wtorek, 30 listopada 2021

Pogoń za przedmiotami

 


Umysły oświecone czują jedność nie tylko z naturą, ale i ze wszystkim co jest. Także z przedmiotami, doceniając ich wartość użytkową, lub artystyczne piękno. Przedmioty należy szanować, co przecież nie znaczy, że mamy się im oddać we władanie. Ogon nie powinien merdać psem. Czytelnicy na pewno pamiętają przypowieść Anthonego de Mello pt. Skąpiec.

Ta przypowieść porusza zasadniczą sprawę ; - umiejętność cieszenia się z tego, co jest.

Umysły oświeconych – Buddy, Mahometa, Jezusa – były niedualne. Nie uznawały podzielonego świata.

Nie ma potrzeby poszukiwania szczęścia na zewnątrz, na przykład w posiadaniu przedmiotów i dóbr materialnych. Wolność finansowa jak najbardziej, lecz tylko do pewnego stopnia – rzekł był Celsjusz.

Przecież wiemy, że szczęście nie znajduje się na zewnątrz. A jeśli ktoś gromadzi nadmiar, usiłując nim zasypać jakąś dziurę w sobie, przekona się, że to nigdy się nie uda. Nastąpi wewnętrzne rozdarcie, a z powodu nagromadzenia dóbr będzie coraz trudniej rozstać się z życiem. Azaliż trumna nie ma kieszeni.

Broń boże nikogo nie pouczam, każdy powinien żyć po swojemu.

Dzieła rąk ludzkich bywają oszałamiająco wspaniałe. Ich doskonałość może oślepić i budzić w człowieku łapczywość. I nie ma w tym nic złego, dopóki nie przebierzemy przysłowiowej miarki. Jaka to powinna być miarka, to już jest sprawa względna.


Pamiętać należy, że budowanie świata z przedmiotów odcina od przyrody. Z tym jest problem, ponieważ ludzie coraz częściej wychowują się wśród ścian, nad głową zamiast nieba jest sufit, a zamiast ziemi - podłoga. Na zewnątrz jest niebezpiecznie, tam czai się brud, dzikie zwierzęta, podstępni ludzie, bakterie, wirusy i na końcu psie kupy.

A przecież tak naprawdę nasz dom znajduje się głównie poza osobistymi czterema ścianami. Człowiek oddzielił się od świata, zbudował ściany, mury, ogrodzenia z żelaza, albo z drutu kolczastego, a zapomniał, że sam zbudowany jest z tej samej materii, co ryba w rzece i każde inne stworzenie. Odciął się mentalnie od Źródła i zajął produkowaniem przedmiotów, których wcześniej nie było. Więcej i więcej. Na początku wytwarzał, potem tylko kupował setki, tysiące, niepotrzebnych tak naprawdę rzeczy i im bardziej usiłował ukoić ból duszy za pomocą nowych przedmiotów, tym bardziej stawał się więźniem własnego zagubienia. Ludzie zakłócili naturalny rytm i zamiast się w nim odnaleźć i do niego wrócić, trwają w swoich niebezpiecznych nawykach, niosących rozterkę Ziemi i sobie.


Bardzo przepięknie zgubną pogoń za zbędnymi przedmiotami opisał Lew Tołstoj.

poniedziałek, 29 listopada 2021

Pierwszy prawdziwek

O ostatnim tegorocznym prawdziwku było, wypada napisać o pierwszym.

To był bieszczadzki prawdziwek czerwcowy. No nie był on okazały, dopiero się wykluwał, ale był pierwszy. Natrafiłem na niego zaraz po postawieniu namiotu, przy inauguracyjnym wejściu na skraj huczwickiego lasu. Sprawa została uwieczniona po trzykroć. Misio początkowo nie chciał patrzeć, uważał że za mały ten grzybek. Ożywił się dopiero kiedy się okazało, że sięga mu do brzucha




A tak na marginesie: - nie po raz pierwszy skorzystałem z Prawa Łaski – Prawidłowej Myśli. Oto wchodziłem na górę w sporej radości, dziękując w duchu za pogodę, zdrowie, piękno okolicy. I na tej fali dziękczynienia poszła precyzyjna myśl: - dobrze by było, gdybym znalazł prawdziwka, byłyby zdjęcia na dzień dobry i byłbym jeszcze bardziej zadowolony.

Pomyślałem życzenie i zapomniałem, tak jak trzeba. Efekt nastąpił według przepisu: - myśl potrafi wyprzedzić znak. To po prostu działa. Kłania się przyciąganie rzeczy i kreowanie rzeczywistości. 

Trzeba tylko pomyśleć dobrze. To „dobre pomyślenie”, opisywałem na osobistym przykładzie, kiedy w kryzysie w związanym z planem Balcerowicza(1995 rok) zwolniłem wszystkich pracowników i sam stałem przy wtryskarce w cyklu 36 godzin non stop. Byłem w stresie, smutku, martwiłem się co będzie dalej z firmą. To była nośna ciemna fala nastroju. Ona tak samo działa jak fala pozytywna, wzniosła, tylko że w drugą stronę. Przy tego rodzaju negatywnych emocjach zawsze dopadnie ciebie to, czego najbardziej się boisz. Bałem się plajty, byłem krańcowo zmęczony i kilkakrotnie pomyślałem: - Nie chcę tak ciężko pracować, mam dość! Chcę odpocząć, wyleżeć się, wyspać porządnie. Już niczego innego nie pragnę.

I Góra (Anioł Prowadzący?) mnie wysłuchała: nastąpił ciężki wypadek, a potem osiem miesięcy leżenia w szpitalu.

Nie tak miało być! A jak miało być? Jakie myśli wysyłałem? Dostałem dokładnie to, co chciałem - przecież wyleżałem się i wyspałem za wszystkie czasy. Być może zapomniałem dodać w życzeniu: „ale nie w szpitalu”. Od tej pory pojąłem co to znaczy dobrze, czyli precyzyjnie pomyśleć. Bo ta Góra, Anioł, Bóg, Intuicja, czy nazywaj to jak chcesz, to ona ma specyficzne poczucie humoru, tudzież wymusza refleksję, kierując do nas Znak – Zdarzenie. Ten znak to sms od Kosmicznego Centrum Koincydencji - puk puk, masz wiadomość.

Dlatego co pewien czas zamieszczam zdanie: Czytajmy (prawidłowo) Znaki stojące na poboczu naszej drogi życia

Oczywiście każdy żyje jak chce i może Znaki olewać. Jaki bywa rezultat takiego podejścia to już całkiem inna bajka. 

O wspomnianym wyżej specyficznym poczuciu humoru Kosmicznego Centrum Koincydencji napiszę w innym poście.

piątek, 26 listopada 2021

Jaś był bardzo nieśmiały


 

Jaś był dzieckiem bardzo nieśmiałym i zamkniętym w sobie. Za to wszystko bacznie obserwował. Do domu rodziców przychodzili różni ludzie, wszyscy najpierw nagabywali Jasia, zadawali pytania, a on tego bardzo nie lubił. Czuł instynktownie, że on tych ludzi nie interesuje, a pytają dlatego, bo tak wypada. Jaś był jeszcze za mały, żeby takie postępowanie nazwać fałszem świata dorosłych.

Poznawał ludzi przychodzących do domu jego rodziców i z czasem polubił kilku z nich, bo oni byli inni. Nie zadawali głupich pytań, interesowali się zabawkami Jasia. Pasjami lubił słuchać o różnych ciekawych sprawach o których ci ludzie rozmawiali z rodzicami. Równie przyjemne chwile były, gdy bawił się w samotności, albo słuchał bajek, które czytała mu babcia.

Babcia czytała i opowiadała o wielogłowych smokach, dalekich krainach, krawędzi świata gdzie zionie ogniem, czerwonym kapturku i sierotce Marysi, rycerzach ratujących księżniczkę.

Kiedyś pojawił się gość, który opowiadał niezwykłe rzeczy. Niezwykłe i straszne. O ludziach, którzy brzuchami pożerają innych, o świecie gdzie panuje wieczna ciemność, a ci którzy tam mieszkają nie mają twarzy, o wojownikach, którzy wędrują po świecie z mieczem i zabijają wszystkich, którzy staną im na drodze.

Powoli świat na zewnątrz robił się coraz bardziej groźny, a dom stawał się oazą bezpieczeństwa.

Jaś poszedł do szkoły, kilkoro dzieciaków z klasy dokuczało mu, ponieważ z powodu decyzji rodziców nie chodził na religię. Owszem, zanim poszedł do szkoły był kilka razy w kościele, gdzie w tajemnicy przed rodzicami zaprowadziła go babcia. Wrażenia miał niemiłe po wizycie w tym ogromnym budynku, bo na ścianie wisiał trup. Kościół był prawie pusty, słychać było stukot kroków, któremu odpowiadało echo. Nieliczni ludzie mówili szeptem. Być może dlatego, żeby się nieboszczyk ze ściany nie obraził.                                         

Babcia pokazywała Jasiowi jak trzeba się żegnać.

Z kim mam się żegnać? – pytał naiwnie Jasio.                                         

Babcia wyjaśniła, że to taki zwyczaj. Tak wszyscy robią – dodała.                                                               

Nie wszyscy – zauważył Jasio - mamusia i tatuś tak nie robią.

Przy tym zerkał z bojaźnią na figurę wiszącego nieboszczyka i ciągnął babcię za rękę do wyjścia. Powtarzał: - Chodźmy stąd, tu mi się nie podoba.      

Świat zaczął się Jasiowi dzielić na babcię i na tych wszystkich, którzy tak robią, oraz na mamusię, tatusia i ich znajomych, którzy tak nie robią.

Świat Jasia zaczął się dzielić na świat, w którym znajdowały się rzeczy niemiłe, oraz świat miły i przyjazny - bezpieczeństwo domu, urok ogrodu przed domem, gdzie zawsze było inaczej, bo zmieniały się pory roku i mógł godzinami obserwować mrówki, spokój i tajemniczość lasu, do którego zabierał go ojciec i uczył nazw drzew, kwiatów i szacunku do przyrody.

Oto po raz pierwszy Jaś pomyślał: - mam dom, a w nim swój pokój z zabawkami. Odtąd słowo ”mam” oznaczało dla niego przyjemność zaspokojenia ważnej potrzeby – tu poczucia bezpieczeństwa. 

Mijały lata, Jan był już mężczyzną w sile wieku, kiedy zrozumiał, że treść kryjąca się w słowie „mam” – jakiś kolejny często zbyteczny przedmiot (bo inni to już mają) bywa traktowana przez ludzi jako ochrona przed strachem.                                                                                                           

Albowiem ludzki umysł zanurzony od pokoleń w chaosie chwyta się panicznie jedynego znanego rozwiązania i domaga następnego spełnienia krótkoterminowego w postaci „mam”.

Jan zaczął podróżować. Najpierw poczuł się Europejczykiem, potem obywatelem świata, na którym jest kilka tysięcy różnych religii do wyboru, jednak nie ma obowiązku należenia do którejkolwiek z nich. Aby żyć w zgodzie z innymi, wystarczy być przyzwoitym.

Była mroźna zima, za oknem rozpościerała się białośnieżna bajka, płonął ogień w kominku. Jan sięgnął po książkę, którą jeszcze w młodości dostał w prezencie. Książka opowiadała o jego ulubionym świecie mrówek. Przeglądając ilustracje natrafił na tę jedną szczególną, wyjątkową, dzięki której został zainspirowany do ostatecznego wyrwania się z ignorancji kulturowej, siostry dualizmu.


Jeden obrazek jest wart więcej niż tysiąc słów – pomyślał Jan i uśmiechnął się do swych wspomnień. Zrozumiał jednocześnie, że właściwie wraca do pierwotnego punktu, kiedy to świat zaczynał mu się dzielić. Wraca do dzieciństwa i teraz już wie, że świat jest niepodzielny, a on jako maleńka cząstka także należy do tej całości.

czwartek, 25 listopada 2021

Pęd donikąd

 


Jeden człowiek uzależniony od gromadzenia rzeczy nie stanowi zagrożenia dla ludzkości. Jednak ten pojedynczy człowiek się rozmnaża i to, co mu błędnego wpoili przodkowie, przekazuje zwykle swoim potomkom. Umysł z chorym programem zaszczepia ten program w umysłach swych dzieci i tak z pokolenia na pokolenie podeszliśmy jako ta „cywilizowana” część ludzkości pod ścianę, ponieważ bagaż fałszywych przekonań kumuluje się. Z powodu zanieczyszczenia przyrody i chemicznego jedzenia, rodzące się dzieci zaczynają mieć kłopoty zdrowotne i coraz częściej przychodzą na świat z wadami.

Dopóki ludzie wytwarzali swoje przedmioty ręcznie, wpisywali się w naturę świata. Jednak pewnego dnia wymyślono sposób na masowe wytwarzanie przedmiotów i zaczęła się epoka przemysłowa. Oto w uzależnionych umysłach powstała idea ostatecznego zaspokojenia trwającej od pokoleń choroby duszy. 

Jak było do przewidzenia stało się dokładnie odwrotnie: - ludzie w tak zwanym cywilizowanym świecie zachodu narzucili sobie wyścig szczurów. Kołowrót życia zaczął obracać się szybciej. Zachodnia cywilizacja stworzyła świat iluzji i pędu donikąd. Bo zmanipulowane, uzależnione, chore umysły mogą tworzyć tylko chory świat. Ten błędny kierunek zauważali nieliczni.  

Ludzkość nie była w stanie zrozumieć, że zło, jakie sama sobie wyrządza, kiedyś obróci się przeciwko niej. Cywilizacja zawsze szukała argumentów na potwierdzenie słuszności swoich działań i broniła się na wszelkie sposoby przed wyzdrowieniem. Czemu się tak długo broniła? Z prostego powodu, bo jak wiemy wszystko co dobre jest proste: - utrata iluzji dla uzależnionego umysłu, jest utratą wszystkiego co on ma i równa się utracie tożsamości.                                               

Dlatego uzależniony człowiek, zdając sobie sprawę, że zdrowy nie jest, zaczyna się leczyć dopiero wtedy, kiedy nie ma już absolutnie żadnego innego wyjścia.

Nie ma wyjścia – trzeba się leczyć, albo przydarza się czynnik zewnętrzny. Czy takim zewnętrznym czynnikiem jest pojawienie się Covida?

Wcześniej także zdarzały się epidemie, nie było zastrzyków, kto miał umrzeć ten umarł. Człowieka broniła odporność osobista, której żadna sztuczna odporność nie zastąpi. Czy możemy wykluczyć, że to jest właśnie jeden z celów, które chcą osiągnąć decydenci? Zabranie człowiekowi jego naturalnej tarczy? Krańcowe uzależnienie poddanego od Pana?                                               

Być może się mylę, lecz wiem także, że chora władza jest zdolna do każdego draństwa. 

Minęło wiele miesięcy „walki” z Covidem, a wiemy o nim tyle samo, co na początku. I nie miejmy złudzeń, decydenci już o to zadbają: - nigdy nie dowiemy się kto wyprodukował i kto komu wirusa podrzucił. Zauważamy nasilony medialny posiew strachu - ulubione narzędzie rządzących. Inne ciekawe dylematy: - co się stało z dobrze nam znaną grypą? Co roku była fala zachorowań (i zgonów) a teraz o grypie jakoś cicho. Tudzież: - czy Gaja jako żywa istota zna pojęcie „zemsta”?


Odkrywane są nowe odmiany, dziś jest to już Mu, za moment zabraknie liter w alfabecie greckim. Na horyzoncie obowiązek szczepień, a wygląda na to, że one niespecjalnie działają. O co może chodzić w tym całym zamieszaniu?

Ogólny kierunek znamy: - docelowo jeden rząd światowy, a zmniejszoną populację wziąć radykalnie za twarz. To wydaje się jednak jakąś odległą perspektywą, więc skupmy się na tym, co mamy dziś. Dziś dzwoni kolejny dzwonek, którego dźwięk powinien otrzeźwić ludzkość goniącą w ślepej uliczce za Szybciej-Więcej.                                                                                                        

Przekonamy się niebawem, czy, ewentualnie jakie zmiany nastąpią w sposobie dotychczasowej egzystencji. A zmiany nastąpią, bo tak jak dotychczas już  dalej żyć się nie da: - masowa produkcja rzeczy przynoszących chwilowe ukojenie nie sprawdziła się.                                                                               

Ludzie o uzależnionych umysłach zaczęli przejmować władzę, a pod ich rządami olbrzymiała spirala coraz większego zatracania się. Doszliśmy dzięki temu do zagubienia umiejętności rozróżniania miedzy dobrem a złem. 

Dziś jesteśmy w stanie każde dobro oczernić, a każde zło usprawiedliwić.

środa, 24 listopada 2021

Woda

 


Jak napisał Lao Tzu, woda jest wzorcem kosmicznej równowagi. Ona zawsze poddaje się temu, co ją otacza, a jednocześnie jest potężnym żywiołem niosącym śmierć.


Jej pozorna słabość jest jej siłą.                                                                      

Woda nie stawia oporu, nie sprzeciwia się i nie walczy. Posłusznie przybiera dowolny kształt i napełnia to, co ma być napełnione. Dostosowując się do otoczenia utrzymuje stan równowagi, a z tej równowagi czerpie siłę. Dlatego staje się potęgą, kiedy trzeba.                 

Jest niezbędna do życia, wszyscy jej potrzebują, a kiedy jest groźna, uciekają przed nią. W kroplach natomiast jest urokliwa.

















wtorek, 23 listopada 2021

Naturalne lekarstwo

Ze mną zawsze było tak, że w Nowe wpadałem jak śliwka w kompot. Dosłownie znikałem z dotychczasowego świata, albo to dotychczasowy świat ulatniał się ze mnie. Obserwowałem, przeżywałem, zachwycałem się każdą sytuacją, widokiem, także nowo poznanymi ludźmi. Przecież każdy spotkany na drodze może być moim nauczycielem.

Stopniowo to Nowe stawało się kolejną, azaliż dalej bardzo niezwykle przyjemną rzeczywistością, lecz jednocześnie odzywał się niedosyt. Na początku było sto procent cukru w cukrze, potem te procenty spadały. O co chodziło? O jeszcze inne ekscytacje, bo przecież odwieczna prawda podaje, że życie to suma wrażeń.

Na przykład mieszkałem ci ja sobie elegancko, przeważnie sam, w pięknym bieszczadzkim miejscu z widokiem na Kruhłycę. Nosiłem wodę ze strumienia, budowałem schody, grzybowałem do oporu, włóczęgowałem ile się da, zarówno na rowerze jak i pieszo, mijały tygodnie i miesiące, a mnie zaczynało nosić.



 Myślę, że wielu ludzi tak ma. I wtedy idą do innych ludzi, albo tylko się upić, z czego wynikają nieraz niezłe zawirowania. Mnie natomiast, może nie do pełni szczęścia, ale dla ukojenia duszy jest potrzebne kilka samotnych nocy w dziczy. Po takiej eskapadzie czuję się nowym człowiekiem przez dłuższy czas.

Dla każdego jest przeznaczone (bowiem) jakieś naturalne lekarstwo. Każdego co innego kręci. Mnie kilka spraw kręci, z czego dwie to: „dużo chodzić” oraz survival - samotny biwak.

To bardzo ładne co piszesz – ktoś powie - ale co ja mam powiedzieć, kiedy praca goni, rodzina na głowie, a wirus z inflacją atakuje?

Czytaj bloga – odpowiem wtedy. Albo się pomódl. To na pewno nie zaszkodzi, a może zainspirować – być może odkryjesz co to znaczy przyciągać rzeczy dzięki prawidłowej modlitwie. 

Dziś garść zdjęć ciemnych, bo nocnych. Pierwsze zrobione na brzegu Osławy, w pobliżu Kiry. Wydaje się, że dyszel Wielkiego Wozu wznosi się ponad Komańczą.


Wola Michowa








Dolina Rabe








poniedziałek, 22 listopada 2021

Czy jest dualizm

 


Sjesta popołudniowa. Siedzę i piszę o dualizmie. Ten problem docierał do mnie stopniowo. Na początku wydawało mi się, że dualizm jak najbardziej jest i żyjemy w dokładnie dualistycznym świecie.

W świecie, w którym żyje zdecydowana większość ludzi, wszystko ma drugą stronę, wszystko ma swoje przeciwieństwo.

Jest czarne i białe, zimne i gorące, stare i młode, a każdy medal ma dwie strony.


To można zobaczyć na skali plus - zero - minus.

Na przykład mamy skalę pokazującą stopnie słodkości. Gdy coś jest słodkie, bardzo słodkie – znajduje się na skali dodatniej, plusowej. Gdy jest maksymalnie słodkie, ma sto procent cukru w cukrze – znajduje się na samym końcu skali dodatniej. Gdy coś jest mniej słodkie, można przypisać mu mniej jednostek dodatniej słodkości.

Kiedy natomiast mamy rzecz, która nie jest ani słodka, ani gorzka, to tę rzecz umieszczamy w punkcie zero, punkcie równowagi. Tak samo dzieje się z rzeczami gorzkimi, które będą się znajdować na naszej skali słodkości, po stronie minus, z ujemną słodkością. Rzecz całkowicie gorzka powinna być dokładnie po przeciwnej stronie skali i na samym końcu wobec rzeczy słodkich.


 Naprzeciwko snu jest przebudzenie.                                                                                Przebudzenie to całkowite nieśnienie. Nieśnienie? Mistycy twierdzili od zawsze, że nie ma czegoś takiego. Zawsze mniej lub bardziej śpimy. Czemu tak jest?

Ponieważ odbieramy tylko pół procenta z informacji, które do nas docierają z zewnątrz. Nie dostrzegamy na przykład podczerwieni i ultrafioletu, zakres rejestrowanych dźwięków jest także bardzo ograniczony. Jesteśmy ułomni w odbiorze informacji. Nauka dodaje, że wykorzystujemy tylko jeden procent swego mózgu. Stare religie również potwierdzają, że świat, który odbieramy to „Maja”.


Einstein poszedł dalej: - rozciągnął ten dowód uniwersalnie na energię i stwierdził, że można zmierzyć tylko jedną stronę – stronę dodatnią. Tylko emanująca energia jest mierzalna: - światło można zarejestrować. Ciemności natomiast nie można zmierzyć. Ciepło daje się zmierzyć – zimna nie można zmierzyć.

          - Nie ma ciemności – jest tylko kompletny brak światła.

          - Nie ma zimna, jest tylko kompletny brak ciepła.

A z tym ciepłem jest tak, że strona dodatnia jest zdaje się nieograniczona, natomiast w drugą stronę jest dokładne zero, bo mniej być nie może. Absolutne Zero, czyli minus 273 stopnie Celsjusza.

       W kosmosie jest więc absolutny brak ciepła.

Albo jeszcze inaczej: - kosmos to absolutne zero, czyli śmierć dla istoty żywej. Minus 273 stopnie. A jaką liczbę niesie ze sobą życie? Nie jest to liczba związana z ciepłem, a wynosi także 273. Płód ludzki potrzebuje 273 dni, aby wyjrzeć na świat. Minus 273, plus 273.

Znowu dualizm? Bo jak wiemy azaliż, przypadków nie ma. Do tego temperatura ciała zdrowej jednostki ludzkiej to 36,5 stopnia Celsjusza. Przesuwamy przecinek i mamy 365 dni w roku. Albo odwrotnie.


 Gdy to rozumowanie rozciągniemy filozoficznie na inne dziedziny życia, okaże się, że nie ma nienawiści, jest tylko kompletny brak miłości.

Także nie ma zła – jest tylko kompletny brak dobra w ludzkich sercach,

        Trochę to przypomina wykład o pozytywnym myśleniu: - że szklanka jest do połowy pełna, a nie do połowy pusta. Lecz zdajmy sobie sprawę z tego, że szklanka NIGDY nie jest pusta. Nawet gdy wylejemy całą wodę ze szklanki, ona dalej jest pełna. Pełna powietrza.


 

Ktoś powie: - takie tam dyrdymałki. Może być, że dyrdymałki. Nie mam zamiaru się mądrzyć, to są jedynie listy do samego siebie. Kto zechce, ten je przeczyta.

Zbliża się wieczór. Jest cudnie. Zaparzyłem miętę, podsycam maleńki ogień i kończę wyjaśnianie sobie czy dualizm jest, czy go nie ma.


To jest on w końcu, czy go nie ma?

A to już niech każdy sam rozsądzi.

Oczywiście jeśli będzie miał na to chęć i czas.

piątek, 19 listopada 2021

Był sobie kiedyś bałwochwalczy król

Generalnie od początków świata zawsze było tak, że to intelektualne elity wyznaczały kierunek ludzkiej cywilizacji. 

Tragedia brała się z tego, że czasami ludziom tylko chorym na władzę, albo ludziom podłym z przerośniętym ego, albo zwykłym psychopatom udawało się przejąć rządy.  

W czasach nowożytnych na przykład na półkuli północnej byli to bolszewicy, a niedługo potem faszyści.

Jedni sprawowali ją (lub sprawują nadal, udając jednak w miarę skutecznie zupełnie kogoś innego) dłużej, drudzy krócej. 

Jednak jedni i drudzy przynieśli milionom ogólny upadek, zniszczenie, śmierć, lub tylko wieloletnie zniewolenie.


Każdy karzeł moralny, aby wabić, najpierw sadzi piękną różę przy wejściu do swojej jaskini. Za jej podwójnym pięknem (róża pachnie) ukrywa swą podłość.


Azaliż alegoria także bywa orężem.

 

Bieszczady, żmija zygzakowata.