wtorek, 16 marca 2021

Kraków przedwirusowy

 


Zaglądam do archiwum zdjęciowego. Kraków przedwirusowy. Kwiecień 2017. Pomimo wczesnej pory tłumy na rynku - 80 % obcokrajowców. Mnie tam tłum nie kręci, zmierzam na Wawel, fotografować kwiatową wiosnę, a na rynku oglądam konie. I dorożkarki.









Z Krakowa pojadę do Ciężkowic, przez Tarnów. Jako że jeszcze nie jechałem do Tarnowa pociągiem, zamierzam nadrobić ten brak. Jadę więc. Pociąg lokalny posuwa się bardzo wolno, znaczy niespiesznie. 60 km w dwie godziny? Mnie to nie przeszkadza, mam czas, to sobie trochę myślę i wyglądam przez okno. Pomimo wolnej jazdy wagony trzeszczą, skrzypią, łomoczą niemiłosiernie, jakby się miały zaraz rozpaść. Mija pół godziny, wagony nie rozpadają się, atoli uspokojony, skupiam się na tym, co za oknem. Teren łagodnie pofałdowany, widoki szerokie, nic dziwnego – to Beskid Niski. Po prawej stronie jest przeważnie wyżej i tam, co jakiś czas pojawiają się domy, stojące blisko torów, a wtedy po lewej stronie, niższej, pojawiają się zwały śmieci. Znaczy trzeba śmieci wyrzucać za tor i jest gitara. Zaczynam zabawę: - patrzę tylko na lewą stronę. Kiedy pojawiają się śmieci, to jest znak, że po prawej stoi dom. I odwrotnie: patrzę na prawą stronę: - stoi dom? Spojrzenie w lewo – bingo! Oczywiście są śmieci. Jest kwiecień, a więc zielsko jeszcze nie urosło, wszystko widać. Za mną jadą Niemcy, bo słyszę komentarz; - „polnische wirtschaft”. Oraz jeszcze kilka dosadniejszych, lecz jakże słusznych określeń. A co? Nieprawdaż?

Czy inaczej jest na Mazowszu? Kiedy długo idziesz przez las i naraz zobaczysz stertę śmieci, bądź pewien, że gdzieś w pobliżu stoi dom.

Dojeżdżam hałaśliwie do Tarnowa i świtają dwie myśli:

- Po pierwsze primo: - pociąg właśnie dlatego jechał wolno, żeby wagony się nie rozpadły.

- Po drugie primo: - gdybyśmy jechali szybko nowoczesnym pociągiem, Niemcy nie mieliby szansy na zobaczenie śmieci.

I w tym miejscu oczywiście przypomina się, co rzekł był klasyk, w tym przypadku  komunista Gomułka Wiesław: - „Gdybyśmy mieli blachę na puszki, zarzucilibyśmy konserwami całą Europę. Ale nie mamy mięsa”.

Czytam komentarze z sieci. Ktoś napisał: - „Kiedy otworzą knajpę, pójdę tam, zamówię śledzia i piwo, będę siedział i gapił się na ludzi”.

Czyli tęsknota za tym, co było. A jak to se ne wrati? Bo mamy nowe wiadomości o wirusie: - kto zachorował, ten ma przeciwciała. One powinny klienta chronić przed powtórnym zakażeniem. Jak długo chronią? Ano trzy tygodnie, albo sześć. Krótko. A jak długo daje ochronę szczepionka? Czytam, że cztery miesiące może. Po tym okresie delikwent ponownie bezbronny. To co chwila trzeba będzie brać kolejny zastrzyk? A co z nowymi mutacjami? Te wszystkie wiadomości mają wspólny mianownik: - „może”, „prawdopodobnie”, oraz „dokładnie nie wiemy”. Decydenci jakoś przestali mówić o odporności populacyjnej. Ale pamiętamy pierwsze określenia: - odporność „stadna”. Bo dla rządzących zawsze byliśmy, jesteśmy i będziemy stadem baranów.

Natura jest mądra. Jeśli coś narusza na dłuższą metę równowagę, wydarza się inne coś, co to pierwsze coś niszczy. Natura w swej mądrości stoi na straży harmonii, każdy przejaw destrukcji zostanie przez nią odrzucony.

Materia jest jak już wiemy energią, światłem, w którym są zapisane informacje. Kiedyś człowiek był częścią całości. W kolejnych światach powstawał problem – człowiek odłączał się od całości, przez co tracił poczucie bezpieczeństwa. Ludzie budowali wokół siebie sztuczną przestrzeń i harmonia była już niemożliwa. Pojawiała się destrukcja.

Natura usuwała ten błąd. Pierwszy raz ogniem. Za drugim razem wodą.

My i wszystko wokół nas, zwierzęta, rzeka, wiatr i pogoda, podlegają tym samym prawom natury. Są ze sobą powiązane, nie są sobie obce.

Taką wiadomość przynosi cisza pozamiejska. Bo jest jeszcze cisza miejska, w czterech ścianach, gdy okna dźwiękoszczelne. Azaliż dopiero cisza pozamiejska, w samotności oczywiście, kiedy nikt nie przynudza, uwalnia jednostkę od strachu, który w mieście unosi się w powietrzu. Ten strach dziś unosi się razem z wirusem i jest łykany z każdym oddechem. Natomiast cisza w Naturze uwalnia od strachu przed słowem, porażką, szefem, utratą pracy, oszustwem. Uwalnia przynajmniej na chwilę, bo strach mamy zakodowany w sobie od pokoleń i łączy się on z miastem.

Miasto atakuje system nerwowy. Głównie atakuje pędem życia i hałasem. Tu wirus wprowadził już zauważalną zmianę. Czyli jest jakiś pozytyw. Co do wsi, to każdy wie, że na wsi żyje się spokojniej. Oczywiście o ile nie mieszka obok nas wredny sąsiad.                                                                                               

Człowiek w mieście jest jak pinezka wciśnięta w asfalt butem olbrzyma.

Dlatego kto może, powinien się bronić przed miastem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz