Witam.
I już jesień. Kończy się grzybowy sezon, a więc nadszedł
czas na pisanie, tudzież na kontakt z Czytelnikami, których serdecznie pozdrawiam.
Wszystko mija, oraz dzieje się cyklicznie i
astronomicznie.
Tak jak dla ugotowania zupy potrzebny jest ogień, garnek,
woda, dodatki do owej, tak samo mamy z pomidorami.
Aby dobrze rosły, potrzebny jest odpowiedni czas, miejsce i podłoże.
Więc wiosna.
Posadzić pomidory. Poczekać aż sadzonki trochę podrosną i rozwiną się pierwsze kwiaty. Podwiązać sznurki do sufitu. Sycić się radością - wszak ciepło, latają pszczółki, krew krąży....
Podlewać, wietrzyć, zamykać na noc, uszczykiwać odrosty prowadząc sadzonkę na jeden pęd, chodzić boso, trawa się zieleni, żurawie przez kilka kolejnych poranków z bardzo wysoka, dużym stadem wykrzykują radość po żurawiemu. A ja czuję się jak w Bieszczadach.
A tak na marginesie: - czy już w maju nad Wyspą Sobieszewską odbywają się pierwsze przeloty z młodymi? Czy to nie za wcześnie? Deliberowaliśmy nad tym zagadnieniem z moją świeżo upieczoną małżonką, nie dochodząc wszakże do uzgodnień.
Więc chodzę ci ja boso, robię zdjęcia i cieszę się, bardzo cieszę się patrząc, jak kochane zielone towarzystwo pięknie rośnie, a pomidorowe kwiaty dosłownie w oczach zmieniają się w
owoce.
Potem pozostaje oczekiwanie na żniwa - (słowiańskie słowo).
Lipiec.
Optymalne zadowolenie bowiem ( w każdej
działalności) uzyskują głównie pasjonaci. Rzecz wydaje się niezwykle prosta: -
należy robić to, co lubisz.
Nie zawsze się to udaje niestety.
I to byłoby na tyle w tym powakacyjnym wpisie, bo mądrzyć się, jak wiemy, to każdy głupi potrafi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz