czwartek, 30 listopada 2023

Okno na Stworzenie

 


Czyli nadprzewodzący akcelerator.

Osiemnastowieczny angielski filozof David Hume, który zasłynął twierdzeniem, że u podstaw każdej teorii musi leżeć eksperyment, nie potrafił wyjaśnić, jak można zweryfikować doświadczalnie Teorię Stworzenia.

Jeśli istotą eksperymentu jest jego powtarzalność, a jak dotąd nie udało się powtórzyć Stworzenia Świata, oznacza to, że teoria jest niewiarygodna.

Stworzenie Świata wydaje się być zdarzeniem niepowtarzalnym z samej definicji, wynika więc kłopot dla nauki? Niby tak, bo rzeczywiście zarówno w XVIII wieku, jak i dziś nie da się eksperymentu powtórzyć.


Wiliam Blake - Bóg odmierza świat

Stworzenia świata nie da się powtórzyć, ale przynajmniej wiemy już dlaczego się nie da. Otóż energia potrzebna do odtworzenia aktu narodzin dziesięciowymiarowego Wszechświata została dokładnie obliczona, azaliż jej uzyskanie przekracza nasze obecne możliwości.                                                      .   

Istnieje jednak kilka sposobów na rozwiązanie tego zagadnienia nie wprost.

Największe nadzieje budził nadprzewodzący superakcelerator (SSC) – spodziewano się, że pozwoli odkryć tak zwaną supersymetrię. Byłby to pośredni dowód poprawności teorii superstrun. Gdyby SSC został zbudowany, byłby olbrzymim urządzeniem, jednak jego zaawansowana budowa została w roku 1993 zaniechana.

Rzecz powstawała w Teksasie niedaleko Dallas i miała być ukończona w roku 2000. Urządzenie miało postać olbrzymiej rury ułożonej w koło o obwodzie ponad 80 km. Rura miała być otoczona przez olbrzymie magnesy. Liczba zatrudnionych naukowców i personelu miała wynosić trzy tysiące.

W tej rurze miały pędzić dwie wiązki protonów – jedna zgodnie z ruchem wskazówek zegara, druga przeciwnie. Pęd każdej wiązki byłby bardzo bliski szybkości światła. I teraz wystarczyłoby zderzyć jedną wiązkę z drugą, aby protony rozbijały się z energią 40 bilionow elektronowoltów, produkując olbrzymią liczbę cząstek elementarnych, analizowanych przez detektory. Do takich właśnie zderzeń dochodziło podczas Wielkiego Wybuchu – stąd nazwa SSC – Okno na Stworzenie.

SSC był niezwykłym projektem inżynieryjnym poszerzającym granice współczesnej technologii. Potężne, specjalnie wzmocnione magnesy miały być studzone prawie do zera absolutnego. Koszt przedsięwzięcia oszacowano na 11 miliardów dolarów, z czego do chwili wstrzymania budowy w 1993 roku wydano większą część. Kongres stwierdził jednak, że jest to zbędny luksus w trudnych czasach i zablokował budowę tej „kosztownej zabawki”.

Pytano: - Co da ten projekt? – w domyśle: - ile można na tym zarobić? I czy to duża rzecz której szukacie?

- Mała, maleńka, ale niezwykle ważna – odpowiadali naukowcy.

- Plączecie się w zeznaniach - mówili politycy - nie damy pieniędzy na takie maleńkie niepewne coś, co nie tylko nie da zarobić ale jeszcze przyniesie stratę.

Aby przybliżyć kontekst kosztowy projektu: - w tamtych latach roczny koszt gwiezdnych wojen wynosił 4 miliardy, odnowienie lotniskowca miliard, jedna misja wahadłowca miliard, budowa bombowca B-2 miliard.

Co z pomocą SSC chcieli osiągnąć fizycy kwantowi? Znaleźć na przykład tajemnicze cząstki Higgsa, przewidywane przez model standardowy. To byłoby niezwykle istotne, ponieważ to właśnie cząstka Higgsa łamie symetrię i jest odpowiedzialna za to, że kwarki maja masę. Czyli SSC mógł odkryć „pochodzenie masy”.

Ostateczne  projekt SSC został zaniechany. W zamian pod koniec 2009 roku rozpoczął się w CERN rozruch dużego akceleratora o nazwie Wielki Zderzacz Hadronów(LHC). 30 marca 2010 roku doszło w nim do pierwszego zderzenia cząstek z energią 7 TeV. Jego docelowa moc to 14 bilionów elektronowoltów. Fizycy liczyli na odkrycie bozonu Higgsa.

Czemu to takie ważne?

Otóż wszystkie otaczające nas przedmioty, które coś ważą, zawdzięczają swoją masę cząstkom Higgsa.

Po trzech latach stało się: - 4 lipca 2012 r. eksperci z CERN poinformowali o odkryciu bozonu, czyli teoria się potwierdza. Co dalej?

Ano pojawia się poezja: - dziś badane są „kwarki piękne”, grawitino – supersymetryczny partner grawitionu, tudzież supersymetryczny partner kwarków, czyli skwarki. (Nie mylić ze skwarkami wytapianymi ze słoniny).

       Jeśli w końcu uda się odkryć i poznać te wszystkie  supersymetryczne cząstki, będzie już tylko krok od zauważenia śladów samych superstrun.

Teoria superstrun jest prawdopodobnie jedyna teorią, w której supersymetria i grawitacja zostały połączone w całkowicie spójny sposób.

 

środa, 29 listopada 2023

Nie wyrzekaj się niczego - nie musisz

 


Przytoczona niżej wypowiedź Osho tkwiła w archiwum czekając na swoją kolej i ten czas wreszcie nadszedł wraz ze śmiercią Jana Gabriela. 

O Janie z Ciężkowic pisałem wielokrotnie - bretharianin, człowiek wielu talentów, także paranormalnych. Asceta do potęgi, jako że nie przyjmował pokarmów przez lat dwanaście.

Byłem przyjacielem Jana i jak na prawdziwych przyjaciół przystało nieraz prowadziliśmy ostre spory. Jan czytywał bloga, nie chciałem robić mu przykrości, dlatego traktat Osho odłożyłem ad acta. Poza tym, jak się okazuje, słowa Osho są ponadczasowe.

Jak wiemy otacza nas dualizm - powinniśmy znać argumenty strony przeciwnej. Do mnie Osho trafia, chociażby z powodu, że do ascetów nie należę. Dużo bliżej mi do mistyków, według wiersza Sztaudyngera: - „Był raz sobie pewien mistyk, lubił baby i z nimi styk”.

 


 „Ascetyzm to ścieżka prowadząca do domu wariatów. Jest patologiczny, jest uzewnętrznieniem chorego gwałtownego umysłu. Zwykle przemoc kierujesz ku innym, ale równie dobrze możesz uderzać w samego siebie. A gdy uderzasz w samego siebie, jest to bardziej niebezpieczne, bo nikt nie zdoła ciebie obronić przed samym sobą. Kiedy używasz przemocy wobec kogoś innego, ten ktoś będzie się bronił, będzie z tobą walczył.

      Od wieków tak jest, że ludzie o skłonnościach masochistycznych deklarują, że są religijni. Religia to tylko pretekst. Odrzuć religię a odkryjesz masochistę.

Masochista lubi siebie torturować, daje mu to zadowolenie, ma poczucie władzy nad sobą. Torturowanie kogoś innego też daje poczucie władzy i dlatego istnieje przemoc. To dla niektórych ludzi jedyny sposób, aby czuli się silni. Mogą niszczyć innych, oto ich władza.

Hinduski mistyk, Surdas, szedł ulicą, gdy ujrzał piękną kobietę. Zapomniał, że wyrzekł się świata i jest świętym, zapomniał o religii, dyscyplinie i jodze. Serce zabiło wielką namiętnością do kobiety, ale po chwili ochłonął. Wrócił do swej chaty i oślepił się. Zrobił to, gdyż pisma mówią, że oczy wiodą na manowce, trzeba je więc zniszczyć. W tamtej chwili Surdas czuł się niezwykle potężny. 

„Nawet to potrafię zrobić!”

 Ego wyczuło subtelną możliwość dowartościowania. Stało się silniejsze niż kiedykolwiek wcześniej.

    Nie oczy zawiodły go na manowce, ale skłonność do nieświadomości. Jak oczy mogą prowadzić na manowce? Oczy to tylko okna na świat. Gdy widzisz za oknem piękną kobietę, nie niszczysz okna. Nic ci po tym, nie staniesz się bardziej duchowy i mniej seksualny, a twoje żarliwe uczucie nie zniknie. Będziesz zamknięty w domu, ale namiętność będzie w tobie wrzeć. Oczy to tylko okna.

    Człowiek religijny jest zdrowy, jest całością, Akceptuje życie i radość z niego płynącą, śpiewa tysiąc pieśni.

Przeciwne życiu jest podejście ascetyczne, które jest samobójcze. Możesz popełniać samobójstwo bardzo wolno, stopniowo, to bez znaczenia.

        Ktoś zabija się skacząc z klifu, a ktoś zabija siebie powolutku, całymi latami. Powoli podaje sobie truciznę, ale to nie robi różnicy. Oczywiście ten, kto skacze z klifu, jest bardziej odważny. Od wieków chwalimy tych niby odważnych, ale obłąkanych ludzi, czcimy ich. Wskutek tego oddawania czci, ludzkość pozostała nienormalna.

 

Normalni ludzie nie są normalni, tak się tylko nazywają. Są ich całe rzesze, ale nie są normą i nie są zdrowi. Jakoś udaje im się przejść przez życie. Człowiek destruktywny dla samego siebie jest obłąkany, tak samo ci, którzy go poważają.

Asceza jest przeciwna życiu, a życie to świętowanie. Ciągłe alleluja! Bycie religijnym to bycie częścią tego świętowania.

Tak zwani religijni ludzie zaczynają eliminować swoje życie. Stopniowo znikają wszystkie jego elementy, jeden po drugim. Ludzie ci stają się prawie martwi, wegetują. A przecież to głupie, żeby tylko grzesznicy cieszyli się życiem, a święci mieszkali w klasztorach.

 

Nie wolno im jeść ulubionych potraw i cieszyć się smakiem, nie mogą słuchać pięknej muzyki, bo ona jest zmysłowa, nie mogą tańczyć, bo źródłem tańca jest seks. Nie powinni śpiewać bo śpiew to także wyrażanie seksu.

    Zobacz: - ptaki nie recytują Koranu, Wed czy Gity, ich śpiew to miłosne rozmowy. Kwiaty nie kwitną po to, by je zrywać i nosić do świątyni – one są uzewnętrznieniem seksualności roślin. Seks jest źródłem życia.  Filozofia sufich ma akceptować życie, afirmować je. Gdy osiągasz satori – seks słabnie, ale nie musisz się go wyrzekać, idziesz tylko wyżej, w końcu wszystko, co ma zniknąć zniknie samo.

Nie wyrzekaj się niczego – nie musisz.

       

            Osho – Hindus, profesor uniwersytetu w Punie, filozof, religioznawca.

 

 

poniedziałek, 27 listopada 2023

Kubek nadmorski

 



Czyli kubek z duszą. A nadmorski, ponieważ żona dała mi go w prezencie nad morzem. Od razu polubiliśmy się z kubkiem, a jak się z biegiem czasu okazało, polubienie zmieniło się w przyjaźń i kubek podróżował ze mną w tym roku permanentnie.









 Za kubkiem stoją butelki z kwiatami sosny, które nazywam fiutkami. Plastusia Czytelnicy znają.


 Zerwane do butelki fiutki zasypać niewielką ilością cukru i trzymać kilka dni na słońcu, aż puszczą sok. Wtedy zalać spirytusem, albo wódką i jesienią nalewka zdrowotnicza jak znalazł. Na przeziębienie na przykład, na poprawę humoru na pewno, w każdym razie mocno rozgrzewa piersi. Gdyby udało się komuś przetrzymać nalewkę 12 miesięcy i nie wypić, wtedy zyskuje ona szlachetność smaku, tudzież zasługuje na miano nastojki.

Nie każdego roku udaje mi się dotrwać do nastojki.


Kwiatostany zbieramy tuż przed pyleniem, bo kiedy zaczynają pylić, tracą żywicę i stają się suche. Na zdjęciu poniżej, wokół kubka widać czas pylenia sosny – wyschnięty na słońcu pyłek, który zebrał się na blacie stołu strącony przelotnym deszczem.


piątek, 24 listopada 2023

Poszukiwania daty zwrotu dla Wig 20.

Jak sprawdziły się dywagacje o datach zwrotu z wpisu 29 września? 

366 dni do 366 trafione nieźle. Zawiodły natomiast większe liczby i wynikające z nich daty. Potwierdza się, że w harmoniczności najlepiej działa stara znajoma trójka – 0,62, jeden do jednego i 1,62. Oraz ostatnia fala do fali.  

Dlatego uważam, że obrazek w świecach dziennych jest cenniejszy. Jednak liczby 1362 dni lekce sobie ważyć nie wolno. Znowu pojawia się data „polityczna” – 11 grudnia (a może 13?).




Staram się zasiać inspirację - zachęcam Czytelników do własnych poszukiwań.

O datach wynikłych z astronomii finansowej nie piszę z powodu, który już wyjaśniałem.

Brexit, Covid – oznaczenia autora.

273 dni ma fala ze szczytu 13 stycznia 2022, do dołka 13 października.

Linia trendu zaznaczona czerwono, jak widać działa.

Na koniec limeryk noblistki Wisławy Szymborskiej, jako że humor świadczy o zdrowiu psychicznym, tudzież miło jest nabyć luzika przed odpoczynkiem sobotnio-niedzielnym:

 

„W Białym Domu nasz chargé d'affaire
po kryjomu raz nasrał na skwer
Nikt nie widział, okey,
gdyby nie CIA;
niby nic, ale jednak nie fair.”

czwartek, 23 listopada 2023

Słoik dżemu

 

Początek września 2016. Wyruszam z Woli Michowej na trzydniowy biwak, zaplanowany na Fereczatej. W połowie drogi nocowanie, za leśniczówką, nad potokiem Hyrlata. Rzecz, wydaje się że zabawna, była już opisana.

O świcie zwijam namiot i dochodzę do wniosku, że zabrałem zbyt dużo jedzenia. Postanawiam ukryć w tym miejscu słoik dżemu. Pomyślałem, że zabiorę go, gdy będę wracał za trzy dni tą samą trasą.

Azaliż nie tylko pogoda w Bieszczadach weryfikuje plany. Przy schodzeniu z Fereczatej, ślizgam się i przewracam, co w rezultacie kończy się skręceniem stopy. Schodzę do Cisnej, gdzie zatrzymuję samochód prowadzony przez Elę - właścicielkę stadniny koni z Czystogarbu. Ela podwozi mnie do Woli Michowej.

     W Woli, w chwili wchodzenia do chałupy, z dachu spada niemal na mnie dwustulitrowa beczka z wodą. Plecak ucierpiał, a w nim wyzionął ducha Canon, pomimo opakowania swetrem. Noga puchnie, w nocy rwie bólem. Stosuję okład z octu zaprawionego pieprzem i solą, przygotowanego do marynowania grzybów – efekt w postaci bańki oparzenia – wylewu, na zdjęciu wykonanym następnego dnia w Sanoku.


Potem Neobus, Warszawa, a kolejnego dnia Wyspa Sobieszewska i jest ok. No prawie ok, bo noga boli jeszcze dobre dwa tygodnie. Rzecz opisywałem dokładnie, dlatego teraz skrót telegraficzny.

W połowie października znowu jestem w Bieszczadach i postanawiam pojechać rowerem po ten schowany słoik.

Zimno, ale jazda pod górę rozgrzewa. Na zdjęciu przełęcz ponad Cisną, gdzie obecnie stoi wieża widokowa.


Odcinek fantastycznego zjazdu do Żubracze chłodzi rowerzystę. Mostek i następuje kawałek piechotą pod górę, dzięki czemu zauważam kilka sennych salamander na poboczu.



Droga się wypłaszcza - można jechać. Jest pochmurno, a najbardziej soczyste kolory jesieni już przeminęły.





Docieram do miejsca gdzie we wrześniu stał namiot, chodzę w kółko i szukam. Znalezienie kryjówki przeciąga się, już pomyślałem, że może jakiś stwór porwał słoik i wyniósł gdzieś w chaszcze. Zrobiło się jeszcze zimniej, zakładam rękawice. Wykonuję jeszcze jeden obchód i znajduję wreszcie schowek! Tak dobrze zamaskowałem miejsce w korzeniach starej jodły, że mogłem słoika w ogóle nie znaleźć. 



Wracam zadowolony i liczę: - miałem zabrać słoik po trzech dniach, wiozę go po trzydziestu pięciu. Niezbadane są wyroki Nieba!

Droga powrotna to piękny zjazd znowu do Żubracze. Z małym przystankiem w miejscu salamandrowym. 


Na dole za mostkiem, chwila rozmowy z żołnierzem SG. To pierwszy i jedyny człowiek widziany do tej pory. Potem kilkaset metrów pod górę - przełęcz i zjazd właściwie do samej Woli Michowej, swobodny, długi zjazd, który najbardziej lubiłem - przez wypał, Szczerbanówkę i Maniów. Ten sam Maniów, w którym niedawno odkopano dzwon cerkiewny.

Szosa puściutka, nie ma żywego ducha (co lubię).

 

 

środa, 22 listopada 2023

Hierarchia spraw doczesnych


 

Zaglądam do notatek z wakacji:

„Odludzie raz, deszcz dwa – i już jesteś odcięty na amen od tak zwanej cywilizacji, w której ksiądz gwałci dziecko, choć naucza o miłości bliźniego, a do rządzenia pchają się szuje.

      Jesteś sam ze sobą i ze swymi myślami. Jeśli siebie akceptujesz, wtedy jest ci dobrze. Jeśli siebie nie akceptujesz, z pewnością od samotności uciekasz. Szukasz przynależności do jakieś grupy, stowarzyszenia. Włączasz telewizor, bierzesz się za robienie czegoś, aby tylko nie być sam na sam ze swymi myślami. A przecież nie ma lepszego przyjaciela niż ty sam dla siebie.


 Tak wiele niegłupich w końcu osób jest skołowanych przez społeczeństwo, przez indoktrynację. Stali się kukiełkami uzależnionymi od innych, od ich opinii, od tego „co ludzie powiedzą”.

Słuchają wiadomości medialnych, znaczy sieczki informacyjnej, aby natychmiast po przebudzeniu dowiedzieć się, kto komu głowę urżnął, albo co powiedział jakiś głąb.

       Pada. Padało przez noc. Cieszę się więc. A to z powodu? Miska i garnek, wystawione z wieczora, są do połowy pełne.

Anioły dostarczyły transport wody na górę. Wdzięczność więc dla Aniołów Deszczowych, także pozdrowienia dla Ducha Góry 686!


Co zapisawszy po krótkim wyskoku na „się wysikawszy”, powróciwszy do namiotu, mogę się ponownie położyć.

Pogoda wymusza przerwę w wędrówkach.

Ach! Jak dobrze człowiekowi z pustym pęcherzem! Ćwiczenie o tytule „trzymaj mocz tak długo, jak się da” jest sprawą cenną. To mianowicie świetny przepis na pozbycie się głupich myśli. Napastują ciebie głupie myśli. Nie bronisz się przed nimi, tylko wstrzymujesz potrzebę sikania. Myśli cichną, a w końcu nic nie jest już dla ciebie ważniejsze od chęci wysikania się. Ulga po tej czynności powinna uzmysłowić, jak ma wyglądać zdrowa hierarchia spraw doczesnych. Głupie myśli odlatują.  

     Być może zainspiruję kogoś do poszukiwań w tym kierunku.

 Ze straszliwego, a jednocześnie cudownego odludzia nadawał Zbyszek 55”.


wtorek, 21 listopada 2023

Lala Rani

 


       Lala Rani (Lal ka Rani) to w języku marathi Czerwona Królowa.

Jak wiemy, Czerwona Królowa symbolizuje nieustający wyścig, który dzieje się obok nas i w nas samych, azaliż tego nie zauważamy w codziennej egzystencji.

Przykład z biologii – ludzie i wirusy. Otóż nasze ciała i każde draństwo, przez które chorujemy prowadzą ze sobą nieustanną rywalizację. Kiedy wirus atakuje, nosiciel wytwarza mechanizm obronny. Potem wirus się zmienia, mutuje, żeby pokonać mechanizm obronny, a odpowiedzią organizmu jest nowy mechanizm i tak dzieje się aż do momentu, kiedy organizm przegrywa ten wyścig z powodu starości.

    Problem może pojawić się także w trakcie wyścigu, gdy następuje ingerencja zewnętrzna uszkadzająca naturalny mechanizm obronny.

W każdym razie walka wirusa ze zdrowym organizmem zalicza się do Wyścigu Czerwonej Królowej. Z książki Alicja w Krainie Czarów dowiadujemy się, że mała dziewczynka spotyka Czerwoną Królową, która biegnie niewiarygodnie szybko, ale nie dociera dokądkolwiek. Królowa wyjaśnia dziewczynce, że w jej kraju należy biec ze wszystkich sił, żeby pozostać w tym samym miejscu.

Przestępcy są podobni do wirusów - zmieniają metody działania, aby uniknąć złapania przez policję, ukarania przez prawo. Atoli z jednym "ale". 

Tym "ale" jest pewna odwieczna zasada, której owi w tej złodziejskiej odmianie wyścigu Czerwonej Królowej się trzymają. Ta zasada ma imię: - broń się. Do tego "broń się", zaliczamy głównie przekupstwo (w odwodzie szantaż, groźby).

Albo jak mawiają wtajemniczeni: - jeśli dzielisz się łupem z tymi, którzy mają ciebie ścigać, wtedy kupujesz spokój.

Dlatego wyścig Czerwonej Królowej w przypadku „grubych” przestępców jest wyłącznie pozorowany. Oni już nie muszą się ścigać.

niedziela, 19 listopada 2023

Strach się bać



Na końcu wpisu o siarkowcu padło słowo „bać się”.

Na to słowo otworzyła mi się szufladka z opowiadaniem:

                Bezcenna perła

Rzecz się dzieje w XIX wieku. Milioner zanosi do Tiffany’ego (największy jubiler w Nowym Jorku) bezcenną perłę, prosząc, aby ją przewiercił i zrobił szpilkę do krawata. Tiffany nie odważył się.

Żaden jubiler nie chciał się tego podjąć.

Wreszcie ktoś skierował milionera do złotnika w dzielnicy żydowskiej. Patriarcha w chałacie obejrzał perłę i zawołał za przegródkę:

- Moniek! Zrób tu dziurkę. Po minucie Moniek przyniósł perłę z dziurką.

- Jak to możliwe – zdumiał się milioner – najlepsi jubilerzy pracujący długie lata w swoim fachu, nie mogli tego zrobić!

Patriarcha się uśmiechnął – Bo oni za wiele rozumieli. A mój Moniek jest głupi i nie przyszło mu do głowy się bać.

Siarkowiec

 


Samo życie potwierdza, że jest wielką niewiadomą - dziś zamieszczam wpis o ponownym zakończeniu tegorocznego sezonu grzybowego. Jeszcze w środę 15 listopada zbierałem grzyby w mazowieckim lesie. Zbiór okazał się o dziwo udany i obfity – prawie same podgrzybki octowe.

W sumie sezon był udany, chociaż dziwny, opóźniony, przez suszę, która wprowadziła na Mazowszu letarg grzybowy. Do dzisiejszego wpisu wybrałem zdjęcia z siarkowcem.

Jest to grzyb fotogeniczny, jak najbardziej jadalny i ma jedną zaletę – można go znaleźć wtedy, kiedy innych grzybów jeszcze nie ma. Najpierw go odkryłem. Rósł na zwalonym drzewie, tuż przy bagnie. Od razu ujęła mnie jego fotogeniczność – ma ciekawy kolor, rośnie przyczepiony do drzewa niby huba i przypomina płaty faworków.

Jak Czytelnicy wiedzą, mam nieustającą potrzebę aktywności fizycznej, którą nazwałem Lataczka. Nie usiedzę długo w domu, ani w jednym miejscu, lubię podróżować, jeździć rowerem, a wędrowanie wprost uwielbiam. Czuję się spełniony, kiedy w lecie pokonam pieszo 20 kilometrów.

Następnego dnia po odkryciu siarkowca przyszedłem do niego na sesję zdjęciową i przyniosłem kilka znanych Czytelnikom Osobistości: -

Plastusia, Liska i dwa zające - Landrynkowego i tego z białymi uszami.









Tym sposobem zaliczyłem dwie frajdy – fotograficzną  i lataczkową. Jak się okazało to nie było wszystko, bo po powrocie do domu po raz pierwszy popróbowałem smaku siarkowca, co okazało się trzecią frajdą.


Płaty trzeba pogotować 15 minut w rosołku najlepiej, potem obtoczyć w panierce i przyrządzić kotleciki. Tu żona błysnęła kunsztem. Podane na gorąco płaty siarkowca smakują wybornie i przypominają delikatnego kurczaczka. Danie zaskakująco syci. Czy polecam? Najpierw trzeba go znaleźć, poza tym każdy je to, co chce. Poza tym trzeba mieć odwagę (nie bać się) spróbować nieznanego.