Miałem w życiu, już w drugim małżeństwie, także
epizod związany z klasycznym wróżeniem. Tym razem to ja wróżyłem innym z pomocą
magicznych kart Tarota. Był o tym wpis. Siły Wyższe podpowiedziały mi
ostatecznie, abym nie wróżył z Tarota,
bo to nie jest dobre.
Inaczej natomiast jest z jedną z moich pasji, z prognozowaniem dat zwrotu na rynkach finansowych z pomocą astronomii. Tu jest dobrze, to jest dozwolone pomimo wybiegania w przyszłość, w Nieznane, prawie w Magię, uchylanie rąbka tajemnicy, co laik, profan zaliczyć może do wróżenia, a to po prostu liczby mówią. To jest bardzo chłodna, wąska, astronomiczno-matematyczna wiedza. A jak wiemy, wiedza może dać władzę lub pieniądze. Wystarczy umiejętność grania ludźmi za pomocą zbieranych na nich "haków". Mnie władza nigdy nie ciągnęła, zawsze uważałem, że do władzy nad innymi pchają się przeważnie ci z rozdętym ego, albo psychiczni z wizją zbawcy, a tylko zupełnie, tudzież rzadko trafia się prawdziwy mąż stanu. Władza daje pieniądze, a pieniądze władzę. A to dobre nie jest, bo jak widzimy ludzie władzy szybko od tego głupieją.
Przypomnę fakt, że kapłani egipscy potrafili policzyć datę zaćmienia Słońca (być może z pomocą Maszyny z Antikythery, albo z pomocą Tablicy Zdarzeń Gwiezdnych z Palenque, co na jedno wychodzi) i dzięki temu rządzili. Nie faraon rządził, tylko kapłani. Faraon był figurantem, marionetką. I żył dopóki nie przeszkadzał kapłanom. Tak naprawdę, oraz najczęściej rządzi ktoś z tylnego fotela. Nie wiem, czy to jest dobre. Za to KAŻDY ma nad sobą kogoś większego od siebie. A to akurat jest dobre.
Czy więc ostatecznie mogę ocenić, że spełniła się opisana w poprzednim poście Pępkowa Wróżba z mojego dzieciństwa? Mogę, ponieważ wkroczyłem już w starość. Oto od kwietnia przysługuje mi z urzędu tak zwany dodatek pielęgnacyjny, jako że kończę 75 lat. I to jest dobre!. Pozostaje tylko wymyśleć, co za te pieniądze mam sobie popielęgnować. Natomiast Wróżba Pępkowa niby taka prymitywna, a okazała się zaskakująco precyzyjnie trafna, ponieważ dochodzą jeszcze niezwykłe słowa babci, o których dopiero w dorosłości dowiedziałem się od matki. Nie piszę o nich - są zamknięte w Tobołku Cennych Wspomnień.
Dobrze czy niedobrze
Dziennikarz pyta mocno leciwego faceta: - Gdyby miał pan ocenić swoje życie jednym słowem, jak by je pan ocenił? Facet myśli dłuższą chwilę i wypowiada w końcu to jedno słowo: - „Dobrze”.
Dziennikarz
dziękuje, lecz wyraźnie wyczuł, że facet się wahał, więc mówi: - To rozszerzmy
zakres opinii. Poproszę o ocenę tego co za panem, ale tym razem w dwóch
słowach. Teraz dziadek się już nie zastanawia i wypala: - „Nie dobrze!”.
(Odpuśćmy sobie w tym miejscu wytykanie, że
tak się nie pisze, że to błąd, że to jest także jedno słowo. Chodzi bowiem o
rzecz głębszą)
----------------------------------------------------------------------
Dawno temu żył w Ameryce pewien farmer. Żona,
syn, córka, konie. Uprawiał ziemię, żyło się. Żeby żyć jeszcze lepiej wziął kredyt.
A tu przyszła klęska suszy, zbiory przepadły, a kredyt wymagał przecież spłaty.
Sprzedał jednego konia, potem drugiego. W następnym sezonie susza walnęła jeszcze
mocniej. Musiał sprzedać wszystkie pozostałe konie, oprócz jednego niezwykle pięknego,
bieluśkiego ogiera, który był, jak mówił jego „oczkiem w głowie”. Nadszedł trzeci rok suszy, nic nie zapowiadało,
że susza odpuści. Rodzina zaczęła głodować i widmo bankructwa zajrzało im w
oczy – przecież zastawem dla banku był dom i ziemia.
Do farmera przyjechali jego przyjaciele z
miasteczka – szeryf i burmistrz. Przyjechali z propozycją: - Kupimy od ciebie – mówią – twego ogiera, a zapłacimy dobrze.
Farmer na to, że traktuje tego konia jak
członka rodziny, to jak ma go sprzedać? Nie sprzedał, przyjaciele wyjechali.
Kilka dni później koniokrady włamali się do zagrody i ukradli ogiera. Farmer
był załamany. Znowu przyjechał do niego burmistrz z szeryfem i mówią: - widzisz teraz, że źle zrobiłeś nie
sprzedając nam konia. Nie masz teraz ani konia, ani pieniędzy. A farmer na to: - Ja
nie wiem, czy zrobiłem źle, czy może dobrze. Przyjaciele nie odezwali się,
ale pomyśleli, że facetowi rozum odebrało i nie wie co mówi.
Minęło kilkanaście dni i ogier wrócił! Miał na
szyi zerwane lasso, uciekł widocznie koniokradom i nie wrócił sam -
przyprowadził także trzy inne konie. Farmer sprzedał te trzy konie, spłacił
zaległości bankowe i starczyło mu nawet na nowe ziarno. Susza ustąpiła, zbiory
wypadły wyśmienicie. Farmer odżył, dzieci rosły.
Japonia zaatakowała Pearl Harbour. Chłopcy z miasteczka
zgłosili się do wojska, syn farmera także. Ostatniego dnia przed odjazdem na
wojnę młodzi urządzili pożegnalną popijawę. Była już noc, gdy syn farmera
wracał samochodem do domu. Do pokonania miał tylko ostatni zakręt przy skałach,
za którym widać już było dom. Niestety jechał za szybko. Wypadek - amputacja
obu nóg na wysokości kolan.
Do farmera przyjeżdżają ze słowami pocieszenia
dwaj starzy przyjaciele: burmistrz i szeryf. - Ależ tragedia dotknęła twojego syna! A farmer na to: - Ja nie wiem, czy to dla niego tragedia, czy
też nie. Przyjaciele popatrzyli na siebie i odjechali myśląc sobie: - no
tym razem to już całkiem zwariował człowiek.
Zbliżał się koniec wojny, gdy do miasteczka
dotarła depesza z wiadomością, że cała paczka młodych z miasteczka zginęła w
ciężkich walkach na Okinawie. Tymczasem
farmer sprawił synowi protezy i ten znowu zaczął bywać w miasteczku, w którym
pojawił się nadmiar kobiet gotowych do zamążpójścia. Młody pomimo kalectwa nie
miał więc problemu ze znalezieniem przyszłej żony. Ożenił się, urodziły się
dzieci, żył.
PS. Ja to sprawdziłem na sobie: - Nigdy nie wiemy, czy coś jest dla nas dobre,
czy niedobre. Dopiero czas to pokazuje.
Również rzeczy wyglądają nieraz zupełnie inaczej niż nam się wydaje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz