Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pchły. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pchły. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 11 października 2022

Rachunek kleszczowy

 


Co roku na wiosnę, czytelnicy wiadomości internetowych są straszeni ciężkimi chorobami tudzież śmiercią, które to obrzydlistwa wynikają z wgryzienia się kleszcza w człowieka.

Za mną lata wędrówek bieszczadzkich, po lasach, po łąkach ścieżkami zwierzęcymi, po najdzikszych chaszczach i krzaczorach, zwykle w czasie grzybobrań. Na biwakach chodzę boso, nic dziwnego, że każdego roku łapię na swoim ciele kleszcze. Jednego roku więcej, innego mniej.


Zapewne bywają lata bardziej, lub mniej kleszczowe, atoli nie rozwijajmy wątku niepotrzebnie. Wielu miejscowych traktuje kleszcze jako rzecz zwykłą, jak kichnięcie, albo jak pchły, czy pluskwy dla mieszkańca miasta. Nie słyszałem, żeby ktoś w Bieszczadach chorował po ugryzieniu kleszcza, albo poddawał się zastrzykowi. A pasjonaci nie tylko nie odczuwają lęku, oni potrafią się nawet położyć w kleszczowym miejscu prowokując ukąszenie.






Wgryzającego się insekta zwykły mieszczuch wyczuje po pewnym czasie i wtedy, zanim dziad się wgryzie, należy go wyrwać samodzielnie, lub, gdy wczepił się w trudno dostępnym miejscu i jestem wśród ludzi, z pomocą innej osoby. Dokładnie wyrwać, lub na tyle, na ile się da. Resztkę pozostawioną pod skórą ciało samo odrzuci w strupku, który pojawi się w miejscu wgryzienia.                                              

Czyli wyrwać dziada, kropla salicylu i Święto Lasu.



Nie ma możliwości, żeby nie odczuć dłuższego wgryzania się kleszcza – po kilku godzinach drapiemy się ciągle w to miejsce, bo tam swędzi.

Za mną multum takich operacji przeprowadzonych z pomocą paznokci, cążek, igły, scyzoryka. W trudniejszych miejscach i na odludziu lusterko pomocne. Miejscami ulubionymi przez insekta są pachwiny, poza tym może gryźć także w każde inne miejsce. W każde.



W zapisach z wędrówek znalazłem poniższe zestawienie:

              Rachunek kleszczowy 2015 r. 

16 czerwca – dwa duże, udo, pachwina.

17 czerwca – dwa maleńkie, udo.

18 czerwca – dwa małe, pod kolanem i pępek.

19 czerwca – mały, bok w pasie prawie z tyłu. Lusterko.

22 czerwca – jeden duży, pośladek - lusterko. Jeden maleńki przy łokciu.

23 czerwca – dwa maleńkie prawe udo. Jeden duży, głęboko wszedł, brzuch, scyzoryk, sporo krwi, niestety kawałek został.

27 czerwca – średni, ramię.

28 czerwca – duży prawa pacha.

29 czerwca – dwa duże prawa stopa.

       Razem czerwiec 16

8 lipca – mały, pachwina.

12 lipca – duży pachwina.

15 lipca – duży w zgięciu za kolanem, Andrzej Abram operował igłą, a że nie założył okularów kawalątek dziada został.

20 lipca – wielki, prawe biodro.

21 lipca - maleńki, prawa ręka, wyciągnął Radek.

28 lipca – maleńki, prawa ręka.

       Razem lipiec 6

3 sierpnia – stopa, maleńki.

18 sierpnia – lewa pierś, z pomocą nowego wynalazku z nitką wyciągał Henryk (i urwał, bo za bardzo się starał). Zrobiłem poprawkę.

21 sierpnia – lewa pacha, Henryk. Tym razem operacja elegancka. Widać wyćwiczył się na mnie.

31 sierpnia – mały pod kolanem, w tym samym miejscu, gdzie niedawno operował Andrzej Abram.

        Razem sierpień 4

5 września -  jeden średni pod lewym kolanem.

      Razem usunięto 27 pacjentów. 



 

 

 

 

 





czwartek, 7 października 2021

Pośpiech wskazany tylko przy łapaniu pcheł

Po powrocie z wakacji pomału odparowuję z wrażeń. Jeszcze odpisuję na maile wakacyjne i ogarniam się niespiesznie z bieżącym materiałem do bloga. Niespiesznie, bo pośpiech jest wskazany tylko przy łapaniu pcheł. Gromadzę treść do kilku wpisów o finansach i datach zwrotu, ale upłynie jeszcze chwila do momentu publikacji.

W czasie tegorocznego bieszczadzkiego wędrowania odwiedziłem rzecz jasna miejsce, gdzie rośnie arnika. Niestety, był to już czas, kiedy arnika przekwitała.


Tu oczywiście zanocowałem i w pierwszą noc spałem jak suseł, bo gdy doszedłem do Huczwic






na liczniku miałem już 18 km. Więc było jeszcze hop na górę, godzina na zdjęcia, ale potem siły stopniały i z coraz większym trudem, noga za nogą, wykonałem zakręt na te sławne łąki pod Hryszczatą.


Następnego dnia odpoczywałem, jako że żyję niespiesznie. Pochodziłem po znajomych zakątkach, upichciłem super gęstą zupę z borowikiem w kaszy i w miejscach bardziej zacienionych, w wysokiej trawie, jednak odkryłem kilka arnik dalej w pełni kwitnienia. 





Kozioł

Drugiej nocy spałem już lekko i budziłem się kilkakrotnie - z doliny od łemkowskiego cmentarza wołał puchacz, poszczekiwał lis, a w końcu gdy już szarzało, z nagła bardzo blisko namiotu zrobił się niezły rwetes. Najpierw jakby coś ryknęło, a potem z charakterystycznym fuchaniem, rzucił się do ucieczki spłoszony kozioł. Być może znienacka wyszedł z krzaków prosto na namiot i się przestraszył? To przecież jego teren, chodził tędy codziennie, znał każdy kamyk, idzie, patrzy, a tu na drodze coś obcego stoi! Dał dyla w dół zbocza i jeszcze z minutę słychać było jego oddalający się krzyk. Kto słyszał głos zaniepokojonego kozła, wie jak on się drze. W każdym razie dla mnie już było wtedy dzień dobry panu jaki piękny mamy dzień, czy jest pan zadowolony? Byłem zadowolony i to bardzo, bo ten kozioł mam wrażenie mógł mnie azaliż nieco podeptać.



       

Gościu

Upał. Koło południa, mocno spragniony doszedłem do Cisnej, gdzie przysiadłem z zimnym piwem do stołu. Naprzeciwko siadał właśnie spocony mały gościu w wieku średnim, właściciel wyjątkowo dużego plecaka. No temu to się pewnie chce pić bardziej niż mnie! - pomyślałem. Siedzimy więc, w lokalu chłodek przyjemny, miejsce wydaje się z każdą chwilą coraz milsze. Oczywiście dzień dobry, a pan skąd i dokąd, a następnie wymieniliśmy z gościem (niespiesznie) kilka ogólnych, tudzież banalnych uwag o życiu. I chyba przypadłem gościowi do gustu, bo on wziął i się otworzył. Uzupełniałem brak płynów w organizmie i zostałem słuchaczem, a on wygłosił następującą refleksję:

„Bez dzieci człowiek jest wolny, ponieważ odpowiada tylko za siebie. A dziś mieć dzieci to jeszcze większa odpowiedzialność niż dawniej. Czy nie tak jest kaman? Mnie wystarczy mieszkanie 30 m2, jaka taka praca i można pięknie żyć. Znajomi, spotkania, podróże, hobby. Świadome decydowanie się na dzieci to heroizm. Bo liczyć w tej materii na państwo to utopia, a do tego każą ci rodzić pokręcone dzieci i bujaj się człowieku. A Owsiak? On jest ok jako człowiek, ale w sumie robi niedobrą robotę. Kiedyś była selekcja naturalna, słabe dzieci umierały. Teraz nawet największego zdechlaka utrzymuje się na siłę przy życiu. Dla takiego dziecka, jego rodziców, to katorga, a dla państwa ogromne koszty. No i dochodzi psucie genetyki narodu.                                                                                                          Oto dylemat ludzi myślących. W ogóle planowanie czegokolwiek w oparciu o transfery państwa to krańcowa nieodpowiedzialność. Wielu rozsądnych ludzi rozumie, że na dzieci po prostu ich nie stać. A tak zupełnie ogólnie to uważam, że homo sapiens namnożył się  w sposób zatrważający i tu nastąpią zmiany, bo muszą. Polactwo to wrzód na dupie cywilizowanego świata. A wirus to zrobił w sumie dobrą robotę, bo wybił część społeczeństwa z głupiego rytmu życia i wymusza nowe myślenie".