niedziela, 29 marca 2020

Jak to z dżumą było


Wszystko już było - rzekł Ben Akiba.                                                                      
A co rzekł był polski klasyk? (Nazwisko w etykietach).

„Udałem się też do Waszyngtonu, żeby obejrzeć inauguracje drugiej tury prezydentury Busha. Jak wiadomo 90% mieszkańców stolicy głosowało na Johna Kerry’ego, więc pomyślałem, że może być ciekawie.
Rzeczywiście, wielu właścicieli restauracji z porażającą bezinteresownością wywiesiło na drzwiach swoich lokali tabliczki „Blue Zone”, co należało rozumieć: - „Tylko dla demokratów”.

A na ulicach wielotysięczne tłumy w teksańskich kapeluszach świętujące zwycięstwo Busha, przerzucały się obelgami z tłumem zwolenników pokonanego senatora. Tymczasem przebieg uroczystości obserwował z dachów przez optyczne celowniki długi szereg strzelców wyborowych.
Po powrocie na Manhattan pomyślałem, że jak na razie to wystarczy i po powrocie do domu z ulgą pogrążyłem się w renesansie. Tyle, że z renesansem też był kłopot.

Mianowicie warto przypomnieć, że kiedy nareszcie świat po grozie średniowiecza zaczynał powolutku łapać oddech, aby się ludziom nie poprzewracało w głowach, po ziemi ciągle jeszcze snuła się narodzona w wiekach średnich dżuma. A dżuma mało że wybiła dziesiątki milionów ludzi, to przy okazji potrząsnęła stosunkami społecznymi, które i wcześniej były napięte, i to bardzo.

Ale skoro już zeszło na dżumę, to z jej przebiegiem wiąże się pewna ciekawostka, na którą zresztą zwróciło uwagę kilku historyków.
Otóż w związku z błyskawicznym rozprzestrzenianiem się zarazy, arystokracja, jak to arystokracja, w panice pouciekała z miast, zapanował chaos, a władza leżała na ulicach razem z trupami i czekała, aż ją ktoś podniesie. Czekała zresztą niedługo.
No bo wtedy właśnie narodziła się zupełnie nowa elita społeczna, mianowicie kopacze grobów. A jak się narodziła, to wzięła sprawy w swoje ręce. Oczywiście kopacze grobów byli już wcześniej widoczni, ale tylko o tyle, o ile.                                                                                                   

Po pierwsze, nie było na ich pracę szczególnego  zapotrzebowania. Po drugie, spędzali oni większość czasu w więzieniach, odsiadując kary za morderstwa oraz rabunki. Natomiast w warunkach dżumy zapotrzebowanie na kopaczy gwałtownie wzrosło, bo ktoś te groby kopać musiał, a że nikt się do tego nie palił, więc więzienia otworzono i kopacze przystąpili do pracy.
Do ich zadań należało, rzecz prosta, w pierwszej kolejności zbieranie piętrzących się na ulicach stosów trupów, palenie ich, albo zakopywanie. Natomiast w drugiej kolejności do obowiązków kopaczy należało odwiedzanie mieszkań i sprawdzanie, czy aby zaraza się nie rozprzestrzenia.

Otóż kopacze stosunkowo szybko doszli do wniosku, że ta druga kolejność to jest jednak pierwsza. Ogromną większością głosów uchwalili, że zajmowanie się chorymi, albo nieżywymi leżącymi na ulicach to czynność monotonna i na dodatek niebezpieczna. I zaczęli zajmować się zdrowymi.
A ponieważ zawodowi lekarze albo uciekli, albo nie żyli, a jeżeli nawet jeszcze żyli to odmawiali składania wizyt domowych, więc siłą rzeczy trud badania mieszkańców oraz stawiania diagnoz musieli wziąć na siebie kopacze.

A taka diagnoza była o tyle istotna, że od niej i tylko od niej zależało, czy badana osoba otrzyma świadectwo zdrowia i pozostanie w domu, czy wprost przeciwnie, jako stanowiąca zagrożenie epidemiczne zostanie przetransportowana do wydzielonej i zamkniętej części miasta nazywanej Wymieralnią, żeby tam sobie w towarzystwie zadżumionych powolutku wracała do zdrowia.

Otóż bardzo szybko okazało się, że większość badanych, zwłaszcza tych całkiem zdrowych, jednak wolała zostać w domu. W związku z czym, oczekując na wizytę kopaczy grobów, przyszli pacjenci gromadzili dowody zdrowia w postaci rozmaitej. A znów kopacze grobów nie byli żadnymi fanatykami, rozpatrywali każdy przypadek indywidualnie.  
I jeżeli ktoś zdiagnozowany na pierwszy rzut oka jako śmiertelnie chory, potrafił przedstawić przekonujące dowody zdrowia, mieli odwagę przyznać się do błędu i zostawić go w domu.
Niestety, mimo wielu wysiłków kopaczom nie udało się całkiem wyeliminować możliwości zakażenia, w związku z czym większość z nich, owszem, mogła nacieszyć się zdobytym majątkiem i prestiżem społecznym, ale tylko przez parę dni. Za to nieliczni, którzy epidemię przeżyli, zaczęli zaraz potem kupować ogromne majątki, a także pałace. Kilku kopaczy wystąpiło nawet o przyznanie im arystokratycznych tytułów. I podobno je otrzymało.

Po wszystkim okazało się, że najgorzej na epidemii wychodzili Żydzi, ponieważ w ich przypadku kopacze wykazywali małą elastyczność, uznając ich, bez względu na ilość i jakość dowodów zdrowia, nie tylko za chorych, ale nawet za sprawców epidemii. Szczególną podejrzliwość kopaczy budził fakt, że Żydzi wymigiwali się od najnaturalniejszych czynności, takich jak na przykład picie wody z zatrutych trupami studni, tylko upierali się przy czerpaniu jej ze źródeł, które z natury bywają zwykle czyste”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz