piątek, 22 stycznia 2021

Duch Świata

Ponieważ mam czas to wybieram do zamieszczenia zdjęcia uroczych zakątków i myślę. A że lubię pisać, to zapisuję te myśli.

Ludziom co pewien czas odbija. Niemiecki filozof Hegel określał ów stan opanowaniem przez „Ducha Świata”. W czasach nie tak odległych Duch Świata zaatakował Francuzów. Jako że wszystko dzieje się w odpowiednim czasie i odpowiednim miejscu, z błogosławionego łona wyskoczył Bonaparte i co by nie mówić, osiągnął kilka niewątpliwych zwycięstw. Potem Duch Świata opuścił Napoleona, bo azaliż nic nie trwa wiecznie. Ponieważ ogólnie czas dla duchów nie ma wielkiego znaczenia, więc Duch Świata odczekał ile było trzeba i pojawił się przy bolszewikach. Władza w czasie owym leżała na ulicy, ktoś ją musiał podjąć i Rosja zaczęła spływać krwią w tym podejmowaniu. Nieco wcześniej Duch Świata doczekał się innego wiekopomnego zdarzenia, opisanego w poniższym wierszu:

A któż to jest ten mały dzi­dziuś w ka­fta­ni­ku?
Toż to mały Adol­fek, syn pań­stwa Hi­tle­rów!
Może wy­ro­śnie na dok­to­ra praw?
Albo bę­dzie te­no­rem w ope­rze wie­deń­skiej?
Czy­ja to rącz­ka, czy­ja, uszko, oczko, no­sek?
Czyj brzu­szek pe­łen mle­ka, nie wia­do­mo jesz­cze:
dru­ka­rza, kon­sy­lia­rza, kup­ca, księ­dza?
Do­kąd te śmiesz­ne nóż­ki za­wę­dru­ją, do­kąd?
Do ogród­ka, do szko­ły, do biu­ra, na ślub
może z cór­ką bur­mi­strza?

Bobo, anio­łek, kru­szy­na, pro­my­czek,
kie­dy rok temu przy­cho­dził na świat,
nie bra­kło zna­ków na nie­bie i zie­mi:
wio­sen­ne słoń­ce, w oknach pe­lar­go­nie,
mu­zy­ka ka­ta­ryn­ki na po­dwór­ku,
po­myśl­na wróż­ba w bi­buł­ce ró­żo­wej,
tuż przed po­ro­dem pro­ro­czy sen mat­ki:
go­łąb­ka we śnie wi­dzieć - ra­do­sna no­wi­na,
te­goż schwy­tać - przy­bę­dzie gość dłu­go cze­ka­ny.
Puk puk, kto tam, to stu­ka ser­dusz­ko Adolf­ka.

Smo­czek, pie­lusz­ka, śli­nia­czek, grze­chot­ka,
chłop­czy­na, chwa­lić Boga i od­pu­kać, zdrów,
po­dob­ny do ro­dzi­ców, do kot­ka w ko­szy­ku,
do dzie­ci z wszyst­kich in­nych ro­dzin­nych al­bu­mów.
No, nie bę­dzie­my chy­ba te­raz pła­kać,
pan fo­to­graf pod czar­ną płach­tą zro­bi pstryk.

Ate­lier Klin­ger, Gra­ben­stras­se Brau­nau,
a Brau­nau to nie­wiel­kie, ale god­ne mia­sto,
so­lid­ne fir­my, po­czci­wi są­sie­dzi,
woń cia­sta droż­dżo­we­go i sza­re­go my­dła.
Nie sły­chać wy­cia psów i kro­ków prze­zna­cze­nia.
Na­uczy­ciel hi­sto­rii roz­luź­nia koł­nie­rzyk
i zie­wa nad ze­szy­ta­mi.

        Wisława Szymborska – Pierwsza fotografia Hitlera.

Duch Świata szykował tym razem lekcję z grubej rury, doszedł bowiem do wniosku, że tylko w ten dotkliwy sposób głupi człowiek coś może w końcu zrozumieć. Pisząc „człowiek” mam tu na myśli faceta. Bo od dobrych tysiącleci jak wiemy rządzi patriarchat. Żeby nie było niedomówień: - rządzi głupio.

Lecz do rzeczy. Sytuacja stawała się ogólnie sprzyjająca: - Ogon Ducha Świata machał jeszcze przy towarzyszu Stalinie i jego koledze Mao, a głowa była już w Niemczech. Duch Świata szykował zwarcie dwóch totalitaryzmów. Kosztem tej lekcji były miliony istnień ludzkich. Najwięcej wygubił Mao. Na drugim miejscu Stalin. Dopiero trzecią pozycję zajmuje Hitler.

Ludzie odebrali lekcję. Co z tej lekcji wynikło? Konieczność globalizacji rozumiana w ten sposób, że to będzie obrona jednego państwa przed drugim, jeśli drugiemu odbije. I to jest konieczność, bo co dziś mamy?  - Chiny totalitarne prące do rządzenia światem, amerykańskiego żandarma, któremu wydaje się, że jeszcze wszystko może, imperialistyczną Rosję, która nie odpuszcza i miesza gdzie się da, oraz parę innych pomniejszych państw, ale z potencjałem. Do tego Unię Europejską niezbyt skuteczną, ludzi za dużo, oraz zawirowania gospodarczo - zdrowotne z powodu Covida.

Rządzącym wydaje się, że urośli w potęgę. A przecież Matka Ziemia co i raz przypomina, że to wszystko mrzonki i aplikuje sole trzeźwiące za pomocą skurczy (skurczów?) płyt kontynentalnych, czy perturbacji klimatu. W zasadzie jesteśmy bezradni wobec Przyrodniczych Kataklizmów. A jeszcze musimy pamiętać, że antropogeneza liczy z grubsza milion lat, zaś tak zwane kulturotwórcze cywilizacje ludzkie zajmują na tarczy czteromiliardowego zegara geologicznego zaledwie kilka ostatnich sekund.

W każdej chwili możemy zostać unicestwieni interwencją samobójczą, albo wymiaru kosmicznego (deszcz meteorytów, uderzenie planetoidy, nagły wyskok energetyczny Słońca). Wiemy także, że galaktyki spiralne typu Drogi Mlecznej, liczące po kilkaset milionów gwiazd, podlegają niewyobrażalnym wichrom, a przez to są obszarem nieobliczalnych katastrof. Jako Ziemianie razem z naszym systemem słonecznym jesteśmy chwilowo w strefie spokoju, ale ten spokój nie będzie przecież trwał wiecznie, bo prawda jest taka, że kosmos przychylny życiu nie jest.

Jak rzekł był klasyk: - on, ten kosmos, to nawet nie wie, że w nim jesteśmy.

Lecz wszystko powyższe to tylko takie tam refleksje, a Tu i Teraz warto cieszyć się pięknem Gai. 











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz