czwartek, 21 marca 2024

Spacer przedwyjazdowy

 



Krokusy na pl. Grzybowskim.


Żeliwny odbój 1896 r. w bramie przy ul. Próżnej. Kiedyś wozacy wozili węgiel, a że byli zwykle pijani, zawadzali ciężką furmanką o krawędź muru, gdy wjeżdżali na podwórko kamienicy. Odboje z obu stron wjazdu zapobiegały uszkodzeniom.


Elektryczne autobusy tankują na pętli obok Biblioteki Uniwersyteckiej. Mnie ten obrazek przypomina, jak kiedyś stare parowozy pobierały wodę.





Wieczorem po bilety na dworzec. Jakoś tak się dzieje, że przed wyjazdem z miasta te całkiem zwykłe na co dzień miejsca stają bliskie sercu.


Tak patrzą na kościelną tradycję za Wielką Wodą.


Życzę Czytelnikom miłego wypoczynku. Do zobaczenia w kwietniu.

Sen Abrahama



I przebudził się Abraham w środku nocy i rzekł do swego syna jedynego Izaaka: - Miałem sen i głos Pana powiedział, że muszę poświęcić mego syna jedynego, wdziewaj więc swe gatki.

I zatrząsnął się Izaak i rzekł: - I coś ty na to powiedział? Mam na myśli … kiedy On tę całą rzecz postanowił?

- A cóż niby miałem powiedzieć – odparł Abraham stojąc o drugiej nad ranem, w bieliźnie, przed Stwórcą Świata? Czyliż mogłem się sprzeczać?

- No dobrze, a czy On ci powiedział, dlaczego mnie chce na ofiarę? – zapytał Izaak swego ojca.

Ale Abraham rzekł: - Wiara nie zna pytań. A teraz zabieraj się i chodź, bo czeka mnie ciężki dzień.

I Sara, która usłyszała o zamierzeniu Abrahama, wzburzyła się wielce i rzekła: - A skąd ty możesz wiedzieć, że to był Pan, nie zaś, dajmy na to, twój przyjaciel, który lubi płatać różne figle. A Pan nie cierpi takich kawałów, bo cokolwiek uczyni, trafia to do rąk jego nieprzyjaciół, niezależnie od tego, czy uiścili oni opłatę pocztową.

I odpowiedział Abraham: - Ponieważ ja wiem, że to był Pan. To był głęboki, dźwięczny głos, dobrze ustawiony, a nie ma przecież na tej pustyni nikogo, kto mógłby zrobić tyle hałasu.

I rzekła Sara: - I ty chcesz dokonać tego bezsensownego czynu?

I odpowiedział jej Abraham: - Ależ oczywiście, że tak, ponieważ kwestionowanie słów Pana to najgorsze, co można by zrobić, zwłaszcza z punktu widzenia gospodarki państwowej.

Przeto wziął ze sobą Izaaka w miejsce przeznaczenia i przygotował go na ofiarę, ale w ostatniej chwili Pan wstrzymał rękę Abrahama i rzekł: - Jak mógłbyś taką rzecz uczynić?

I Abraham rzekł: - Ale Ty rzekłeś.

- Nieważne, co ja rzekłem – ozwał się Pan – Czy ty słuchasz każdego szalonego pomysłu, jaki ci tylko przyjdzie do głowy?

I zawstydził się Abraham: - No … nie całkiem …nie.

- Ja w żartach zaproponowałem ci poświęcenie Izaaka, a ty zaraz pobiegłeś to zrobić – wyjaśniał Pan.

I padł Abraham na kolana: - No tak, tylko że nigdy nie wiem, kiedy sobie żartujesz!

I zagrzmiał Pan: - Żadnego poczucia humoru. To nie do wiary!

- Ale czy to nie dowód, że cię kocham? To, że chciałem poświęcić jedynego syna dla twej zachcianki?

I rzekł Pan: - To dowodzi tylko tego, że niektórzy ludzie gotowi są wykonać każde polecenie, choćby nie wiem jak głupie, jeśli tylko wydaje je dźwięczny, dobrze postawiony głos.

I na tym kończąc, nakazał Pan Abrahamowi udać się na spoczynek i zgłosić się do niego jutro. 

                                                                 Woody Allen


środa, 20 marca 2024

Pan i Szatan

Czyli sprawa Hioba - przypowieść biblijna według Woody Allena.


I uczynił Pan zakład z Szatanem, aby wypróbować posłuszeństwo Hioba. I Pan, bez żadnego widocznego dla Hioba powodu, zdzielił go w głowę, a potem jeszcze raz przyłożył mu w ucho i unurzał w gęstym sosie, aby uczynić Hioba lepkim i marnym, po czym wybił dziesiątą część stada Hioba.

I Hiob wykrzykiwał: - Czemużeś zabił moje krowy? Niełatwo jest utrzymać krowy. Teraz ja jestem nędzną krową, a nie bardzo nawet wiem, co to znaczy być krową.

    I uczynił Pan dwie kamienne tabliczki i zatrzasnął je na nosie Hioba. A gdy ujrzała to żona Hioba, zapłakała.

I wysłał Pan Anioła Miłosierdzia, który natarł jej głowę młotkiem do polo i z dziesięciu plag zesłał Pan od pierwszej do szóstej włącznie.

    I Hiob był rozdrażniony, a jego żona wściekła. I wtedy podniesiono czynsz, a odmówiono remontu.

I wkrótce pastwiska Hioba wyschły, a język jego przywarł do podniebienia jego, tak iż nie mógł on wymówić słowa „Przymierze”, nie wywołując tym wielkiego śmiechu.

I raz Pan, gdy wywierał tak szalony gniew na swym wiernym słudze, podszedł zbyt blisko i Hiob schwycił go za szyję i rzekł: - Aha! Teraz ja cię mam! Czemu to dajesz Hiobowi taki wycisk, co? No dalej, mówże!

I rzekł Pan: - Ej, spójrz no – przecież to moja szyja, ta rzecz, za którą trzymasz. A może byś tak pozwolił mi się oddalić?

Ale Hiob nie okazał żadnego miłosierdzia i rzekł: - Czyniłem bardzo dobrze, zanim nadszedłeś. Miałem mirrę i drzewa figowe w obfitości i kaftan różnobarwny i dwie pary spodni różnobarwnych. A teraz spójrz.

     I przemówił Pan, a głos jego zadudnił gromem: - Czyliż mam ja, który stworzyłem niebo i ziemię, tłumaczyć tobie drogi moje?

- To nie jest odpowiedź – rzekł Hiobodpowiednia dla kogoś, kto podaje się za wszechmogącego i pozwól sobie powiedzieć: - „tabernaculum” pisze się przez jedno „l”.

Następnie Hiob padł na kolana i płakał przed Panem mówiąc: - Twoje jest królestwo i moc i chwała. Masz dobrą pracę. Nie marnuj tego.

   

 

wtorek, 19 marca 2024

Wiara w Przywódcę.

 



Ponieważ obecny tydzień jest dla mnie tygodniem przedwyjazdowym i przedświątecznym, dlatego zdominują go wątki religii, a więc duchowości i wiary.

Jako że akurat czytam o Atylli - wodzu Hunów, poruszę dziś temat wiary w Przywódcę. Otóż Atylla hołdując zasadzie, że wszystko co dobre jest proste, maksymalnie uprościł temat wierzeń: - należało wierzyć w Atyllę.                                                                               

To była podstawa szkoleniowa młodych Hunów.                                       

Już jako kilkuletnie dziecko, taki młody Hun musiał nie tylko znać prawidłową wymowę imienia wodza, lecz także umieć je poprawnie skandować w biegu. I w tym właśnie jedynie słusznym kierunku harmonijnie kształtowano osobowość młodego Huna, aż po jego przedwczesną śmierć w którejś z licznych bitew.                     

Całe to zagadnienie, oraz kilka innych, opisał wybitny poeta rzymski, który nieoczekiwanie znalazł się wśród Hunów. Opis został sporządzony pismem niedbałym – zauważyłby ktoś nie znający istotnych szczegółów.         

Otóż poeta pisał z wyraźną trudnością, nie zawsze prawidłowo trafiając w pergamin, gdyż:

- Po pierwsze primo pisał po ciemku.

- Po drugie primo pisał nie mając oczu.

Atylla uznał bowiem, że dla owego Rzymianina oczu szkoda. 

poniedziałek, 18 marca 2024

Biblijny przekręt finansowy

Pieniądze są bardzo ważne, chociażby z przyczyn finansowych.

                     Woody Allen

 

Człowiek jest przypisany do pieniądza, a im większe pieniądze, tym więcej znaków zapytania, tajemnic, niedopowiedzeń, strachu o ich utratę, czy tylko rozważań o uczciwości ich zdobycia. Utarło się przekonanie, że władza daje pieniądze i vice versa, tudzież że wielki złodziej bywa bezkarny, a nawet podziwiany za spryt w unikaniu kary i staje się bohaterem. Mały złodziejaszek natomiast zwykle staje przed sądem.

 

O jednym z dawnych przekrętów finansowych donosi biblia, kiedy to Jezus przegnał ze świątyni przekupniów. Tak przynajmniej nauczają kapłani, azaliż jest to prawda niepełna, której współcześni czarni urzędnicy są świadomi. Otóż ci rzekomi przekupnie nie byli zwykłymi przekupniami, którzy handlem profanowali miejsce święte.

     To byli pracownicy zatrudnieni przez kapłanów, aby w murach świątyni udzielać pożyczek ówczesnym frankowiczom. Lichwiarski procent tych pożyczek-kredytów był atoli tak duży (czytaj: chciwość kapłanów), że kredytobiorcy wpadali w spiralę zadłużenia.

Czyli Jezus swoim postępkiem sprzeciwił się ówczesnej Centrali religijnej i już tylko za to musiał być ukarany. Niby drobny szczegół, a jednak zmienia postać rzeczy.

   Centrala religijna poczuła się zagrożona, więc wydała prosty a skuteczny wyrok na wichrzyciela.

    Kiedy okazało się, że narodziła się legenda Jezusa, nowocześnie myślący kapłani obyci z odwracaniem kota ogonem do przodu  postanowili wynieść na ołtarze swą ofiarę i wybudować na jej legendzie Instytucję.

 

I tu jak ulał pasuje przypowieść pewnego hinduskiego jezuity:

    

                                          

                                             Wynalazca

 

Po wielu latach pracy, pewien wynalazca odkrył sztukę zapalania ognia za pomocą sił duchowych.

Wybrał się więc do dalekich północnych siedzib ludzkich i tam nauczał tej sztuki jeden z miejscowych szczepów.

Miejscowi kapłani pełni zazdrości o wpływ wynalazcy na ludność, kazali go zamordować.

Aby nie wzbudzać podejrzeń o zbrodnię, ustawiono portret Wielkiego Wynalazcy na głównym ołtarzu świątyni, ułożono również liturgię tak, aby imię jego było czczone, a pamięć o nim nigdy nie wygasła.

Skrwawione szaty Wynalazcy złożono w relikwiarzu i mówiono, że mają moc uzdrawiania.

Najwyższy Kapłan sam podjął się opisania żywota Wynalazcy. Ten opis stał się Świętą Księgą, w której chwalebne czyny Wynalazcy były wielbione, a jego dobroć stawiana wszystkim za przykład. Tak stworzono przedmiot wiary.

Kapłani pilnowali, aby Księga była przekazywana kolejnym pokoleniom, podczas gdy oni samorzutnie interpretowali znaczenie słów Wynalazcy i wagę jego świętego życia i śmierci.

Równocześnie bezwzględnie karali śmiercią i klątwą każdego, kto nie zgadzał się z ich poglądami.

       Byli tak zajęci głoszeniem jedynie słusznej prawdy, że gdzieś po drodze pogubili sens nauk Wielkiego Wynalazcy.

Właśnie dlatego dziś już nikt nie pamięta, jak się rozpala ogień za pomocą siły ducha.

 

                                            Anthony de Mello

 


czwartek, 14 marca 2024

Posłaniec

 

Zbliżają się święta - dobra pora na pisanie o sprawach ducha.

Człowiek jest istotą religijną z natury, atoli powinien pamiętać o wierzeniach rodzimych, wierzeniach swoich przodków – Ojców i Dziadów. Wiary krwawo wyplenionej ogniem i mieczem przez watykańskich okupantów.

Indoktrynacja kk narzuciła wielu osobom przekonanie, że jedyną słuszną ideologią, jest ideologia kościelna.

Człowiek poszukujący prędzej czy później zrozumie, że okupant z zasady posługuje się fałszem.



"Kiedy Mahomet głęboko medytował na górze Al-Hira, nagle usłyszał głos, który nakazał: - „Czytaj!”.                                                                                       

- Jakże mam czytać? – spytał Mahomet będący zupełnym analfabetą.                                                                                    

Głos ponownie nakazał: - „Czytaj!”. I to z dużo większą stanowczością.                                                                             

Mahomet zawahał się, zaczął drżeć ze strachu. Jak miał czytać?                   

I wtedy głos zabrzmiał po raz trzeci: - „Czytaj!”.

Mahomet znalazł się na granicy między niższym a wyższym. Doskonale wiedział, że jeśli chodzi o niższe, czytać nie może. Jednak głos dobiegał z innej sfery i nalegał: - „Czytaj!”. Otworzył zatem oczy i ujrzał, że wkroczył w inny świat. Mógł czytać, rozumiał. Zaczął otrzymywać Koran.

Trwało to latami. Mahomet nie otrzymał Koranu jednego dnia, Koran wsączał się w niego przez długie lata. Wcześniej był zupełnie zwyczajnym człowiekiem, aż nagle stał się inny. Jednak nigdy nie mówił : - „Jestem Buddą”. Nigdy. Także nie padło z jego ust: - „Jestem synem Boga”, jak w przypadku Jezusa. Mówił: - „Jestem zwykłym człowiekiem, sługą, posłańcem między dwoma światami”. Był prostym, skromnym człowiekiem. Dlatego niższe się zamknęło, a wyższe otworzyło. Nie uczynił żadnego wysiłku by wyższe się otworzyło, to się po prostu stało.

      Za pierwszym razem tak się przestraszył, że gdy przyszedł do domu, miał wysoką gorączkę. To wszystko takie dziwne! Jakim sposobem czytał? Jednak to, co widział i czuł, było tak odmienne, nie pochodziło z tego świata. Nie mógł uwierzyć, wszystko stanęło na głowie. Gorączka nie ustępowała przez trzy dni, a on trwał zatopiony w modlitwie. Po czym, z wielkim oporem, powiedział swojej żonie, co się wydarzyło.

„Byłem w innym świecie – rzekł. Nie mów o tym nikomu, bo pomyślą, że oszalałem”.

Od tego pamiętnego dnia Mahomet był prowadzony nie przez swoje ego, ale przez siły ponad nim – stał się instrumentem.

Kiedy otwiera się wyższe, wszystko wywraca się do góry nogami. Twoja logika przestaje działać, rozum nie ma już żadnego zastosowania. To, co wiedziałeś, staje się zupełnie nieistotne, nieważne jest także to, kim jesteś.

Otwarcie się na wyższe jest możliwe jedynie wtedy, gdy zamkniemy bramę niższą. To może się stać, lub nie, ale jest prawdziwie konieczne, jeśli chodzi o przetrwanie ludzi. Wejście w wyższe staje się pomostem, bramą, dzięki której człowiek staje się czymś więcej niż zwierzę”.

                                                        Osho

środa, 13 marca 2024

Australia w Bieszczadach

 Popadało, więc urosła parka maślaków akurat pasująca wielkością do garczka.





Chodzę ci ja sobie w pobliżu namiotu, patrząc z miłością na stary jawor


 Chodzę i naraz widzę w trawie coś czerwonego. W pierwszej chwili wydało mi się, że to może zwinięta sznurówka? Sięgnąłem po tę sznurówkę, ponieważ bardzo lubię czerwone sznurówki i urwałem to coś bardzo delikatnego. Jako że interesuję się grzybami, od razu rozpoznałem okratka australijskiego.



W necie piszą o nim, o tym okratku tak:

„Od kilku dekad w lasach i parkach można spotkać pewne tajemnicze czerwone gwiazdy, z których wydobywa się woń padliny. Jest to gatunek przybyły do Polski z dalekiej Australii o wdzięcznej nazwie okratek. Ze względu na swój niecodzienny wygląd zawsze budzi ciekawość osób, które go spotykają na swej drodze.

Dodatkowo sromotnikowate mają bardzo efektywny sposób rozsiewu zarodników za pomocą owadów. Zarodniki znajdują się w cuchnącej mazi na owocniku, która spożywana jest przez zwabione smrodem muchy i inne owady. Roznoszą one w ten sposób zarodniki i deponują wraz z wydalanym kałem, często dziesiątki kilometrów od owocnika. Mimo ekspansji nie wykazano dotychczas jednoznacznych dowodów negatywnego wpływu gatunku na rodzime grzyby lub pozostałe elementy rodzimej przyrody”.

Otóż zapewniam, że okratek nie miał zapachu, był aksamitny w dotyku, wykazywał się brakiem opisywanej wyżej mazi i zanim go niechcący urwałem, wyglądał jak czerwone palce, no niech będzie rozgwiazda wystająca z ziemi.


Potem przydarzyła się inna ciekawostka: - zszedłem na moment do lasu, w znajome miejsce prawdziwkowe, atoli zamiast nich odkryłem Uszy Shreka.



wtorek, 12 marca 2024

Zwyczaje religijne

 Jakiś czas temu były wpisy ze słowem - kluczem „Bałwochwalczy król”.

„Król prosi bożka o pewne korzyści. Przysięga, że jeśli je otrzyma, uwięzi trzy osoby. Może nawet każe je ściąć, gdy nie zgodzą się na oddanie pokłonu jego idolowi. Trzy niewinne osoby, które nie mają z problemem króla nic wspólnego, zmusi do oddania czci idolowi. To dzieje się zawsze, na wiele sposobów.

Sufickie przypowieści uwypuklają kilka aspektów. W Indiach i innych krajach złożono Bogu w ofierze miliony zwierząt. Co te zwierzęta mają wspólnego z twoim Bogiem? Twoja prośba została spełniona, więc składasz je w ofierze. A przecież to nie zwierzę się modliło, to nie ono miało życzenie. Zwierzę nie ma z tym nic wspólnego. Jeśli chcesz złożyć ofiarę, złóż ją z siebie!

        Budda natknął się kiedyś na ceremonię. Oto zebrał się wielki tłum. Budda zapytał: - Co się dzieje?

Powiedziano mu: - Ktoś w modlitwie poprosił o coś i jego prośba została spełniona. Teraz chce w podziękowaniu złożyć ofiarę z byka. Chce zabić byka – taki jest bowiem religijny obrządek.

     Budda rzekł: - A co ten byk ma wspólnego z tą prośbą? Jeśli ów człowiek czuje, że Bóg coś mu da, czy też jest mu przychylny, niech siebie samego złoży w ofierze.

I podszedł Budda do tego mężczyzny i zapytał: - Co robisz? Dlaczego chcesz odebrać życie temu biednemu bykowi? On nic nie zawinił! Nie krzywdź go!

      A mężczyzna ów był uczonym braminem, znawcą świętych pism, więc odrzekł: - Nie rozumiesz. Nie krzywdzę tego byka. Święte pisma – Wedy – mówią, że jeśli podczas religijnego obrządku zwierzę zostanie ukrzyżowane i zarżnięte, wtedy dusza tego zabitego zwierzęcia pójdzie wprost do nieba. Więc nie krzywdzę tego byka, tylko pomagam mu pójść do nieba.

      Budda rzekł wtedy: - Czemu nie zabijesz swego ojca, matki albo siebie? Przecież ty także możesz iść prosto do nieba? A zapytałeś tego byka, czy on zgadza się pójść do nieba? Może on tego nie chce? Jeśli jest taka metoda – zabij lepiej swego ojca, matkę, albo samego siebie.

     Słowa te uderzyły uczonego bramina. Zaniemówił, bo zrozumiał że oto usłyszał Buddę. Usłyszał i zobaczył, a jego obecność wszystko mu rozjaśniła. Opuścił miecz, zaniechał obrzędu i zapytał: - Powiedz mi więc, jak mam być religijnym. Czyniłem takie rzeczy przez całe życie. Poruszyłeś mnie, dzięki temu mnie obudziłeś.

     W całym świecie są tysiące religii opartych na fikcji, że Bóg wyświadcza ci jakieś przysługi. Potem ty chcesz wyświadczyć przysługę Bogu, więc szukasz trzech niewinnych ludzi i zmuszasz ich do oddania czci bożkowi”.

                                                                                     Osho

P.S. Jak wiemy ojcowie kk udoskonalili opisany wyżej model ofiarny, dodając całopalenie ludzi na masową skalę. "Napij się krwi mojej, zjedz ciało moje". 

                                                           

 

poniedziałek, 11 marca 2024

Zbiegi okoliczności

 


Uczuciom należy ufać.

Można się na nich oprzeć - one są .... no nadzwyczajne!

To nie fakty powinny nas zaskakiwać, lecz wypływające z nich uczucia.

A fakty? Powstają jedne z drugich, jako skutki z przyczyn.

 

Natomiast uczucia .... one wymykają się logice.

Jak wiemy, czasami zdarzają się rzeczy dziwne, lub następuje „nieprawdopodobny zbieg okoliczności”, nazywany także przypadkiem.


Azaliż wierny Czytelnik bloga dobrze wie, że przypadków nie ma, a każdy wrażliwy odbiorca odczuwa je wyraźnie inaczej niż zwykle, jako sygnał od „góry”, lub …. potwierdzenie własnej boskości!

Gdzie jest ta boskość w człowieku? W mózgu oczywiście, a dokładnie to w prawidłowym myśleniu (cel, marzenia, wizualizacja i takie tam).

Czyli pierwsze primo: - pomyśleć dobrze.

Drugie primo: - dołożyć do tego uczucie.

Trzecie primo: - zapomnieć.

Czas realizacji? On zależy już tylko od „góry”.

 

Oto nastąpiła kreacja rzeczywistości za pomocą mojej osobistej myśli”.


 


piątek, 8 marca 2024

Walizka cierpień

Pewien człowiek miał dość cierpienia.

Zwracał się często do Boga : -„Dlaczego ja? Wszyscy wyglądają na szczęśliwych. Dlaczego tylko ja tak bardzo cierpię?”    

Jednego ranka skrajnie zdesperowany modlił się: -„Panie, daj mi cierpienia jakiejś innej osoby, a ja je przyjmę. Zabierz jednak moje, gdyż nie mogę ich dłużej dźwigać’’.                         

Tej nocy ów człowiek miał piękny sen. Sen był nie tylko piękny, ale także wiele mu wyjaśnił. Jak się okazało, ten piękny sen śnił się owej nocy wielu osobom.

Oto na niebie pojawił się Bóg i powiedział do ludzi: -„Przynieście wszystkie swoje cierpienia do świątyni”

Ludzie byli wyczerpani swoimi cierpieniami. Każdy w jakimś momencie modlił się: -„ Boże, jestem gotowa przyjąć cierpienia innego człowieka, ale zabierz moje, albowiem są one zbyt wielkie, całkiem nie do zniesienia".


Wszyscy zapakowali więc swoje cierpienia do walizek i poszli do świątyni. Kiedy szli, wyglądali na bardzo szczęśliwych. Wreszcie nadszedł ten upragniony dzień, gdyż ich modlitwy zostały wysłuchane! Nasz bohater także pospieszył do świątyni.


Na środku świątyni zgromadził się tłum.                                                   

Wtedy Bóg powiedział: -„Postawcie swoje walizki przy ścianach”.

Ludzie uczynili jak im polecił. A walizki były rozmaite: stare i nowe, małe i duże. Wszyscy patrzyli i zastanawiali się, czy w małej walizce są małe cierpienia, ale za to liczne, a w dużej tylko jedno, atoli zasługujące wręcz na miano nieszczęścia. 




Następnie Bóg oświadczył :

- „Teraz możecie dokonać wyboru. Każdy z was może wziąć dowolną walizkę”.

I oto zdarzyła się rzecz niespodziewana. Człowiek, który tak uparcie modlił się do Boga, żeby dał  mu cudze cierpienia, szybko ruszył ku swojej walizce. Chciał ją wziąć, zanim ktokolwiek by po nią sięgnął! Był zaskoczony tym, że pozostałe osoby także pospieszyły ku swoim walizkom. Każdy czuł się szczęśliwy, że znowu ma coś, co zawsze należało do niego.                                                                                                                                   

Dlaczego tak się stało ?  

Pierwszym powodem było to, że po raz pierwszy każdy mógł zobaczyć nieszczęścia innych ludzi. Walizki innych osób były tak samo duże, a nawet jeszcze większe! Drugim powodem było to, że każdy przywykł do własnych cierpień. 

Wybrać inną walizkę? A kto wie, jakie cierpienia będą się znajdować w środku? Po co zaprzątać sobie tym głowę? Swoje cierpienia już znasz i przywykłeś do nich.       

Są do przyjęcia. Przez tyle lat żyłeś z nimi. Po co wybierać nieznane?                               

Każdy wrócił do domu zadowolony. Nic się nie zmieniło. Ludzie przynieśli swe cierpienia z powrotem. Każda osoba była jednak uśmiechnięta, szczęśliwa i radosna, gdyż wróciła ze swoją walizką.                                                                                                                                                                        

Rano nasz bohater modlił się do Boga tymi słowami : - „Dziękuję ci za ten sen. Nie będę już nigdy więcej prosił. Cokolwiek mi dałeś, musi to być dla mnie dobre. Dlatego to dałeś”.

 

                                                                                        Opowieść suficka