Pokazywanie postów oznaczonych etykietą furmanka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą furmanka. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 21 marca 2024

Spacer przedwyjazdowy

 



Krokusy na pl. Grzybowskim.


Żeliwny odbój 1896 r. w bramie przy ul. Próżnej. Kiedyś wozacy wozili węgiel, a że byli zwykle pijani, zawadzali ciężką furmanką o krawędź muru, gdy wjeżdżali na podwórko kamienicy. Odboje z obu stron wjazdu zapobiegały uszkodzeniom.


Elektryczne autobusy tankują na pętli obok Biblioteki Uniwersyteckiej. Mnie ten obrazek przypomina, jak kiedyś stare parowozy pobierały wodę.





Wieczorem po bilety na dworzec. Jakoś tak się dzieje, że przed wyjazdem z miasta te całkiem zwykłe na co dzień miejsca stają bliskie sercu.


Tak patrzą na kościelną tradycję za Wielką Wodą.


Życzę Czytelnikom miłego wypoczynku. Do zobaczenia w kwietniu.

czwartek, 23 marca 2023

Dziwna opowieść babci Szeptuchy


 

Zapamiętałem z dzieciństwa kilka dziwnych opowiadań mojej babci Szeptuchy. Oto jedno z nich.

Siedziałem w chałupie babci przy kuchennym piecu, pod żelaznym blatem szumiał ogień z zebranych przeze mnie sosnowych szyszek. Na blacie piekły się podpłomyki, które uwielbiałem, a babcia snuła opowieść.

Otóż jako młoda dziewczyna zdobyła już rozgłos w okolicy z powodu swych umiejętności zielarsko – szamańskich. Kiedyś przyjechał po babcię gospodarz z dalekiej wioski, potrzebna była pomoc choremu. Jechali furmanką ciągniętą przez konia. Jechali wolno, bo było to tuż po wielkiej burzy z piorunami, która nawiedziła okolicę. Jechali wolno, forsując liczne rozlewiska. W pewnym miejscu droga zakręcała pod górę i prowadziła koło kapliczki obok ogromnego dębu, w którego wierzchołek świeżo uderzył piorun, o czym świadczył widoczny z daleka konar, leżący w poprzek drogi. Woźnica sposobił się do ominięcia przeszkody, kiedy nagle, już całkiem blisko drzewa koń stanął jak wryty i nie chciał dalej iść. 

    Zaparł się, albo tylko przestraszył. Babcia i woźnica za mgnienie dołączyli do konia, bo zobaczyli, że pod dębem Coś jest. Może nie tyle Coś, ile Ktoś. Oparty o pień stoi jakiś człowiek, a był on cały czarny jak węgiel. Całkiem czarna postać. Głowa, ubranie, ręce – wszystko czarne. Wyglądał jak smolarz-wypalacz, który w mielerzu wypalał węgiel drzewny. Zaprzęg stał chwilę, gdy naraz koń zaniepokojony głośno zarżał – i niesamowite, co się stało: - czarna postać momentalnie rozsypała się w proch! Był człowiek – nie ma człowieka! Została w tym miejscu tylko kupka popiołu! Babcia i woźnica przecierali oczy ze zdumienia, a na plecach mieli ciarki. Spalony człowiek stał pod drzewem!

A to ci dopiero historia. Czy to możliwe? Dziecko łatwo wierzy w bajkowe opowieści, ale ta wydawała się tak nieprawdopodobna, że utonęła w mrokach pamięci, pomimo tego, że mną wstrząsnęła.

Minęło siedemdziesiąt lat i wpadła mi w rękę książka „Syberyjskie diamenty”, a w niej czytam o geologu, który jedzie konno przez tajgę, dopiero co strawioną gwałtownym pożarem. Wokół czarne pogorzelisko i wszechogarniający zapach spalenizny, miejscami jeszcze się dymiło.

„W pewnym miejscu uderzył mnie niezwykły widok. Droga szła po pagórku, na którym spostrzegłem zagajnik złożony z czarnych, opalonych świerków. Nagle mój koń zarżał i czarny zagajnik zniknął jak kamfora! Drzewa rozsypały się w proch! Gdy później opowiadałem o tym zjawisku, wyjaśniono mi, że potworny wał ognia nadleciał nad zagajnik nagle i spopielił drzewa w ciągu sekundy – dwóch. Zmiana temperatury była tak wielka i nastąpiła w tak krótkim czasie, że świerki nie zdążyły się rozsypać i zastygły do pierwszego głośnego dźwięku. Takie zdarzenie przytrafiło się Jakutom po wielokroć".

     Wracam do babcinej opowieści: - wydawała się bajką, a nabrała prawdopodobieństwa - to mógł być człowiek spalony przez uderzenie pioruna. Schronił się pod drzewem w czasie burzy. Jak się potem okazało, w jednej z pobliskich wiosek zaginął tej burzowej nocy gospodarz i nigdy nie znaleziono ciała.