Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wasyl. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wasyl. Pokaż wszystkie posty

środa, 14 grudnia 2022

Gdzieś w Bieszczadach

 




Noc w górach, potem zejście w dolinę, niecałe 30 km. pieszo i przed wieczorem dotarłem do domu Wasyla. Mój przyjaciel, prawie rówieśnik, urodził się po zachodniej stronie Otrytu na rok przed deportacją nazywaną umownie „akcją Wisła”. Losy rzuciły rodzinę Wasyla najpierw hen w głąb Rosji, skąd po kilku latach przenieśli się nieco bliżej swego rodzinnego gniazda, bo na Ukrainę. Ojciec Wasyla próbował parokrotnie wrócić w swoje ukochane Bieszczady, co mu się wreszcie udało pod koniec lat sześćdziesiątych.

Kiedy przychodzę do chałupy mego przyjaciela i patrzę na starocie, które zgromadził, czuję się podwójnie w zatrzymanym czasie.



Czemu podwójnie? Zostawmy głębsze wyjaśnienia, w każdym razie w tym roku, w polskim spisie powszechnym po raz pierwszy podałem kim naprawdę się czuję – jestem Łemko - ani Polak, ani Ukrainiec.

Czyli parafrazując rzecz na wesoło, jak mawiał niejaki Gomułka: - „Ni pies ni wydra, ale cóś na kształt świdra”.

Czy człowieka trzeba koniecznie zaszufladkować?

Dopisać go do jakiejś grupy?                               

Nakleić mu na czole kod kreskowy?

Polska Noblistka, Wisława Szymborska chciała mieć następujący tekst na nagrobku:

„Tu leży trup, który nie należał do żadnej z grup”.

Wasyl chodzi z wykrywaczem i zbiera pamiątki ze świata, którego już nie ma. Każdy przedmiot wydobyty z miejsca po domu rodzinnym ma przypisaną indywidualną opowieść, a wzięty do ręki emanuje energią.

Przecież wszystko jest energią, falą, którą można odebrać, pod warunkiem, że jestem nastrojony na odbiór. I każda rzecz ma duszę.





 Oto wstał cudny bieszczadzki poranek. Syci blinami, które Wasyl tradycyjnie przygotowuje z okazji odwiedzin, siedzimy przed domem. Kury chodzą po podwórku, oba koty leżakują, jest sielsko - anielsko i pachnie obiadem, ponieważ gotujący się kawał nieboszczki krowy właśnie przekazuje swoje aromaty zupie jarzynowej.

Lubimy się z Wasylem i rozmawiamy (niespiesznie, bo mamy czas) jak Bojko z Łemkiem. O przeszłości, o życiu, także opowiadam o kosmosie i gwiazdach, a Wasyl snuje niekończącą się opowieść o przygodach ojca, który ze swoją sotnią walczył w Bieszczadach z komunistami.

W przyszłym roku minie dziesięć lat odkąd się poznaliśmy i śmiejemy się, bo Wasyl zapamiętał dokładnie naszą pierwszą rozmowę, a była ona, o rzeczy niby trudnej do zrozumienia, mianowicie zapytał, czy można prosto wyjaśnić co to jest grawitacja.

- Można – powiedziałem. Grawitacja to inaczej tęsknota.

- Jak to tęsknota?

- Na przykład jak rzucisz kamień, to on najpierw leci prosto i szybko, potem wydaje się, że zwalnia i zakręca w stronę ziemi, żeby w końcu na nią spaść. Jest tak?

- Jest.

- Starożytni Grecy już dawno wyjaśnili sprawę. Otóż wszystkie obiekty będące w ruchu, najpierw zwalniają, bo czują się normalnie zmęczone. A jak tylko zwolnią to zaraz ogarnia je niebywała tęsknota. Za czym one tęsknią? Za zjednoczeniem się z ziemią – i dlatego spadają. I tę właśnie tęsknotę ludzie nazywają grawitacją!

                      

                                 Tęsknota

Czas chyba stanął w miejscu

Nie odkleił starych ran, nie przyniósł też nowych

Chwila, która trwała nakazywała się nią delektować

Czerpać jak najwięcej

Upajać się każdym słowem, pocałunkiem, gestem

Nie analizować, tylko czuć

Pozwolić być tu i teraz

Bez przeszłości czy przyszłości

Szukać siebie, a nie odpowiedzi

Na nigdy niewypowiedziane pytania

Nie mówić nic

Wsłuchać się w przyspieszony rytm serca

Który chciał o czymś przypomnieć

Rozbudzić dawną namiętność

Coś stworzyć na nowo

A może tylko się zapomnieć



Z ostrożności, aby nie sprowadzić kłopotów, na zdjęciach widać jedynie detale, a także kilka chałup ze skansenu w Sanoku.





 



piątek, 1 października 2021

Końska miłość

Od kiedy poznałem Wasyla, odwiedzam systematycznie jego uroczy zakątek. Wasyl rzeźbi i maluje anioły na deskach. Już tylko z tego powodu zaprzyjaźniliśmy się. Jest sam, kilka lat temu umarł jego ojciec. Przed śmiercią ojciec kupił konia.  


                                                                                    

- Taki kaprys – mówi Wasyl - bo gospodarki w Bieszczadach nie prowadziliśmy. Ot. Kilka kur, zawsze obecny jakiś Psi Przybłęda i jako ostatni ten koń. On był dla mego starego oczkiem w głowie. I dla mnie też, bo zawsze marzyłem o koniu. Obaj z ojcem szanowaliśmy zwierzęta, owszem jedliśmy mięso, z biegiem lat jednak coraz mniej. To przecież jest proces, naturalny proces, ewolucja.

Koń dostał imię Kacper i był dla nas święty. Święty. Niby był w niewoli i nie był. Od wiosny do jesieni chodził po łąkach swobodnie. Nie wchodził w szkodę, był mądry, a my dbaliśmy o niego jak o członka rodziny.


- Nie jeździsz na tym swoim pięknym koniu? – pytali sąsiedzi.  A wiesz już, że uważają mnie tu za dziwaka, odmieńca, bo wiele rzeczy robię inaczej niż oni.                                                                                                                           

- Nie – odpowiadałem – nie jeżdżę, a gdybym był koniem także nie chciałbym, aby ktoś na mnie jeździł. On czuje tak samo jak człowiek – zniewolenie i ból.

- Ty mówisz jak nienormalny – mówili – bo przecież ty nie jesteś koniem. Jesteś człowiekiem, a koń to tylko koń. To  tylko zwierzę pociągowe, które człowiek nauczył się wykorzystywać do swoich celów.                                                     

- No właśnie – odpowiadałem. Słowo „wykorzystywać” oznacza przemoc. Przedtem konia trzeba ujarzmić, czyli narzucić mu rygor batem, ostrogami i żelazem.

Kiwali głowami i odchodzili. Jeden sąsiad był szczególnie namolny. Przychodził i robił mi wykłady.

- Nie bądź naiwny – mówił. Koń powinien pomagać w gospodarce …. No tak, wy gospodarki nie prowadzicie….. ale …… ludzie potrzebują zwierząt, żeby rozwijać się cywilizacyjnie!                                                                             

Tego było już za wiele, żyję z ludźmi w zgodzie, ale potrafię odpalantować.                                                               

- A czy ja ci mówię jak ty masz żyć? Jak ty się rozwinąłeś cywilizacyjnie? Regularnie się upijasz, zamieniasz się wtedy w damskiego boksera i twoja kobieta musi z dziećmi uciekać z domu. To jest ten twój rozwój?

I odtąd mam święty spokój, bo ten sąsiad się obraził. Odtąd omija mnie szerokim łukiem. A ja go omijam jeszcze szerszym. Kacper ma maksimum swobody i jest dla mnie jak człowiek, jak brat. Rano przychodzi pod okno i pozdrawia rżeniem. Ma już swoje lata i w pokoju mija mu jesień życia. Rozumiemy się bez słów. On mnie szanuje i ja szanuję jego. Teraz przychodzą do pogłaskania wszystkie trzy, przecież każde stworzenie potrzebuje odrobiny miłości.    



(Dzięki dopłatom z Unii za koszenie łąki, Wasyl dokupił jeszcze dwa konie, wydaje mi się, że z miłości na pewno, ale też trochę na złość sąsiadom).

wtorek, 10 listopada 2020

Studnia z kołowrotem


Dla okazania jedności z młodymi, każdy wpis poprzedzam Symbolem Buntu Kobiet

*****  *** Średniowiecze musi odejść! 

-----------------------------------------------------------------------------------------

Spotkamy się kiedyś u studni, takiej zwykłej - z kołowrotem. Woda w niej będzie chłodna, w świat uwierzymy spowrotem.                                                                     

Spotkamy się u studni, być może na drugim świecie, Bóg przecież jest łaskawy i pewnie da nam tę pociechę .... (Stare Dobre Małżeństwo)



Kiedy tylko jestem w Bieszczadach, odwiedzam Wasyla. Mieszka sam, nie lubi za dużo mówić, abstynent. Pasują mi te jego trzy cechy. 






Widzisz ten szczyt? – zapytał kiedyś Wasyl wskazując na górę wznoszącą się po wschodniej stronie chałupy. – Tam jest przecinka i tam lubię chodzić. Kiedy dojdę, siadam na pniu i patrzę w dal, w stronę Soliny. Patrzę na horyzont, na chmury i wydaje mi się, że gdzieś tam hen, może nawet w kosmosie, mamy zapisane Przeznaczenie, ono nadpływa do mnie, a powiewy wiatru na twarzy odbieram jako Jego dotyk - Dotyk Przeznaczenia.