„marlod” w komentarzu do „Stuletnia czereśnia”
opisuje swoją bieszczadzką przygodę z 1988 roku. I popatrzcie Czytelnicy: -
tyle lat minęło, a wspomnienia z tego jednego dnia utrwaliły się na zawsze.
W kilku
ostatnich postach opisałem część takiego jednego fantastycznego dnia. Dziś ciąg
dalszy.
Dom stoi, czereśnie strawione, odzywa się głód i przypomina o konieczności zajęcia się kuchnią. Umocowałem ruszt, postawiłem na nim garnek i przypominam sobie, że babcia mówiła na garnek - garczek. Więc zachwyciłem się tym moim wiernym garczkiem, choćby z powodu, że jest on elegancko oskrobany po poprzednim biwaku.
Pod jaworem leżą maleńkie piórka orła, co wskazuje na obecność gniazda w koronie drzewa.