piątek, 1 grudnia 2017

Julka

Właściwie jest to wspomnienie o Janie Gabrielu.
Zdjęcie z archiwum Mirka.


Jan szanował wszystkie zwierzęta, ale jedno otaczał szczególną lubością: to była Julka.
Cieszył się z jej posiadania, zbudował dla swojej ulubienicy kozi pałac.
Wyrabiał pyszne, woskowane sery z koziego mleka.
W domu Julki przebywał godzinami, hołubił, głaskał, rozmawiał, jednym słowem kochał stworzenie.

Przyszedł czas, że Jana zabrakło.
Przyjechałem do Domu na Górze zaraz po śmierci Jana.
Marzec wczesny, nocą było koło zera, a w dzień już lato.

Zająłem się prowadzeniem taczki (lubię jeździć taczką) i układaniem drewna (lubię układać drewno).
       Do Julki przychodziłem podawać siano.
Już było z Julką lepiej, bo od śmierci Jana nie chciała jeść i zanosiło się na to, że umrze śmiercią głodową z tęsknoty.
       Wracałem i z domu patrzyłem przez okno na jej wybieg.




Julka stała w drzwiach, albo kilka kroków od nich, godzinę, dwie, i patrzyła na dom. Potem wchodziła do swego lokum i po przerwie ponownie wysuwała swoją osobę patrząc w kierunku domu.





W tym czasie była w błogosławionym stanie.
Pytam Bożenki: - ”Czemu ona tak stoi bez ruchu”?
Czeka na Jana” - słyszę odpowiedź.

No tak. Człowiek daje miłość zwierzęciu a zwierzę to czuje i odpłaca na swój sposób.

1 komentarz:

  1. Super, moja mama też kiedyś miała podobną, tyle, że nazwała ją "Kasia" - tak, po mnie :(

    OdpowiedzUsuń