poniedziałek, 12 kwietnia 2021

Jak u pana Boga za piecem

 Proste życie w niepowtarzalnym bieszczadzkim zadupiu: - wstać wcześnie, pokręcić się tu i tam, przyszykować śniadanie, powędrować po lesie lub łąkach, zjeść do syta, odpoczywać razem z chylącym się dniem i iść spać razem z kurami. 

Nikt nie zakłóca prawidłowości prądów powietrznych, które ciebie otaczają. Otulony ciszą robisz co chcesz, albo nic nie robisz. Jesteś poza tym całym cywilizacyjnym zgiełkiem. Nie masz ochoty rozsądzać spraw egzystencjalnych, czy jest dobro i zło, czy może tylko miłość. Nie ma prądu, nie ma radia ani telewizji, telefon służy głównie do robienia zdjęć, nie grzebiesz w nim bez sensu.





Można sobie taki styl narzucić? Można, ale żeby czuć się w opisanych warunkach jak u pana Boga za piecem, najpierw trzeba przeżyć te swoje kilkadziesiąt lat i dostać nieco w dupę od świata ludzi. Czyli odebrać osobistą lekcję. Bowiem nie doceni słodkości ten, kto nie poznał goryczy. A kiedy już jesteś gotowy, przypłynie do ciebie umiejętność cieszenia się z tego, co jest i dopiero wtedy czujesz życie i dostrzegasz piękno we wszystkim, co ciebie otacza, także w nie usuwanych pajęczynach.


Więc czujesz się jak u pana Boga za piecem. Wszystko dzieje się niespieszne, a czas się rozciąga. Bawi cię celebracja śniadań. Składniki proste: - masło, cebula, pomidor, czosnek, tudzież taka kiełbasa, jakiej w mieście nie uświadczysz. Do tego kubek kakao. Albo dwa kubki.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz