Poszukiwanie Hedostazy, czyli impreza u Ojców Abnegatów
Preparat
nr 6 101 obudził w Trurlu-Stwórcy znaczniejszą nadzieję.
Proklamowano
tam raj techniczny, solidarystyczny, wprost śliczny, więc poprawił
się na stołku i ruszył mikrometryczną śrubą, żeby obraz
wyostrzyć.
Rychło
mina mu się wydłużyła.
Jedni
mieszkańcy szklanego lądu gnali okrakiem na maszynach, szukając
czegoś, co byłoby jeszcze niemożliwe, inni kładli się do wanien
pełnych bitej śmietany z truflami, głowy posypywali kawiorem i
tonęli tak, puszczając nosem bańki teadium vitae.
Jeszcze
inni, na barana noszeni przez cudnie amortyzowane bachantki, z
wierzchu polani miodem, z dołu masłem waniliowym, jednym okiem
zaglądając do szkatuł pełnych złota i wonności, drugim łypali
za kimś, kto by im chciał chociaż na mgnienie pozazdrościć
takiego stężenia słodyczy, lecz nikogo takiego nie było.
Toteż,
zmęczywszy się, złazili na ziemię, porzucali skarby i depcząc je
jak śmiecie, chwiejnym krokiem przyłączali się do osób bardziej
ponurych, które prawiły o konieczności zmian na lepsze, to jest na
gorsze.
Grupa
byłych wykładowców Instytutu Inżynierii Erotycznej,
założyła Zakon Abnegatów i ogłaszała manifesty wzywające
do życia w pokorze, ascezie i innych udrękach.
Nie
na stałe wszakże, lecz przez sześć dni tygodnia.
W siódmym dniu Ojcowie Abnegaci wyciągali z szaf bachantki, z piwnic – dzbany wina, jadło, kolie, erotyzatory oraz aparaty do popuszczania pasa i rozpoczynali z porannym dzwonem orgię, od której szyby z okien leciały.
Lecz
już w poniedziałek rano znów wszyscy w ślad za przeorem
umartwiali się, że aż trzeszczało.
Jedna
część młodego pokolenia przebywała z Ojcami Abnegatami od
poniedziałku do soboty, opuszczając ich przybytek na niedzielę,
podczas gdy inna tylko w tym świątecznym dniu bawiła u nich.
Kiedyś
zaś ta pierwsza jęła drugą łoić za obmierzłość manier i
rozpustę.
Trurl
zadrżał i odwrócił oczy od mikroskopu.
A
jeszcze stało się tak, że w inkubatorze, mieszczącym tysiące
preparatów, w toku powszechnego postępu przyszło do śmiałych
wypadów eksploracyjnych, i tym sposobem rozpoczęła się era
Podróży Międzyszkiełkowych.
Pokazało
się, że Emulaci zazdroszczą Kaskadyjczykom,
Kaskadyjczycy - Drabinom, Drabini – Zwalitom.
Nadto
chodziły pogłoski o jakowejś krainie, w której pod rządami
Seksokratów żyło się wprost cudnie, choć nikt nie
wiedział dokładnie – jak.
Tameczni
obywatele podobno uzyskali taką wiedzę, że sami siebie
poprzerabiali cieleśnie i popodłączali do Hedowarów - pomp
tłoczących sam stężony ekstrakt szczęścia.
Jednakowoż
niedowiarki półgębkiem głosili, że ów nieznany kraj nierządem
stoi.
Jakkolwiek
Trurl przepatrzył tysiące preparatów, Hedostazy,
czyli w pełni ukształtowanego szczęścia, nigdzie nie wykrył.
Toteż musiał, chociaż z ciężkim sercem, między bajki i mity
włożyć gadki powstałe podczas Międzyszkiełkowych Wypraw,
i z niemałym strachem położył na mikroskopowym stoliku preparat
numer 6 590, bo nie był już pewien, czy i to oczko w głowie go
pocieszy.
Cdn
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz