Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Stuposiany. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Stuposiany. Pokaż wszystkie posty

środa, 10 kwietnia 2024

Wędrowiec








Schodzę z Bukowego Berda po nocnym deszczu. 


Pogoda się poprawia, ziemia szybko obsycha, przebija się słońce, wiatr przyjemnie chłodzi.

Schodzę szybko, czuję się lekki, wczoraj rano zjadłem resztki prowiantu, głód i pragnienie popędza, więc pewnie nie minęła godzina, kiedy wchodzę do maleńkiej miejscowości pod tytułem Muczne.

Jest budka – sklepik - drzwi otwarte na oścież, wchodzę, a w środku nikogo. Wychodzę, żeby się rozejrzeć za sprzedawcą i słyszę: - idę, idę!     

   Pani sklepowa wyłania się z chałupy, która stoi za sklepem.

Czynię zakupy: - Chleb, masło, pomidory, jajka, cebula, woda, coś słodkiego, no i piwo, zgodnie z rytuałem bieszczadzkim po zejściu z połoniny.

    Pani sklepowa jest bardzo sympatyczna, rozmawiamy chwilę. Serwuję dowcip:

Wchodzi dziadek do cukierni:

- Poproszę ciastko!

Jakie?

- Może być babeczka!

 

Pani sklepowa się śmieje.

- Podoba mi się ten dowcip, taki grzeczny jest – mówi.

To nawijam drugi grzeczny:

 

Wchodzi hydraulik do cukierni:

- Poproszę ciastko!

Jakie podać?

- Może być rurka!

 

Wychodzę przed sklep w celu wypicia. Obok ławka, stół, jak to w Bieszczadach.

Na zdjęciu ogródek piwny z Chmiela.

Ostre słońce przygrzewa. Jak dobrze się ugrzać po chłodnej nocy. Popijam zimne piwo małymi łykami. Popijam z lubością i przymkniętymi powiekami.

    Sielsko jest. Cisza, spokój.

Butelka robi się prawie pusta, kiedy nadchodzi dwóch panów miejscowych w średnim wieku. Kupują po piwie, patrzą na plecak.

- A pan skąd idzie?

- Z Woli Michowej.

- Ooo! To daleko jest!

- Ale ja idę etapami. Wczoraj na przykład spałem w szałasie na górze.

- Na Bukowym Berdzie?

Potwierdzam.

- I popielice dały panu spać?

- Nie bardzo dały, ale trochę pokimałem.

- My panie z bratem, to w tamtym roku zbieraliśmy jagody na górze, nie chciało nam się schodzić wieczorem. Mieliśmy pospać w szałasie, ale panie gdzie tam! Nie zmrużyliśmy oka.

 - No! - Brat pana miejscowego odzywa się po raz pierwszy.

Po czym następuje dłuższa przerwa w tej niespiesznej rozmowie.

Konsumpcja trwa.

- A teraz dokąd?

- Naprzód. Nie mam konkretnych planów, Stuposiany najpierw, potem się zobaczy.

- Że też panu się chce tak chodzić....

- A co tu robić w tej bieszczadzkiej Krainie Nicnierobienia? Mam czas i chęć, to chodzę.

Temat wyjaśniony - ponownie następuje pauza w rozmowie.

Butelka pusta, będę się zbierał. Zakładam plecak, gdy po przemyśleniu sprawy mój rozmówca rzecze:

- Kraina Nicnierobienia powiadasz pan?

A wiesz pan jaki jest szczyt nicnierobienia?

Jak prostytutce urośnie pajęczyna między nogami!

 - No! - odezwał się niezwykle zwięźle, oraz po raz drugi brat mego rozmówcy.

- Dobre! - Oceniłem z uprzejmą grzecznością.

 Oddałem butelkę i wróciłem. Przypomniał mi się bowiem dowcip na temat szczytu.

- To ja powiem panu jaki jest szczyt szybkości:

Tak szybko biegać naokoło słupa, żeby z przodu była dupa!

- No! - odezwał się po raz trzeci i ostatni brat mego rozmówcy.

   Wypite piwo zaostrzyło apetyt, ruszyłem więc w poszukiwaniu miejsca na zasadniczą konsumpcję.

Po kilkudziesięciu metrach wdałem się w dyskusję z trójką szalenie sympatycznych pań - turystek, które zapytały jak jest na górze.

- Pięknie jest! - usłyszały.

Ale była to zdecydowanie zbyt krótka odpowiedź i zaraz zorientowałem się, że panie są zawiedzione, więc dopowiedziałem szerzej o tym, co na górze.

Jeszcze kilka kroków i mijam parę turystów - robią sobie zdjęcia na przemian. Do zdjęcia ustawiają się na przemian obok swego samochodu. Jedna ręka oparta na samochodzie w symbolicznym geście: - mój ci on jest! Samochód bardzo ładny, nowy, czerwony. Poza tym wygląda na to, że partnerka szybciej zaszłaby w ciążę, niż partner pieszo na pierwsze piętro.

    Absolutnie nie oceniam, opisuję tylko to, co widzę.

 Mijam leśniczówkę i staję przed wejściem do karczmy.                                         

Spodobało mi się to miejsce.

 Następnie zajrzałem do jadłospisu. Miałem zamiar zjeść pierogi ruskie....

 A tu polskie jadło: - schabowy w kapuście na kwaśno na przykład! Pociekła ślinka, a ciało krzyknęło (właściwie to nie krzyknęło, tylko zawyło):

- Weź to! To weź!!!

Zaraz, zaraz, nie tak na łapu-capu! Ja to przemyślę, bo mam czas.

I myślę: - należy zwracać uwagę na sygnały ciała, jak mawiał Chuck Norris – jest to wyraz szacunku do samego siebie.

Schabowy to dobra odmiana może być....

Mięsa miałem nie jeść, no nie wiem......

- Czego nie wiesz, głąbie! Schabowego bierz!! – irytuje się ciało.

Dobrze już, dobrze, tylko nie tym tonem do mnie!

Do tego ten kotlet jest w kwaśnej kapuście, a więc to będzie bardzo odpowiednie danie dla takiego wyposzczonego wegetarianina jak ja.

Oraz dopomyślałem: - planów nie zmienia tylko martwy albo głupi!

    Zamówiłem, wyszedłem na świat boży przed karczmę, gdzie upatrzyłem sobie miejsce. Nastąpiły miłe, niezadługie chwile oczekiwania.

Była cisza, głos z ciała umilkł. Lekki zefirek przynosił fale upojnego zapachu goździków nagrzanych słońcem.

Sprawny pan kelner przynosi jedzonko i absolutnie nie trzyma palca w kapuście.

Pojadłem - pycha! 

Nie doceni sytości ten, kto nie zaznał głodu.



Patrzę na zdjęcia z sentymentem. Od tego rajdu Wola Michowa, Balnica, Fereczata, Wołosate, połoniny, Muczne, Smolnik, Lutowiska, Chata Socjologa i z powrotem do Woli Michowej, za chwilę minie lat dziesięć.

 


wtorek, 8 marca 2016

Naprzód do Smolnika

Jest upalne popołudnie, kiedy wyruszam ze Stuposianów.

Idę skrajem szosy. Ruch jest dosłownie zerowy.
Po kilometrze widzę zbliżający się samochód SG.
Zatrzymuje się przy mnie.
Pan żołnierz pyta: - A dokąd to pan idzie taki obładowany?
No tak, oprócz plecaka niosę przecież pełną reklamówkę z zakupami z Mucznego.
- Naprzód idę, naprzód, proszę szanownego pana żołnierza.
- A w reklamówce co?
- Jedzenie jak pan widzi – podnoszę zakupy, widać wyraźnie chleb, pojemnik jajek itp.
- No to szerokiej drogi!
I pojechali.

Dochodzę do Sanu i postanawiam tu gdzieś nad wodą postawić namiot.
Schodzę przy moście w krzaki.
     Ależ śmietnisko! Czego tu nie ma! Opony, miski, lodówki, stosy butelek, toreb foliowych, gruzu. Jakieś resztki ogrodzenia, pełno drutów. Wycofuję się skwapliwie do bocznej drogi, idę nią kilkaset metrów, widać jakieś resztki baraków w ruinie. I wielki śmietnik wszędzie. No nie, za takie sąsiedztwo dziękuję.
      Wracam do szosy, już nie próbuję szukać miejsca po drugiej stronie mostu. Odechciało mi się biwakować w tym miejscu.
Idę dalej szosą, rozglądając się na lewo i prawo, gdzie by tu namiot na łące pod lasem postawić.
Nadjeżdża kolejny samochód SG i staje przy mnie.
- A dokąd to pan idzie taki obładowany? Pyta tym razem pani żołnierka.
- Naprzód idę, naprzód, proszę szanownej pani (żołnierki?) i rozglądam się za miejscem na biwak.
- Tu nie można, ziemia prywatna, będzie kara. Niech pan szuka noclegu pod dachem. Najbliżej to w Smolniku będzie.
I odjechali.
    Zapomniałem, że jestem przy samej granicy z Ukrainą, a SG ma oko na przemytników. Wyraźnie chcieli usłyszeć także po jakiemu mówię.
Idę, a nieprzespana noc daje o sobie znać, oczy się kleją i ziewam na potęgę. 


Myślałem o wejściu na Otryt, ale zupełnie i całkowicie mi się odechciało. Jutro też dzień, dość wrażeń na dziś, ta podpowiedź pani żołnierki o noclegu pod dachem nie jest głupia.

Mijam skrzyżowanie do Dwernika i po pewnym niedługim czasie osiągam maleńki Smolnik, a w nim szybciutko znajduję lokum, które wydaje mi oazą przytulności.


Parę zdań zamieniam z gospodynią i hop na piętro. Ciepły prysznic, kolacja, kilka zdjęć z ciekawym światłem i spać, spać!




Cisza, spokój, nie ma harcujących popielic, w nogach położył się kot gospodyni. Wpadam w otchłań na całe dziesięć długich godzin.

poniedziałek, 7 marca 2016

Łąki nad Stuposianami

Dla rozleglejszego widoku wspinam się ponad Stuposiany
Koniczyna pachnie odurzająco.



Żal zrywać kwiaty, ale tylko trochę, bo hen na dole traktor wjechał na łąkę, zaczęły się sianokosy. 





Wokół margerytki, coraz więcej margerytek.

Zastanawiałem się jakie jeszcze słowa dodać do zdjęć.
Pasuje chyba tylko wiersz.

Ballada o szczęściu


Nie szukaj szczęścia po świecie,
Nie szukaj szczęścia gdzieś hen!
Na próżno olśni cię przecież
Świat piękny – ale nie ten....

Pokaże ci Krzyż Południa
Jak dotknąć purpury zórz,
Ale tam lato jest w grudniu
I inny jest kolor mórz.

Nie szukaj szczęścia po świecie,
Nie szukaj szczęścia gdzieś hen!
Doczekaj lata – a w lecie,
Świat kolorowy i ten.

Jest przecież taki zakątek
Czterech Pór Roku, gdzie świt
Daje wszystkiemu początek,
A wszystko – to przecież my!

Nie szukaj szczęścia po świecie,
Ono tuż obok śpi,
Rankiem obudzi cię przecież
I szepnie: tak dobrze mi.

Jerzy Baryła Nowakowski



środa, 2 marca 2016

Przed bramą raju

Pojadłem, posiedziałem, teraz w drogę miły bracie!
Ruszam i opowiadam sobie jak wnuczek rozmawiał z dziadkiem.

Dziadku, jak ci smakował cukierek?
- Był bardzo dobry.
- Dziwne! Ania go wypluła, pies go wypluł, a tobie smakował...

Staję przed tablicą informującą o toczącej się budowie. Ładny ten budynek będzie.

Boziuniu, jak pięknie jest na świecie!
Brzuch pełen, dzień z cudowną pogodą trwa, nie mam depresji, ani żalu do nikogo, oraz idę naprzód!
Uszedłem może sto metrów, obejrzałem się.

I znowu naprzód.
Naraz obok zatrzymuje się samochód. Za kierownicą siedzi facet i pyta:
- Może podwieźć pana? Jadę do Wilczej Jamy....
 - Nie, nie, uprzejmie dziękuję, bo wie pan, ja tak bardzo lubię chodzić, to dla mnie ogromna przyjemność, a za propozycję serdecznie dziękuję!

Przyjazny świat, przyjaźni ludzie, żyć się chce!

Mijam tablicę z podaną odległością do Stuposian, gdy obok zatrzymuje się kolejny samochód.
- Może pana podwieźć?
Patrzę: - w środku jadą moje znajome trzy kobitki-turystki z Mucznego.....

Błyskawicznie przypomina mi się następująca anegdota:
        Powódź.
Jan Kowalski siedzi na dachu swego domu i modli się do Boga o pomoc.
Przypływa amfibia, wołają z niej: - wsiadaj Janek!
Janek na to: - Nie! Pomodliłem się, Bóg mi pomoże i uratuje mnie i dom!
Woda wzbiera.
Jan siedzi już na kominie. Przypływa amfibia: - Janek wskakuj!
- Nie! Pomodliłem się, Bóg uratuje mnie i mój dom!
Dom się zawala, Kowalski tonie.
      Dusza Jana Kowalskiego staje przed bramą raju.
Naprzeciw wychodzi Święty Piotr. Dusza Jana występuje z pretensją do św. Piotra: - modliłem się tak żarliwie, byłem skrupulatnym wiernym, a tu co? Taka zapłata? Bóg mi nie pomógł!
Św. Piotr zagląda do laptopa i mówi: - hola, hola. A kto po ciebie dwa razy amfibię przysyłał?
Nic nie dzieje się bez powodu, to wiem.
Więc co z tą aktualną sytuacją ?
Tym razem czuję, że to Anioł zaaranżował tę podwózkę, przysłał amfibię i daje sygnał: - natychmiast wsiadaj!
Aniołowi się sprzeciwiać?
Plecak ląduje w bagażniku, wsiadam.