poniedziałek, 3 listopada 2025

Z kamerą wśród dzikich Myszków Mików

Tytuł dzisiejszy wziął się z komentarza wnuczka, wypowiedzianego podczas oglądania poniższych zdjęć.










Najsampierw stałem się właścicielem jednej Myszki Miki, potem doszły dwie kolejne, następna była Ruda i na końcu Książę Myszkowy. Widzimy także sławnego Landrynkowego Zająca, tudzież Marynarza.


czwartek, 30 października 2025

Halloween

 


Przypadek seryjnych samobójstw w Japonii w roku 1933. Nastoletnia Kyioto Matsumoto rzuciła się do gardzieli wulkanu Mihara-yama. To spektakularne wydarzenie prasa ówczesna opisywała szeroko, wskutek czego nastąpił tzw. efekt Wertera – czyli dokonywanie samobójstw przez naśladownictwo. I tak po wyczynie Matsumoto, jeszcze tego samego roku do wulkanu rzuciły się kolejne 143 osoby, a w następnym roku nawet 167. Potem temat opatrzył się prasie i przestała o nim pisać – wtedy samobójstwa wulkaniczne zanikły.

    Ciekawostka z czasów niedawnych: - wskaźniki samobójstw w Stanach poleciały w dół, gdy miał miejsce ogólnokrajowy strajk gazet i czasopism. Kiedy prasa znów zaczęła się ukazywać, wskaźnik ten wrócił do normy.

  Konfrontacja ze śmiercią przesuwa ludzi w kierunku przekonań konserwatywnych, ale głównie dzieli świat społeczny na swoich i obcych. Obcy zasługują na akceptację tylko wtedy, gdy podzielają poglądy podmiotu. Rośnie nietolerancja odmienności, nasila się patriotyzm i religijność.

      Dbanie o zdrowie. 

Jest to słuszne, azaliż bez przesady. Krzysztof Varga przytacza przypadek niespełna pięćdziesięcioletniej Lisy, Amerykanki, która chciała być wciąż młoda i zdrowa, dlatego ćwiczyła, odżywiała się nowocześnie, aż nagle padła trupem. Okazało się otóż, że w tym swoim pędzie do zdrowia zażywała dziennie ok. 40 witamin i suplementów diety i to właśnie ja zabiło.

   Osobistą otyłością możemy uprzykrzyć życie nie tylko sobie, ale i bliźnim.  Oto medyk dokonujący sekcji naszych otyłych zwłok musi się namęczyć, bo pracę z takim ciałem można porównać do „pracy w kadzi ze smarem”. Skalpel wyślizguje się z ręki, a przedsiębiorcy pogrzebowi uskarżają się, że tłuszcz ludzi otyłych może spowodować podsycenie płomieni, a w konsekwencji doprowadzić do pożaru w domu pogrzebowym.

       Obrzydliwe?

Niespecjalnie. Obrzydliwe to jest dopiero ciało topielca (książka: Jak nie umierać. Opowieści patologa sądowego. Jan Garavaglia).

Więc ustalmy zwięźle, o co chodzi z tym ciałem topielca: - to konkretnie zapach wydobywający się przy krojeniu. Garavaglia opisuje go jako „smród gazów jelitowych, zdechłej ryby, zepsutych jajek i znoszonej bielizny” - to jest dopiero doświadczenie mocno przykre.


 

 

wtorek, 28 października 2025

Zrozumienie statystyki

 Wiele rzeczy zaczynamy rozumieć późno, jeszcze więcej – bardzo późno, a najwięcej – zbyt późno.

                 O wyborach powszechnych.

W ostatnich latach (R. Kapuściński 1996 r.) odbyły się wybory w wielu najzupełniej różnych krajach i wykazały statystyczną cechę wspólną: wyraźna tendencja społeczeństw do dzielenia się na dwa wielkie bloki – tak zwaną lewicę i prawicę. Tak zwaną, gdyż pojęcia te mało dziś znaczą. Uderza, że zwycięzca  osiąga tylko minimalną przewagę liczebną nad pokonanym. Tendencją jest, aby wynik wyborów oscylował wokół podziału 50:50.

    Gdzieś przeczytałem (gdzie?), że lewicowość i prawicowość to orientacje wrodzone, że z tym człowiek przychodzi na świat i dlatego wśród zamożnych burżujów byli fanatyczni komuniści, jak też – wśród ubogich proletariuszy skrajni prawicowcy.


Telewizja nie tylko kształtuje nasze gusta i poglądy, ale i wpływa na wielkie decyzje polityczne.

- W Mogadiszu podniecony tłum ciągnie po ziemi zmasakrowane ciało żołnierza amerykańskiego. Obraz ten pokazany w telewizji, wywołuje w USA szok i oburzenie. Widzowie zmuszają Waszyngton do wycofania się z Somalii.

Nieco statystki (1993 rok).

16 Amerykanów zamordowali terroryści.

57 osób zginęło od pioruna.

31.000 wymordowało się nawzajem w bójkach, napadach rabunkowych i wojnach gangów.

42.000 zginęło w wypadkach samochodowych.

Jatrofobia – tak nazywa się strach przed lekarzami (a jarofobia?).

Jak podaje Jan Garavaglia, autor książki „Jak nie umierać - opowieści patologa sądowego”, w Stanach co roku więcej osób umiera w szpitalach na skutek błędów lekarskich, niż ginie w wypadkach samochodowych.

Ciekawe, jak wygląda podobna statystyka w Polsce?

                          Stalin i jego armia.

W czasie czystek roku 1930 geralissimus zamordował:

z 5 marszałków – 3

z 5 d-ców armii I stopnia – 3

z 10 d-ców armii II stopnia – wszystkich

z 57 d-ców korpusu – 50

z 186 d-ców dywizji – 154

z 16 komisarzy armii – wszystkich

z 28 komisarzy korpusu – 25

z 64 komisarzy dywizji – 58

z 456 pułkowników – 401

(gen. A.Todorowski - „Ogoniok”, lipiec 1987)

poniedziałek, 27 października 2025

Kropelka wody


Gdy w czasie wędrówki zaczyna padać deszcz i słyszę jak krople pukają w liście łopianów przy drodze, a potem w kaptur założonej peleryny, zaraz przypływają słowa mojej ulubionej piosenki. A już obowiązkowo słucham jej w deszczowy zmierzch na biwaku. Krople wybijają nostalgiczny werbelek na tropiku, Anna śpiewa dla mnie kołysankę, robi się bardzo ciepło na duszy, a kiedy muzyka cichnie, monotonny deszcz skutecznie usypia pacjenta.  











Jestem kropelką źródła,

Do morza tylko potokiem przez życie płynę.
Czasem rozlewam się gdzieś szeroko,
Czasem pod głazem na chwilę ginę.
Ludzie wspaniali nad moją wodą -
- Ciche pierwiosnki jak biały śnieg.
Niejeden westchnął nad mą urodą,
Niejeden boso po wodzie szedł.

 Dziękuję drzewom za ukojenia
I wiatrom także za ich westchnienia!
Dziękuję ludziom za chwile radości
I nad mym brzegiem tak dużo gości!
Nad moją wodą głosom zachwytu
Patrzącym, jakbym była z granitu,
A jestem tylko kropelką wody,
Której zawdzięczam tyle urody.

Ujrzałam morze - za to dziękuję,
I wodę morską, która smakuje
Jak boski nektar - jest dla mnie lekiem,
Jak piersi matki nabrzmiałe mlekiem.
Jeśli Bóg zechce pofrunę w górę
I znów zamienię się w białą chmurę,
U źródeł w deszczu na ziemię spadnę
I co mnie czeka znowu nie zgadnę.
Będę kropelką źródła,
Do morza znowu potokiem przez życie spłynę.
Może rozleję się gdzieś szeroko,
Może pod głazem na zawsze zginę.

 Dziękuję wszystkim za ich modlitwy,
Które cudownie przy mnie rozkwitły!
Dziękuję ptakom za ogrom gniazd!
Dziękuję niebu za urok gwiazd!
Dziękuję deszczom za życie moje,
Za to, że płynę, a nie gdzieś stoję!
Dziękuję ludziom za ich marzenia
I za miłosne ich uniesienia!

     Śpiewa Anna Żebrowska


piątek, 24 października 2025

Bieszczady



Piątek, godz. 12,00. Po pracy już prawie jest dla młodych, którzy w korporacjach jeszcze dogorywają i tylko czekają na koniec dnia, udając skupienie przy biurku.

 A dla mnie chwila wspomnień w ten deszczowy piątek.

Wspomnienia zdjęciowe, bo ponieważ ludzie coraz mniej czytają. Nie wiem czy to dobre, ale tak jest.

Ktoś powiedział: - w piątek nie pisz za dużo. I ja się tego trzymam. Tylko miłe chwile na zdjęciach.




















czwartek, 23 października 2025

Betonowy tupolew z Kałkowa

 

Samolot stoi jako żywo, naprzeciw intrygującej architektonicznie Golgoty – Martyrologium Narodu Polskiego. Jest to niewielkie zamczysko w stylu niskobudżetowego Disneylandu, tak akurat na polskie warunki, choć oczywiście potężna zawartość martyrologii rekompensuje intensywnie fenomenalną tandetę budowli. Samolot jest ostatnią, dwunastą stacją Męki Pańskiej – zachowuję śmiertelną powagę, żadnej ironii w tym nie ma.

    Przez poprzednie jedenaście stacji męczony jest Chrystus, na koniec umęczona jest Polska, wiadomo – Polska Chrystusem Narodów, potężny banał, można dodać ze smutkiem.

Wszyscy mniej więcej wiemy, jak wygląda ów biedny tupolew, wszyscyśmy już go obejrzeli w swoim czasie w sieci. Jest z betonu, skrzydła nie wiedzieć zupełnie czemu znajdują się tuż za kabiną pilotów, do której wstawiono dwa fotele samochodowe, bodajże z wersji rajdowej fiata 126p, że koła ma od poloneza, że generalnie rzecz biorąc, jest to uosobienie polskości wybitne, albowiem wszelkie nasze uniesienia są po prawdzie z betonu i odpadków surowcowych - zanim się zdążymy solidnie unieść, to już spadamy na ziemię, żadnym betonowym uniesieniem niczego wielkiego się nie zwojuje, ale my próbujemy od stuleci, jest to w jakiś sposób rozczulające, tak jak rozczulający jest ten koślawy pomnik, monument ku chwale polskiego nieudacznictwa wszelkiego rodzaju.

    Miałem w pewnym sensie szczęście, gdyż akurat odbywały się drobne prace konserwatorskie przy samolocie, co właściwie zaskakujące, skoro byłem tam ledwo kilka dni po odsłonięciu monumentu. Widać jednak coś szwankowało, skoro dwóch mężczyzn prowadziło z niejakim znużeniem jakieś naprawy. Słynne zdjęcie pary prezydenckiej wyjęte było chwilowo z drzwi samolotu gdzieś na bok, korzystając zatem z nadarzającej się okazji, zajrzałem do środka.

   W środku było ciasno, wewnętrzna powłoka składała się z cegieł, walały się też kawałki bodajże styropianu, tudzież wiaderka z gruzem chyba, generalnie środek na co dzień niewidoczny dla zwiedzających sprawiał wrażenie kameralnego wysypiska śmieci. W każdym razie jako żywo szkielet samolotu był ceglany, na nim dopiero wylano beton, uczucie groteski wzrastało w zastraszającym tempie. Kiedy wróciłem później, po zwiedzeniu Golgoty, po obejrzeniu wszystkich kaplic poświęconych wszelakim polskim emanacjom męczeństwa (ksiądz Popiełuszko, św. Maksymilian Kolbe, Powstanie Warszawskie, Katyń, ale także a jakże – Marsz Brygady Świętokrzyskiej NSZ) – pomnik był już po naprawie.

    Para prezydencka znów stała w drzwiach, z okien samolotu spoglądali na mnie: Anna Walentynowicz, prezydent na uchodźstwie Kaczorowski, prezes IPN Kurtyka, filuternie uśmiechał się Gosiewski, groteska bynajmniej nie słabła, zdaje się, że groteska jest immanentną częścią tego projektu.

Pokraczność owego monumentu i okoliczności, w jakich się znajduje, obudziły we mnie zatem dwa nieco sprzeczne uczucia, wzruszenie mianowicie i zażenowanie zarazem. Jest to słowiańszczyzna w najczystszej postaci, żeby to przynajmniej była „niesamowita słowiańszczyzna”, niestety, to jest zwykła tandetna słowiańszczyzna, prawdziwa polska pogańska słowiańszczyzna i niechaj nikogo nie zwiedzie, iż znajduje się w katolickim sanktuarium. To jest ośrodek pogańskich kultów, prawdziwe chrześcijaństwo – podejrzewam – nie jest bynajmniej w naturze Polaków. Być może jacyś germańscy, czy skandynawscy protestanci mogą być prawdziwymi chrześcijanami, my z pewnością do chrześcijaństwa nie jesteśmy predestynowani, my do chrześcijaństwa mamy słabą predylekcję, dla nas chrześcijaństwo to jest zasadniczo odpust, cyrk, oraz wesołe miasteczko.

    Owszem, jakżeby inaczej, za murami sanktuarium znajduje się niewielki bazarek z pamiątkami, kilka raptem stoisk, jako się rzekło, to jest kieszonkowy Licheń, a więc i biznes jest relatywnie niewielki, pośród całych tych odpustowych okropieństw znajdowały się, nie mogło być inaczej, trójwymiarowe obrazy Matki Boskiej i Jezusa. Jak się patrzy z jednej strony, to jest Matka Boska, jak się patrzy z drugiej – Jezus, patent znany i sprawdzony. Ja jednakowoż ustawiłem się, że tak powiem – pomiędzy. A więc tak, by widzieć jak Matka Boska zmienia się w Jezusa i odwrotnie. Ciekawe doświadczenie: - jeśli spojrzeć pod odpowiednim kątem, to można zobaczyć Matkę Boską z wąsami i bródką. Mają rację co poniektóre religie zabraniające ukazywania swoich bogów w formie obrazów.

     Udało nam się – za pomocą kilkuset pomników polskiego papieża rozsianych po kraju – zrobić z Jana Pawła II coś w rodzaju krasnala ogrodowego, udało nam się z katastrofy lotniczej zrobić pogański kult, betonowy tupolew jest czymś na kształt totemu, trzeba go wpisać do jakiegoś rejestru i chronić, bo to jest prawdziwa emanacja polskości niestety.

                                 Krzysztof Varga

środa, 22 października 2025

Selekcja

 


 Elektronika pokonała starą, biurokratyczną cenzurę, ale nie przemogła naturalnej pokusy rządzących, aby panować nad umysłami poddanych i urabiać je na korzystną dla siebie modłę. Dlatego system cenzury prewencyjnej, której głównym narzędziem był zakaz, zastąpił system manipulacji, którego głównym instrumentem jest selekcja.

    O jednych rzeczach się mówi, o innych milczy, o jednych mówi się więcej, o innych mniej itd.

Nie tylko selekcja jest ważna, istotny jest też sposób prezentacji: - w krajach zamożnych widzimy uśmiechniętych polityków, zakupy przedświąteczne, tłok na placach.

W krajach biednych – uciekinierzy na drogach, dzieci – szkieleciki na rękach płaczących matek, młodzi ludzie w kominiarkach strzelają do siebie zza węgła.

Środki masowego przekazu, nawet jeśli im nie wierzymy, uważamy że kłamią, mają na człowieka olbrzymi wpływ, ponieważ ustalają mu listę tematów, ograniczając w ten sposób pole myślenia do informacji i opinii, jakie wybiorą sami decydenci. Po pewnym czasie, nawet nie zdając sobie z tego sprawy, myślimy o tym, o czym decydenci chcą, abyśmy myśleli.

Dlatego ktoś, kto mniema, że myśli niezależnie, ponieważ jest krytyczny wobec treści podawanych mu przez media –jest w błędzie. Myślenie niezależne to sztuka myślenia własnego, osobnego, na tematy samodzielnie wywodzone ze swych obserwacji i doświadczeń, z pominięciem tego co usiłują narzucić mass media.

    Media szukają krwi, a coraz więcej ludzi chciałoby normalności. Jednak zło jest bardziej fotogeniczne według mediów, bo fascynuje, pochłania bez reszty, ale przede wszystkim to na nim się zarabia.


wtorek, 21 października 2025

Niemiecki Klucz

 





W związku z nowym artefaktem, w ubiegłym tygodniu wybrałem się na ponowną sesję zamykania sezonu grzybowego, tym razem z udziałem Tajemniczego Klucza.   

   Skąd on się wziął? Otóż zajrzałem ponownie do szuflady, którą nazywam Szufladą Wspomnień, z której pochodzą także Bajkowe Kluczyki i tym razem natknąłem się na charakterystyczny, niemiecki klucz, który ciocia przywiozła z Ziem Zachodnich w 1946 roku. Musiał być z jakiegoś powodu cenny dla cioci. Wydał mi się ten ręcznie kuty klucz, ze stalową wstawką, godny uwiecznienia i umyśliłem sobie, że wykonam z jego pomocą sesję muchomorową, ostatecznie zamykającą sezon.





Wracając, niespodziewanie natknąłem się na znajomy Leśny Rower. Już nie miał zamknięcia na kole, leżał (ukryty?) za zwalonym pniem i jakby się prosił, żeby go dosiąść. Było nawet nieco powietrza w dętkach, sprawdziłem a jakże.


Czyli na piechura czekała podwózka. 

- Ciekawe, czy da się na nim jechać? 

Wsiadłem, dało się jechać – skrzypiało, trzeszczało – nic dziwnego, stał w deszczu i porannych rosach pół roku.

 Przyjechałem, podziękowałem za podwózkę i pozostawiłem na bezludnej pętli autobusowej ten całkiem użyteczny, jak się okazało przedmiot. 

I w ten sposób Leśny Rower wrócił z głębokiego lasu do świata ludzi.