Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Leonard von Schreck. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Leonard von Schreck. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 3 września 2012

Złoty pociąg III Rzeszy



Złoty Pociąg wyruszył w listopadzie 1944 r. z zakładów zbrojeniowych w Petersdorfie. Lokomotywa ciągnęła 12 wagonów wyładowanych złotem i kosztownościami. Tego skarbu do dziś nie znaleziono.



Jak mówi czarna legenda hitlerowskich skarbów, Złoty Pociąg został zatrzymany, a cała obsługa - zamordowana. Niemieckich kolejarzy i żołnierzy zastąpili esesmani. Potem pociąg wjechał tajnym tunelem do podziemnego kompleksu w górze Sobiesz pod Piechowicami na Śląsku, w rejonie Jeleniej Góry. Ma tam być do dziś.
Co wiózł tajemniczy pociąg?



Zależnie od źródeł, w wagonach znajdowało się złoto Wrocławia, Bursztynowa Komnata, część depozytów Centralnego Banku Rzeszy, dzieła sztuki zrabowane w Polsce i Rosji, ewentualnie tajne archiwa III Rzeszy.
Wymieniane przy tej okazji Złoto Wrocławia jest wciąż nieodkrytym realnym skarbem. Był to wielki zbiór cennych przedmiotów oddanych do depozytu przez ludność Dolnego Śląska, na mocy wydanego w 1944 r. zarządzenia ministerstwa finansów III Rzeszy.
Czy złożony z 12 wagonów pociąg ze skarbami mógł zostać
ukryty w górze Sobiesz?
       Niektórzy znawcy tematu twierdzą, że nie miało to sensu. Inni dowodzą, że przecież w pobliskich Piechowicach znajdowała się fabryka zbrojeniowa i część tego obiektu mogła mieć w górze wielopoziomowy schron połączony z zakładem podziemnym tunelem.
        Podobno przy drodze z Piechowic na Cichą Dolinę i w okolicach Grzybowcy są wejścia do tuneli zamknięte stalowymi bramami. Złotego Pociągu i za czasów PRL-u, i w III RP, szukało wielu polskich łowców skarbów. Bez skutku. W 1995 r. zainteresowanie tymi zrabowanymi dobrami powróciło za sprawą Władysława Podsibirskiego, persony wówczas właściwie nieznanej w środowisku polskich poszukiwaczy skarbów.
Władysław Podsibirski nie dysponował żadnymi nieznanymi dotąd dokumentami mogącymi naprowadzić na
ślad Złotego Pociągu.
Miał jednak spory dar przekonywania i w maju 1995 r. podpisał umowę z ministerstwem finansów. Umowa zapewniała Podsibirskiemu określone znaleźne, jeśli Złoty Pociąg odszuka. W podpisaniu tego dokumentu nie ma właściwie niczego sensacyjnego, jak usiłują twierdzić dziś młodzi dziennikarze piszący i mówiący o tej sprawie przy okazji drenowania "szafy Lesiaka".
Po pierwsze, prawo dotyczące rozliczeń między łowcami skarbów a skarbem państwa było i jest niezbyt precyzyjne. Gdyby Podsibirski nie zabezpieczył się umową, to jeśliby znalazł Złoty Pociąg, zamiast procentowym udziałem mógłby zostać nagrodzony dyplomem i pamiątkowym zegarkiem na rękę.
Po drugie, ówczesne władze pamiętały, że za czasów PRL-u historycy, archeolodzy, a szczególnie amatorzy - rozmaici łowcy skarbów, nie jedno znaleźli. Lepiej więc było się zabezpieczyć i mieć Podsibirskiego na oku. A nuż coś odkryje?
Sensacyjna jest za to mnogość śladów wskazujących, że jakiś
pohitlerowski skarb
rzeczywiście wciąż czeka na swego odkrywcę.
              - W Górach Sowich, w podziemiach, ukryliśmy skrzynie z cenną zawartością - pisał w swym testamencie niemiecki saper, major Leonard von Schreck.
A może Złoty Pociąg nie był pociągiem szynowym tylko drogowym? W marcu 1945 r. do twierdzy w Srebrnej Górze przyjechała od strony Ząbkowic Śląskich kolumna kilkudziesięciu ciężarówek. Według relacji świadków, transport ten był tak tajny, że konwojujący go esesmani nakazali mieszkańcom miasteczka - pod karą śmierci! - pozostać w domach i zasłonić okna.
Świadkowie twierdzili, że ciężarówki wyjechały ze Srebrnej Góry puste, a wyjazd transportu poprzedziła seria wybuchów. Zakładano, że Niemcy ukryli coś w podziemiach twierdzy, po czym wysadzili wejścia do lochów.
Po wojnie próbowano ten rejon zbadać - do dziś niczego nie znaleziono. Pod koniec II wojny światowej wycofujące się wojska hitlerowskie ukryły wiele dóbr i archiwów, znalezionych później przez Amerykanów
w sztolniach kopalni
na terenie Niemiec. Także w Polsce odkryto nie jeden nazistowski skarb pochodzący z rabunku. Poza tym jakiś Złoty Pociąg rzeczywiście istniał. Był to pociąg ze złotem zrabowanym na Węgrzech.
Węgierski Złoty Pociąg wyjechał pod koniec kwietnia 1945 r. z Budapesztu. Amerykanie odkryli go w Tunelu Tauryjskim w pobliżu Bockstein w Austrii. Skład tworzyły 24 wagony wyładowane kosztownościami zrabowanymi zamożnym Węgrom pochodzenia żydowskiego. Były tam skrzynie pełne złotych obrączek i świeczników, diamentów, biżuterii, a także ponad 1 tys. 200 cennych obrazów. 11 maja 1945 r. ten skarb przejęli amerykańscy żołnierze.
"Polskiego" Złotego Pociągu, jak dotąd, nie znaleziono
Autorem tekstu jest Tadeusz Oszubski
 Komentarz Zbyszka;- Czy ci indywidualni poszukiwacze nie zlokalizowali miejsca postoju „Złotego Pociągu”, nie jestem pewien. Szukały tego pociągu także władze PRL-u. Wydano na poszukiwania sporą kasę. Poza tym, Niemcy wiedzą, co ukryli i gdzie ukryli. Wiele z ekip poszukiwaczy na Dolnym Śląsku to Niemcy – potomkowie tych, którzy ukrywali. Mają dokładne namiary. Zostają po nich wyłomy w ścianach i dziury w ziemi. To opróżnione skrytki…….Widziałem takie świeżo powstałe w tym roku. Niemcy byli mistrzami kamuflażu. Stalowe drzwi do tuneli? To za proste by było. Rosjanie patrzyli na te wrota i nic? Oni działali według schematu: zrabować, resztę zniszczyć i podpalić. Polscy szabrownicy nie byli lepsi.
       Na 66 kilometrze linii kolejowej Wrocław – Wałbrzych było podobno rozwidlenie. Tory biegły wąwozem w kierunku zamku Książ. Dziś śladu po tych torach nie ma. I jakby samego wąwozu nie ma.
       Podziemne dworce kolejowe. Podziemny Wrocław. Niewiele jest materiałów na ten temat. Tunel pod górami do Czech. Gotowe podziemne połączenie kolejowe……

wtorek, 18 października 2011

Strażnicy Tajemnic III Rzeszy - von Schreck


Rok 1944. Front Wschodni. Kolejne komunikaty Oberkommando Der Wehrmacht: „ nasze oddziały na Froncie Wschodnim wycofały się na z góry upatrzone pozycje” - odwrót na całego. A swastyka miała panować nad całym światem! Vaterland w niebezpieczeństwie! Czerwona zaraza odpycha z Rosji Czarną zarazę. Najlepszy niemiecki saper, Leonard von Schreck, minuje ze swoimi saperami rosyjskie zapory wodne. Niewielkie, po 100 kg ładunki wybuchowe są zakładane w odpowiednich miejscach, potem te miejsca betonuje się starannie. Czemu są tak bardzo ukrywane? Bo do ładunków wybuchowych zakładane były czasowe zapalniki chemiczne, z terminem detonacji za 10 lat. Uzbrojenie zapalnika odbywało się tak samo, jak w tej bombie podsuniętej Hitlerowi w Wilczym Szańcu, przez pułkownika Clausa von Staufenberga. Zgnieciona szklana fiolka uwalnia kwas, który zaczyna trawić płytkę metalową. Czas do wybuchu ustalano grubością płytki. To precyzyjne ustalenie. Jeśli płytka jest cienka, wybuch nastąpi za kilka minut, jak w zamachu na Hitlera. Jeśli jest gruba, czas mierzony jest miesiącami i latami. Mały ładunek wybuchowy nie jest w stanie rozsadzić całej zapory w jednej chwili, ale nie jest to potrzebne. To przecież zapora wodna, która podlega stałemu naciskowi masy wody. Detonacja spowoduje jedynie pęknięcie, a resztę zrobi nacisk wody. I tak się działo wiele lat po wojnie z rosyjskimi zaporami wodnymi. Von Schreck jest specem od ładunków. Zna wszystkie angielskie nowości saperskie. Jego ulubionym materiałem wybuchowym staje się plastik, który daje się świetnie formować. Razem ze swoim oddziałem zakłada wiele pułapek w budynkach, które są wymarzonym miejscem na siedziby sztabów rosyjskich. Nie powtarzał schematów. Stosuje nowe pomysły i rozmaite zapalniki. Czasowe, naciskowe, sterowane radiem. Jest pełen finezji w działaniu. Wylatują w powietrze kolejne rosyjskie sztaby. Jeden przykład. Wywiad niemiecki wiedział na tydzień wcześniej o operacji rosyjskiej „Bagration”. To było świetnie przygotowane uderzenie, które przesunęło front na linię Wisły, przy małych stratach Rosjan. Wiadomo było, że obrona na linii frontu pęknie. A więc odpowiednio blisko przed następną linią niemieckiej obrony, na peryferiach małego miasteczka na Polesiu, wytypowali Niemcy dwa domy, wymarzone do zainstalowania sztabu. Wezwano von Schrecka. Dostał zadanie: zaminować sprytnie – to pół sukcesu dopiero. I tak zdetonować ładunek, żeby straty były największe. Poza tym pełna swoboda. (Genarał Patton jak mówił? – daj ludziom całkowitą swobodę, a oni już zdobędą każdy bunkier) W piwnicy były góry węgla, tam saperzy ukryli bombę lotniczą. Zapalnik – wynalazek angielski, sterowany sygnałem radiowym. Operacja Bagration ruszyła. Niemcy szybko zostali zepchnięci na następną linię obrony. Po 24 godzinach wiadomo było, że i ta linia długo nie wytrzyma. Wywiad niemiecki dostał wiadomość od swego agenta, że w jednym z zaminowanych domów ulokował się już rosyjski sztab dywizji. Von Schreck porozumiał się z lotniskiem. Wysłano jeden samolot, aby dla kamuflażu rzucił bomby w pobliże rosyjskiego sztabu. W przewidywanym momencie bombardowania lotniczego, von Schreck zadzwonił na numer telefonu, który stał na biurku, w salonie na piętrze, zaminowanego domu. Ktoś podniósł słuchawkę.....Dawajcie do telefonu natychmiast szefa sztabu – krzyknął po rosyjsku von Schreck. – za chwilę odezwał się inny głos w słuchawce: - Tu szef sztabu, słucham... Von Schreck przycisnął guzik uruchamiający sygnał radiowy do zapalnika..... To był już któryś z rzędu przypadek, gdy cały sztab pofrunął do bozi. Rosjanie nie wiedzieli, co jest grane, ale nie mogli zlekceważyć faktów. Za duży zbieg okoliczności. A głupi nie byli. W związku z tym, zakazali czasowo sztabom urządzania lokum w budynkach. Do tego celu miały służyć tylko ziemianki budowane w lasach. Pora roku sprzyjała, bo był czerwiec. Gdy Stalin zatrzymał Front Wschodni na linii Wisły, czekając, aż Niemcy zdławią Powstanie w Warszawie, von Schreck miał pełne ręce roboty, minując na terenie od Wisły do Odry i od Bałtyku do Tatr miejsca w których ukrywano to, co było do ukrycia. Głównie dzieła sztuki skradzione w Rosji i Polsce. Ukrywano je w katakumbach, starych kopalniach, bunkrach, podziemiach kościołów, w ruinach zamków. Jest 16 stycznia 1945 r., oddział von Schrecka wykonuje kolejne zadanie na Pomorzu, gdy przychodzi telefonogram, wzywający saperów do natychmiastowego stawienia się na lotnisku polowym. Wyjazd na lotnisko. Ju – 52, pomalowany na zimowy kolor już czeka. Kierunek – Opole. SD – Stelle Oppeln, służba bezpieczeństwa SS. Stąd jedzie na lotnisko Luftwaffe w Rosenborn ( Mirosławice ). W bazie Rosenborn, von Schreck zobaczył nadzwyczajne środki ostrożności, lotnisko pilnowane przez oddział SS – Standarte Totenkopf. ( Trupie główki na hełmach ). Wszedł do baraku na odprawę. Wszyscy tu obecni nie mieli bliskiej rodziny. Oświetlony stół. Na nim plany tunelu wydrążonego w górze. Zadanie: zaminowanie tego tunelu i dokonanie zawałów maskujących. Wieczorem do Rosenborn przyjechał pociąg specjalny. Wyładowano z niego skrzynie na peron. Podjechało dwadzieścia jeden ciężarówek. Kierowcy Wehrmachtu wysiedli z kabin i odjechali z powrotem, na ich miejsce wsiedli SS – mani. Kolumna ruszyła w kierunku ciemnego masywu Zobtenberg ( Ślęży )