piątek, 26 listopada 2021

Jaś był bardzo nieśmiały


 

Jaś był dzieckiem bardzo nieśmiałym i zamkniętym w sobie. Za to wszystko bacznie obserwował. Do domu rodziców przychodzili różni ludzie, wszyscy najpierw nagabywali Jasia, zadawali pytania, a on tego bardzo nie lubił. Czuł instynktownie, że on tych ludzi nie interesuje, a pytają dlatego, bo tak wypada. Jaś był jeszcze za mały, żeby takie postępowanie nazwać fałszem świata dorosłych.

Poznawał ludzi przychodzących do domu jego rodziców i z czasem polubił kilku z nich, bo oni byli inni. Nie zadawali głupich pytań, interesowali się zabawkami Jasia. Pasjami lubił słuchać o różnych ciekawych sprawach o których ci ludzie rozmawiali z rodzicami. Równie przyjemne chwile były, gdy bawił się w samotności, albo słuchał bajek, które czytała mu babcia.

Babcia czytała i opowiadała o wielogłowych smokach, dalekich krainach, krawędzi świata gdzie zionie ogniem, czerwonym kapturku i sierotce Marysi, rycerzach ratujących księżniczkę.

Kiedyś pojawił się gość, który opowiadał niezwykłe rzeczy. Niezwykłe i straszne. O ludziach, którzy brzuchami pożerają innych, o świecie gdzie panuje wieczna ciemność, a ci którzy tam mieszkają nie mają twarzy, o wojownikach, którzy wędrują po świecie z mieczem i zabijają wszystkich, którzy staną im na drodze.

Powoli świat na zewnątrz robił się coraz bardziej groźny, a dom stawał się oazą bezpieczeństwa.

Jaś poszedł do szkoły, kilkoro dzieciaków z klasy dokuczało mu, ponieważ z powodu decyzji rodziców nie chodził na religię. Owszem, zanim poszedł do szkoły był kilka razy w kościele, gdzie w tajemnicy przed rodzicami zaprowadziła go babcia. Wrażenia miał niemiłe po wizycie w tym ogromnym budynku, bo na ścianie wisiał trup. Kościół był prawie pusty, słychać było stukot kroków, któremu odpowiadało echo. Nieliczni ludzie mówili szeptem. Być może dlatego, żeby się nieboszczyk ze ściany nie obraził.                                         

Babcia pokazywała Jasiowi jak trzeba się żegnać.

Z kim mam się żegnać? – pytał naiwnie Jasio.                                         

Babcia wyjaśniła, że to taki zwyczaj. Tak wszyscy robią – dodała.                                                               

Nie wszyscy – zauważył Jasio - mamusia i tatuś tak nie robią.

Przy tym zerkał z bojaźnią na figurę wiszącego nieboszczyka i ciągnął babcię za rękę do wyjścia. Powtarzał: - Chodźmy stąd, tu mi się nie podoba.      

Świat zaczął się Jasiowi dzielić na babcię i na tych wszystkich, którzy tak robią, oraz na mamusię, tatusia i ich znajomych, którzy tak nie robią.

Świat Jasia zaczął się dzielić na świat, w którym znajdowały się rzeczy niemiłe, oraz świat miły i przyjazny - bezpieczeństwo domu, urok ogrodu przed domem, gdzie zawsze było inaczej, bo zmieniały się pory roku i mógł godzinami obserwować mrówki, spokój i tajemniczość lasu, do którego zabierał go ojciec i uczył nazw drzew, kwiatów i szacunku do przyrody.

Oto po raz pierwszy Jaś pomyślał: - mam dom, a w nim swój pokój z zabawkami. Odtąd słowo ”mam” oznaczało dla niego przyjemność zaspokojenia ważnej potrzeby – tu poczucia bezpieczeństwa. 

Mijały lata, Jan był już mężczyzną w sile wieku, kiedy zrozumiał, że treść kryjąca się w słowie „mam” – jakiś kolejny często zbyteczny przedmiot (bo inni to już mają) bywa traktowana przez ludzi jako ochrona przed strachem.                                                                                                           

Albowiem ludzki umysł zanurzony od pokoleń w chaosie chwyta się panicznie jedynego znanego rozwiązania i domaga następnego spełnienia krótkoterminowego w postaci „mam”.

Jan zaczął podróżować. Najpierw poczuł się Europejczykiem, potem obywatelem świata, na którym jest kilka tysięcy różnych religii do wyboru, jednak nie ma obowiązku należenia do którejkolwiek z nich. Aby żyć w zgodzie z innymi, wystarczy być przyzwoitym.

Była mroźna zima, za oknem rozpościerała się białośnieżna bajka, płonął ogień w kominku. Jan sięgnął po książkę, którą jeszcze w młodości dostał w prezencie. Książka opowiadała o jego ulubionym świecie mrówek. Przeglądając ilustracje natrafił na tę jedną szczególną, wyjątkową, dzięki której został zainspirowany do ostatecznego wyrwania się z ignorancji kulturowej, siostry dualizmu.


Jeden obrazek jest wart więcej niż tysiąc słów – pomyślał Jan i uśmiechnął się do swych wspomnień. Zrozumiał jednocześnie, że właściwie wraca do pierwotnego punktu, kiedy to świat zaczynał mu się dzielić. Wraca do dzieciństwa i teraz już wie, że świat jest niepodzielny, a on jako maleńka cząstka także należy do tej całości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz