana. Tłumaczyliśmy Maschadowowi, żeby nie układał się z Rosjanami, niczego nie podpisywał. Mówiliśmy mu, że to błąd pozwolić Rosji, by wycofała się z wojny bez kontrybucji, bez politycznych ustępstw, nawet bez przeprosin i ukarania odpowiedzialnych za masakry czeczeńskich cywili. Opuścili Czeczenię, jakby się nic nie stało, jakby nie przegrali wojny. Maschadow się oburzał. Mówił: „Co też wygadujecie? Popatrzcie tylko kto podpisał się pod układem z Chasaw-jurtu o zawieszeniu broni. Sam Jelcyn!” bredził o zobowiązaniach, o prawie międzynarodowym. Daliśmy Rosji cztery lata na spokojne przygotowanie się do nowej wojny. I dziś ją mamy. Allah ukarał nas za głupotę i pychę, tak, jak ukarał afgańskich mudżahedinów. Od dawna Rosjanie prowokowali incydenty, tak czy inaczej znaleźliby pretekst do wojny. Nasze milczenie tylko ich zachęcało. Uznali to po prostu za dowód naszej słabości.

- Dlaczego Maschadow tak wierzył Rosji?

- Maschadow ma duszę romantyka i radzieckiego pułkownika. Pół życia przesłużył w radzieckiej armii jako artylerzysta. Przywykł wierzyć Moskwie.

- Najpierw  razem walczyliście z Rosją, potem rywalizowaliście o urząd prezydenta. Jeszcze później wasze drogi się rozeszły i zostaliście politycznymi wrogami, o mało co nie wywołując wojny domowej, a dziś Maschadow mówi, że znów zgodził się pan pójść pod jego komendę.

  - Dziś znowu jesteśmy razem, bo ponownie zagraża nam wróg. Byliśmy zjednoczeni, bo mieliśmy wroga, Rosję. Podpisując z nią pokój, Maschadow sprawił, że ten wróg dla wielu Czeczenów zniknął, a przynajmniej nie wydawał się już straszny. Zaczęliśmy szukać wrogów między sobą, a tego właśnie chciała Rosja. Ale z Maschadowem wciąż jesteśmy dobrymi przyjaciółmi, którzy otwarcie, aż do bólu mówią sobie, co się im w nich nie podoba. Na tym przecież polega prawdziwa przyjaźń.

    Walczymy już od czterystu lat. Cała nasza historia to jedna wielka wojna z Rosją. Jermołow, wojna domowa, zdrady białych i czerwonych, Stalin, Jelcyn, Putin. Wciąż wojna, wciąż pogromy, zgliszcza, trupy. Tę wojnę z pokolenia na pokolenie przekazują ojcowie synom. Czeczeni własną krwią płacą od wieków za rozwiązanie zagadki rosyjskiej duszy. Prochami naszych przodków usiane są Syberia, pustynie Turkiestanu. Mielibyśmy uwierzyć Rosji? Przetrwać jako naród możemy tylko w państwie niepodległym, uznanym przez świat, którego Rosja nie będzie już mogła bezkarnie najeżdżać, grabić, mordować ilekroć przyjdzie jej na to ochota. Niepodległość jest konieczna, by Rosja nie miała więcej prawa nas zabijać.

            Urywek z książki „ Kamienne wieże Kaukazu”- Wojciech Jagielski.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz