środa, 23 marca 2022

Tajemniczy Księżyc

 


Zgodnie z tytułem bloga, co pewien czas powinien pojawić się jakiś wątek astronomiczny. Dziś temat należący do nowej, fascynującej i niezwykłej dziedziny nauki nazwanej „archeologią pozaziemską”.

To jest taka archeologia? Jak najbardziej jest. A nazywa się pozaziemską z tego prostego powodu, że dotyczy planet położonych nieopodal Niebieskiej Planety.

Nasza cywilizacja pogrążona w codziennej, do niedawna niezakłóconej mocno konsumpcyjnej egzystencji, nie jest specjalnie zainteresowana, czy tylko gotowa na przyjęcie do wiadomości faktu istnienia artefaktów pozaziemskich wywracających „ustalony” porządek rzeczy. Do wspomnianych artefaktów zaliczają się piramidy, obeliski, platformy, wieże, długie mury, ogromne posągi, budynki, kopuły, a także świetliste obiekty UFO fotografowane w dalekiej przestrzeni w ciągu ostatnich 50. lat przez amerykańskie, rosyjskie i chińskie sondy kosmiczne.

Zastanawiające jest, że rządy wymienionych państw wysyłają swoje sondy przeważnie w określone „podejrzane” obszary, wyraźnie interesując się tym, co tam jest.


Zanim w ramach programu badań kosmosu wysłano na Księżyc sondy kosmiczne dysponujące kamerami i elektroniką, przez wiele dekad, a nawet stuleci mieliśmy do czynienia z tak zwaną erą teleskopową. Astronomowie i liczni pasjonaci – badacze nieba patrząc z Ziemi na Srebrny Glob, dostrzegali na nim dziwne, tajemnicze zjawiska i obiekty. Były to na przykład światła, nie tylko stacjonarne, rozbłyski, poświaty, formacje o zmiennych kształtach, czy struktury, które nagle się pojawiały, by po pewnym czasie zniknąć. Astronomowie uważali zgodnie, że na Księżycu nie ma życia, wiatrów, atmosfery, nie występuje tam erozja i to w żadnej postaci. Zakładano powszechnie, iż Srebrny Glob powinien być światem całkowicie niezmiennym. A tu okazywało się, że na satelicie Ziemi zachodzą zmiany.

Pierwszy z brzegu przykład: - w 1843 roku Johann Schroeter dostrzegł postępujące zmiany w obrębie mierzącego wówczas około 10 kilometrów średnicy krateru Linneusza. Niemiecki astronom przez wiele lat obserwował Księżyc i sporządził setki map. Okazało się, że w ciągu kilku dekad formacja Linneusza zaczęła stopniowo zanikać. Miejsce to oglądane dziś z Ziemi przez teleskop i to o wiele lepszy niż ten sprzed 180 lat stanowi ledwo dostrzegalną plamkę – jest to malutkie zagłębienie otoczone białawym pokładem księżycowego gruntu. Na zdjęciu z archiwum NASA, wykonanym przez Apollo 15, mamy potwierdzenie zmniejszenia średnicy krateru o 75% (jest 2,5 km) w stosunku do roku 1843. Co się więc stało z kraterem Linneusza? Odpowiedzi brak.


Jeszcze w czasach Schroetera powstała hipoteza, że na Księżycu istnieje cywilizacja jego mieszkańców - Selenitów, której „industrialna aktywność” jest właśnie odpowiedzialna za wszelkie obserwowane fenomeny. Niektóre obserwowane księżycowe obiekty w dużo większym stopniu niż na zewnątrz, zmieniają się we wnętrzu – chodzi o zmiany barwy i odcieni. Spotykamy kratery, których kolor ulega zmianie w nadzwyczaj osobliwy sposób, a nawet rejestruje się w nich ruch świateł.


W nocy 6 lipca 1954 roku Frank Halstead, były kustosz Darling Observatory w stanie Minnesota, wraz z asystentem i 16 osobami akurat zwiedzającymi obiekt, zaobserwował  nagłe pojawienie się prostej czarnej linii we wnętrzu krateru Piccolomini. Nigdy wcześniej takiej linii w tym kraterze nie było. Linia była widoczna przez cztery kolejne noce, zrobiono zdjęcia, nie było więc mowy o złudzeniu. Piątego dn linia znikła.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz