niedziela, 25 października 2020

W upał za jałowcem

 

Miałem napisać coś aktualnego, a tu w archiwum czeka tyle gotowców!

To wybieram pierwszy z brzegu i do tego pasujące zdjęcia. Sorry, ale dalej u mnie trwa kolorowa fala. Której to fali Czytelnikom życzę.


 Szacuję, że wykonałem połowę swego planu kilometrowego i przeszedłem po Bieszczadach 500 kilometrów. Ale co tam plan: - nie on jest ważny, tylko człowiek jest ważny. Plan zawsze można zmienić, planu i zamiarów nie zmienia tylko głupi i martwy.

    Siedzę znowu na Grającej Górze ponad doliną Rabe. Tu jest mój dom. Dosłownie i w przenośni.


    Dosłownie - mój letni dom-namiot obok. Arnika w pełni kwitnienia.



W przenośni – ponieważ jestem sercem z Wypędzonymi, z Łemkami. I po babce jestem stąd, z tej Skrzywdzonej Ziemi


Tak niedawno wróciłem tu ze Żdyni, namiot czekał, nikt go nie ukradł - przecież tędy nikt nie chodzi. Zadupie totalne ktoś powie, a ja odpowiem: -  jesteś głupi! Tu jest Boski Teatr Siedem Gwiazdek! Ta nazwa powstała od Wielkiego Wozu widocznego nocą na firmamencie.

    Odpoczywam na tej górze, super się tu czuję, jeszcze nigdy nie byłem tak długo w tak boskiej bliskości z przyrodą.

Niedaleko, jakieś 5 km stąd jest źródło mineralne. Tak wskazuje mapa.... Pójdę tam, jak mi się zachce, bo teraz mi się nie chce.


 Upał. Łąka faluje w lekkich i gorących jak z pieca podmuchach tym razem notosiku (notos z południa). Koncert miliona ( albo dwóch milionów ) świerszczy trwa, owady bzykają. Usunę się za jałowiec więc. I położę na dowolnie wybranym boku.

    Jałowiec jest rośliną z mojego dzieciństwa. Lubię go... I jak on pachnie, gdy ma już jagody i nagrzeje się słońcem!


Chyba w kimonko uderzę, bo już mnie bierze....Nie muszę do pracy...Boziuniu! Jak dobrze! Zjadłem śniadanie: - przypomina mi się tekst z filmu „Dzień świra” :

 - „Gdy szykuje śniadanie, zwykle se o korkach słucham, jak tkwią te chuje w tych jebanych autach”.

   Nie muszę chodzić w garniturze i krawacie - nie znosiłem tego. I jeszcze w taki upał!. Mógłbym się spocić... I garnitur pobrudzić masłem na przykład. Byłaby plama nieładna z tego pobrudzenia. Miałbym wtedy stresa.


      Ale dość takich rozważań, bo mi odejdzie sen. Mowa ciała jest bardzo ważna.

Do dupy z rutyną! I z patrzeniem na zegarek!

Rutyna zabija. A zegarka nie noszę od lat. Zegarek na przegubie przeszkadzał mi, czułem się spętany, jakbym miał kajdanki.

Rutyna na śmierć potrafi zabić. Oraz przedtem ogłupia. Bo potem to już nieboszczykowi wisi.....



 Kurcze! Jak tu w cieniu za jałowcem jest słusznie i zbawiennie, oraz bardzo przyjemnie..... Ach! Ach!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz