piątek, 3 listopada 2023

Nic nie trwa wiecznie

Zaglądam do archiwum, a w nim widzę tekst sprzed kilku lat. Więc dziś wu-wei, działanie bez wysiłku.

 

Zima. Dużo siedzę z powodu „zostań w domu”. Codziennie przechodzę minimum 5 km. dzięki pieskowi. Czytam, odpisuję na elektroniczne listy. Staram się omijać obce słowa. Markety, shopy, toalety i takie tam. Obce, bo niesłowiańskie.  Tu w Polsce mamy sklep, ubikację, sracz, wygódkę, albo zadupie.

 

Musi być azaliż wdech i wydech, noc i dzień.

Jak Czytelnicy wiedzą, nie podobały mi się rządy poprzedniej ekipy. Jednak jeszcze  bardziej nie podoba mi się obecna zgraja. Ale nic to – rzeczy nie trwają wiecznie.

 

Czuję się buntownikiem od urodzenia.

Dostosowuję się do tak zwanych „norm społecznych”, jednak one zabierają wolność, dlatego ciekawią mnie czasy Rewolucji Francuskiej.

Rewolucje atoli bywają zwykle krwawe, a ci którzy dorywają się do władzy….

 

Pierwsza fotografia Hitlera

 

A któż to jest ten mały dzi­dziuś w ka­fta­ni­ku?
Toż to mały Adol­fek, syn pań­stwa Hi­tle­rów!
Może wy­ro­śnie na dok­to­ra praw?
Albo bę­dzie te­no­rem w ope­rze wie­deń­skiej?
Czy­ja to rącz­ka, czy­ja, uszko, oczko, no­sek?
Czyj brzu­szek pe­łen mle­ka, nie wia­do­mo jesz­cze:
dru­ka­rza, kon­sy­lia­rza, kup­ca, księ­dza?
Do­kąd te śmiesz­ne nóż­ki za­wę­dru­ją, do­kąd?
Do ogród­ka, do szko­ły, do biu­ra, na ślub
może z cór­ką bur­mi­strza?

Bobo, anio­łek, kru­szy­na, pro­my­czek,
kie­dy rok temu przy­cho­dził na świat,
nie bra­kło zna­ków na nie­bie i zie­mi:
wio­sen­ne słoń­ce, w oknach pe­lar­go­nie,
mu­zy­ka ka­ta­ryn­ki na po­dwór­ku,
po­myśl­na wróż­ba w bi­buł­ce ró­żo­wej,
tuż przed po­ro­dem pro­ro­czy sen mat­ki:
go­łąb­ka we śnie wi­dzieć - ra­do­sna no­wi­na,
te­goż schwy­tać - przy­bę­dzie gość dłu­go cze­ka­ny.
Puk puk, kto tam, to stu­ka ser­dusz­ko Adolf­ka.

Smo­czek, pie­lusz­ka, śli­nia­czek, grze­chot­ka,
chłop­czy­na, chwa­lić Boga i od­pu­kać, zdrów, po­dob­ny do ro­dzi­ców, do kot­ka w ko­szy­ku,
do dzie­ci z wszyst­kich in­nych ro­dzin­nych al­bu­mów.
No, nie bę­dzie­my chy­ba te­raz pła­kać,
pan fo­to­graf pod czar­ną płach­tą zro­bi pstryk.

Ate­lier Klin­ger, Gra­ben­stras­se Brau­nau,
a Brau­nau to nie­wiel­kie, ale god­ne mia­sto,
so­lid­ne fir­my, po­czci­wi są­sie­dzi, woń cia­sta droż­dżo­we­go i sza­re­go my­dła.
Nie sły­chać wy­cia psów i kro­ków prze­zna­cze­nia.
Na­uczy­ciel hi­sto­rii roz­luź­nia koł­nie­rzyk
i zie­wa nad ze­szy­ta­mi.

                                      

                    Wisława Szymborska 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz