wtorek, 20 kwietnia 2021

Poszukiwanie raju

Poszukiwanie raju albo drabina do nieba


Filarem wielu religii jest wniebowstąpienie.

Można założyć, że biblijna relacja dotycząca Jakubowej drabiny do nieba, jak i 70. rozdział Koranu o tytule ”Stopnie” (Al-Maaridż) pochodzą z tego samego źródła: - z sumeryjskiego Eposu o Gilgameszu, bowiem jest to pierwowzór podający najwięcej szczegółów, a także wyprzedzający o całe tysiące lat opisy innych religii. Przy omawianiu wydarzenia pod nazwą Potop, braliśmy jeszcze pod uwagę Księgę Majów Popol Vuh, bo ta saga wydaje się sięgać równie głęboko w mroki pradziejów. W tej Księdze również mamy koncepcję drabiny do nieba.


Bardzo interesująca jest wizja Mahometa, zawarta w 70. surze Koranu: - „Przyniesiono mi drabinę tak piękną, jakiej jeszcze w życiu nie widziałem. Anioł Dżibril pozwolił mi wejść po niej, aż w końcu zaprowadził mnie do bramy niebios, którą nazywają bramą dozorcy”.

Potem poprowadzono Mahometa do kolejnego nieba, aż dotarł do nieba siódmego, gdzie spotkał Boga Najwyższego – Allaha, władcę stopni.


Czy starożytne opowieści o drabinie, stopniach, podróży do nieba to tylko mity i bajania?

A może za określeniem drabina do nieba kryje się opis rzeczywistości, podany za pomocą takich określeń, jakich wówczas używano? Albo inne pytanie: - Czy coś może łączyć Gilgamesza z podbojem kosmosu?

Ostatnie pytanie wydaje się na pozór niemądre, ale rozpatrzmy rzecz dalej.

Sumeryjska relacja o podróży do nieba i Domu Boga, wygląda jak opis jazdy czymś w rodzaju windy: - Gilgamesz i Enkidu zobaczyli promienistą wieżę, której strzegła bogini Irninis. Po krótkich targach ze strażnikami, pozwolono im wyruszyć w stronę nieba na grzbiecie „orła”. Wznoszenie się miało kilka etapów. Kiedy się zatrzymywali, za każdym razem opisywali widok z coraz większej wysokości. I tak najpierw Ziemia wyglądała jak „ogród, potem jak papka mączna, a morze niby koryto na wodę”.






Dzisiaj każdy zna widok Ziemi widzianej z kosmosu, dlatego te starożytne relacje zyskują na wiarygodności. Kiedy tekstami zajmie się badacz bez kompleksów, doczyta się, że zamiast podróży do nieba, był to wjazd po linie-kablu na orbitalną stację kosmiczną zakotwiczoną w punkcie zero na orbicie geostacjonarnej w płaszczyźnie równika, czyli tam, gdzie przyciąganie Ziemi jest równoważone przez siłę odśrodkową.



Kilkadziesiąt lat temu, w książce autorstwa Stanisława Lema przeczytałem po raz pierwszy o tym orbitalnym punkcie zero położonym na „niebotycznej” wysokości 35 786 km. ponad Ziemią. Przeczytałem i wzruszyłem ramionami: - to ciekawe, ale czy coś z tego wynika?



               

Potem czytałem u Lema o koncepcji opuszczenia liny z orbity na Ziemię, pod warunkiem, że ta lina będzie miała wytrzymałość nici pająka, bo inaczej urwie się pod własnym ciężarem. Natomiast gdy uda się skopiować splot wykonywany przez pająka i zastosuje odpowiedni materiał do budowy, będzie można wciągać na orbitę wielotonowe ładunki. I znowu wzruszyłem ramionami: - czy to się kiedyś uda?  


 Potem doszły książki Zecharii Sitchina i wgłębiłem się w teksty tabliczek z Niniwy.

CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz