czwartek, 18 listopada 2021

Rowerem po starej drodze łemkowskiej

Wola Michowa, czerwiec. 

Padało dwa dni, świat ocieka wilgocią, a tu piątek, zapasy jedzeniowe się skończyły (nie ma prądu, nie ma lodówki). Chwilowo nie pada, pojadę po cotygodniowe zakupy. Piję herbatę, oglądam zdjęcia z ostatniego rowerowania. Trasa do przełęczy ponad Cisną, potem przez Żubracze i w górę przez Solinkę. Szosa puściutka, od przełęczy zjazd super ekstra, na dole skręcam do mostu. Dalej pod górę trzysta metrów idę piechotą, dla mnie za stromo na rowerze. Dojeżdżam do podnóża Hyrlatej. Bardzo przepiękna wycieczka, parzydło kwitnie obficie. Nikogusieńko.








 

I jazda powrotna Solinka – Żubracze. No to już istne szaleństwo zjazdowe! Od przełęczy natomiast spokojny i dłuuugi zjazd aż do samej Woli.

Ale teraz po zakupy, nawet słońce wyjrzało.  Smaruję łańcuch, wsiadam, staję na pedałach, żeby sobie dupki na muldach nie odbić i wio ścieżką w dół! Od samiuśkiej chałupy jest tu z górki. I już znajomy szum wiatru w uszach, jedynie niecała minuta zjazdu do szosy, a spodnie mam mokre do połowy uda. Nic dziwnego, łąka urosła po pas i stoi cała w kroplach. Co mi tam, za godzinę wyschnę. Tak mi się przynajmniej wydawało.

Na szosie jak zwykle zupełne pustki, jadę pogwizdując – tak mnie cieszy jazda rowerem. Rozważam dwie możliwości: - mogę zajechać do sklepu w Nowym Łupkowie, albo do Smolnika. Jeszcze nie zdecydowałem i to jest piękne. Podobno życie jest tajemnicą?

Wydaje się, że w Polsce mamy obecnie jakby zadupie mentalne, albo pat. To taka faza w cyklu psychicznym narodu, kiedy rządzący – tu bez urazy - narzucili gawiedzi (swoim wyborcom) odwrócenie pojęć. Na przykład kraść znaczy teraz „nam się należy”, a kłamać to „informować”. Przyglądałem się nieraz takiemu jednemu, który często przemawia z telewizora, nie słuchałem, ponieważ on w zasadzie nic sensownego nie mówi, tylko przyglądałem się, jak on macha łapami. Góra, dół, góra, dół i na boki. To specjaliści od mowy ciała tak instruują: - rozłożysz łapy, pomachasz i od razu naród ciebie pokocha. Spece od propagandy stosują wszystkie sztuczki, żeby głupich ludzi skołować.

Decyduję skręcić jednak do bliższego sklepu, ponieważ na niebie coraz mniej błękitu. Przycisnę pedały i pojadę skrótem – starą drogą łemkowską nad samą Osławą. Przycisnąłem, było z góry, wpadłem w koleinę pełną błota i efekt widoczny na zdjęciu. Trzeba było nie tylko rower uprać, bowiem azaliż nie ma on błotników i sławne bieszczadzkie błoto przywaliło mi od przodu, po siedzeniu, po czapce. Plecak zasłonił plecy i od niego zacząłem pranie na wymuszonym postoju.








 Na pierwszym zdjęciu widać pojazd leżący w rzece za cykorią podróżnikiem.

Sprawne zakupy poczynione i pruję z powrotem, tym razem po asfalcie. Ujechałem kawałek, a tu jak nie lunie! Nawet gdybym chciał, to nie ma się gdzie schować. Jadę w strugach deszczu i sobie myślę (bo mam czas, gdybym czasu nie miał, tobym tylko jechał): - jest plus dodatni w każdym zdarzeniu, więc także musi być i w tym. Oto ubranie i rower po praniu są teraz płukane deszczówką, a człowiek prany po raz pierwszy. Czyli cztery plusy dodatnie, gdyż do kompletu się nie kurzy na drodze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz