poniedziałek, 11 maja 2020

Biały rożek


Otulony watą ciszy spałem wyjątkowo długo. Obudził mnie dopiero ostry krzyk orła. Przeciągnąłem się tak, że zatrzeszczało w kościach, po czym wychynąłem na świat boży. Czułem się wspaniale, a kiedy sikałem jeszcze mi się polepszało.
Potem przez wiele godzin kręciłem się niespiesznie w promieniu trzech – czterech kilometrów. Pochodziłem po szczycie, obszedłem okolice jednego ze źródeł i całe wschodnie przeciwzbocze. 
Cisza dzwoniła w uszach, tylko chwilami podmuchy wiatru przynosiły z dołu świergot ptaków. Trawy falowały łagodnie, czułem jak mi drgały nozdrza łowiąc zapachy.





W lesie odkryłem miejsce, gdzie stała jeszcze jedna chyża i obok zasypaną studnię. W tym miejscu znalazłem również to, co pozostało po koziołku:


  

został po nim tylko jeden rożek. Rożek zobaczyłem z daleka, leżał na ciemno rudej ściółce z jodłowych szpilek i był całkiem biały, tak go wilki obgryzły. Stało się to pewnie w zimie. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz