czwartek, 14 listopada 2024

Zimowitów zero

 


Doszedłem do terenów dawnej wsi Huczwice i przekonałem się po kilkunastu minutach poszukiwań, że zimowity to mogę sobie namalować. Czy zawiodły? Absolutnie nie, one jak każdy żywy organizm miały swoje wyliczenie i wypadło im z rachunków, że jeszcze za wcześnie na zakwitnięcie. Proste?








Wykonałem więc sesję z przyniesionymi maskotkami, pokontemplowałem chwilę, zszedłem na dół, zamiast zimowitów obfotografowałem tablicę informacyjną i wdrapałem się na moje ulubione, widokowe miejsce na przeciwzboczu. Koniec sierpnia – dojrzały owoce dzikiej róży i jak widać tarnina także.





Było południe, podniósł się upał. To ciekawe: - mijała dopiero szósta godzina odkąd wylądowałem w Lesku, a mnie się wydawało (nie po raz pierwszy) że jestem tu kilka dni. To pewnie z powodu, że kocham tę Krainę Nicnierobienia.

Mała dygresja potwierdzająca zasadę, że wszystko ma proste wyjaśnienie: - skąd mój sentyment do Bieszczadów? Rzecz jest prozaiczna wręcz: - gdzie czuje się dobrze rybak morski? Nad morzem. Gdzie górala miejsce?

W czasie ostatniego spisu powszechnego w Polsce, na pytanie o narodowość podałem zgodnie z prawdą Łemko.

Ankieterka zapytała o wyznawaną religię – powiedziałem, że jestem wolnomyślicielem, ze wskazaniem na filozofię sufich.

Chwila ciszy, po czym pani orzekła: - to ja wpiszę „inne”.

- Przewspaniale się czuję ja, ponieważ azaliż, w tych odludnych klimatach – wyjaśniałem sobie - pogoda dopisuje, nie ma teraz potrzeby iść do wiaty nad jeziorkiem, tam pewnie są turyści, wolę pobyć tu sam. Może zdecyduję spać pod gwiazdami? A chwilowo poszukam ocienionego miejsca.

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz