środa, 21 października 2020

Poszukiwanie metody na życie

 

Wiele lat temu zasmakowałem w chwilach poza tak zwaną cywilizacją. Pociągała mnie wędrówka i pomieszkiwanie na odludziu. W samotności poczułem komfort, którego nigdy nie zaznałem w styczności z ludźmi – maszynami, oraz tymi, którym ciągle mało. Homo Mechanicus. Nie Hetero, tylko Homo.



Jak dziś widzimy, wirus wymusza zmianę nawyków i wielu ludziom przysporzył cierpień z powodu przymusowej izolacji. Z tej przyczyny zaczynają wpadać w depresję, bo nie rozumieją, że wszystko  bierze się z połkniętej indoktrynacji - z uzależnionego myślenia.

Stało się bowiem tak, że stopniowo ludzie zaczynali gromadzić coraz więcej przedmiotów użytkowych, choć mieli ich już nadmiar. Być może jest to efekt stadny, w każdym razie nie mogłem tego zrozumieć. Jednak pewien rodzaj przygarniania jestem w stanie zrozumieć: - mianowicie przygarnianie przedmiotów nieużytkowych tylko z powodu ich piękna.

W końcu przyszedł czas, gdy to gromadzenie stało się modne, a nawet stan posiadania zaczął określać status posiadacza. Ten kto miał więcej stawał się bardziej wartościowy, lepszy, bardziej godny szacunku i uwagi.                                 

Zaczęła się rywalizacja w Wyścigu Szczurów.                                                    

Jednocześnie w posiadaczach zwiększał się jeszcze bardziej strach przed utratą tego całego niepotrzebnego szajsu


Patrzę na swój biwakowy dobytek – jak niewiele człowiekowi potrzeba do beztroskiego życia. Owszem, rzecz dotyczy letnich wędrówek, atoli w ten sposób nabywamy chwalebnego nawyku – miarkowania się. Przecież niesiemy wszystko na własnych plecach, a im mniej – tym lżej. Szybko uczymy się zabierać tylko rzeczy niezbędne, plus minimum żywności. Od czerwca do jesieni bieszczadzka przyroda bardzo wspomaga wędrowca swymi darami.






To dzisiejsze pisanie, ma jedynie na celu inspirować do poszukiwania jakiejś metody pod tytułem „Co robić, aby głowa nie bolała”. Przecież każdy żyje po swojemu. 


Mijały lata i coraz mniej ludzi potrafiło usiąść na kamieniu wśród pól, czy w lesie i poczuć całym sobą jak dobrze być częścią świata, cieszyć się z życia, słuchać rechotania żab na wiosnę, z przyjemnością chłonąć widoki, zachwycać się dorodnym borowikiem w jesieni, moczyć stopy w zimnym strumieniu. Kochać siebie i czuć się kochanym. Kochanym przez żaby, borowika, strumień, kwiaty i chmury. Przez wiatr, słońce i deszcz. Kochać i być kochanym bez przyczyny, tylko po prostu. Poczuć jedność ze wszystkim, także z Siłą Nadrzędną. Nie z żadnym określonym bogiem i przypisaną do niego religią, tylko z Mocą, która utrzymuje świat w równowadze i powoduje, że planety na siebie nie wpadają.




Wszystkie instytucje stworzone na Ziemi przez ludzi zasłaniających się religią, zaprzeczają bowiem tej pierwotnej czystej boskości w jedynej prawdziwej świątyni – Świątyni Natury, która zawsze tu była, jest i mam nadzieję, że będzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz