Czyli jak najbardziej aktualna rzecz o podatkach, tudzież ponadczasowych mechanizmach (każdej) władzy, frapująco wyłożona w książce „Cesarz”.
„Biurokracja rozpęczniała, zogromniała i coraz
więcej pieniędzy z pańskiej kasy wyciągała. A dworzan nie można gonić, boć to
najbliższa rodzina pałacowa. I oficerów też nie – bo ci zapewniali spokojny
rozwój. I tak to w godzinie kasy stawiało się mrowie ludzi, a woreczek już
skurczył się do szczętu, gdyż z każdym dniem dobrotliwy pan musiał płacić za
lojalność coraz większe pieniądze. A ponieważ koszty lojalności rosły i rosły, wypadła pilna potrzeba zwiększenia dochodów. I
wtedy właśnie ministerstwo finansów nakazało chłopom płacić nowe podatki.
Dzisiaj wolno mi powiedzieć, że była to decyzja
osobliwego pana, ale że cesarz, jako łaskawy dobroczyńca, nie mógł wydawać
postanowień przykrych i nieszczęsnych, wszelki dekret, który nakładał nowy
ciężar na ramiona ludu, dawany był pod firmą jakiegoś ministerstwa. Jeżeli lud
nie mógł tego ciężaru udzierżyć i wszczynał rebelię, szczodrobliwy pan łajał
ministerstwo i zmieniał ministra, choć nigdy nie czynił tego natychmiast, nie
chcąc stwarzać poniżającego wrażenia, że monarcha zezwala, aby rozpasany
motłoch robił mu porządki w pałacu.
Raczej odwrotnie – kiedy uznawał potrzebę okazania
monarszej wszechwładzy, podnosił najbardziej nielubianych dygnitarzy do
wysokich godności, jakby chcąc powiedzieć – a zyg-zyg, patrzcie, kto tu
naprawdę rządzi, czyniąc możliwe z niemożliwego!
I w ten sposób dobrotliwie przekomarzając się z
podwładnymi, czcigodny pan dowodził
swojej siły i powagi. I oto łaskawco, z prowincji Godżam dochodzą meldunki, że chłopi warcholą, burzą się, kwestorom
czaszki łupią, wieszają policjantów, gonią notabli, palą dwory, niszczą zbiory.
Gubernator raportuje, że buntownicy szturmują urzędy, a gdzie dopadną
cesarskich ludzi, tam ich lżą, katują, następnie ćwiartują. Im dłużej pokory,
zmilczenia, ciężarów znoszenia, tym większa potem nieżyczliwość i okrucieństwo.
A w stolicy już studenci występują, buntowników
chwalą, palcem dwór wytykają, kalumnie ciskają. Szczęśliwie, że ta prowincja
daleko położona, więc można było ją odciąć, wojskiem otoczyć, ogień otworzyć,
rebelię wykrwawić. Ale nim to nastąpiło, wielki strach czuło się w pałacu, boć
nigdy nie wiadomo jak daleko rozleje się wrzątek i dlatego przenikliwy pan,
widząc, jak chwieje się cesarstwo, najpierw posłał do Godżam siepaczy, żeby chłopom głowy zdejmowali, ale potem wobec
niepojętego oporu buntowników, kazał nowe podatki odwołać i połajał
ministerstwo za pomienioną nadgorliwość. Czcigodny pan łajał urzędników, którzy
nie pojmowali jednej prostej zasady – Zasady
Drugiego Wora.
Oto lud bowiem nigdy nie burzy się z powodu, że
dźwiga ciężki wór, nigdy nie burzy się z powodu wyzysku, ponieważ nie zna on
życia bez wyzysku. Bo jakże można
pożądać czegoś, czego nie ma w naszym wyobrażeniu?
Lud wzburzy się dopiero wtedy, kiedy nagle, jednym
ruchem ktoś spróbuje wrzucić mu na plecy Drugi Wór. Chłop wtedy nie wytrzyma,
padnie twarzą w błoto, ale zerwie się i chwyci za siekierę. I to, łaskawco,
chwyci za siekierę nie dlatego, żeby już żadną siłą nie mógł dźwignąć owego Drugiego Wora. Nie, on by dźwignął! Chłop zerwie się, ponieważ odczuwa to tak,
że chcąc nagle i jakby cichcem wrzucić mu Drugi Wór na plecy, próbowałeś go
oszukać, potraktować jako bezmyślne zwierzę, podeptałeś resztkę jego zdeptanej
godności biorąc go za durnia, który nic nie widzi, nie czuje, nie rozumie.
Człowiek chwyta siekierę nie w obronie swojej
kieszeni, tylko swojego człowieczeństwa, tak, łaskawco, i dlatego pan nasz
skarcił urzędników, którzy dla własnej wygody i próżności, miast po trochu,
małymi mieszkami ciężarów dokładać, od razu, wyniośle spróbowali rzucić na
plecy Cały Wór. Zaraz też pan nasz, chcąc mieć na przyszłość spokój w
cesarstwie, zagonił urzędników, żeby mieszki szyli i dopiero po małym mieszku,
a z przerwami, ciężary doczepiali, bacząc pilnie po minach tragarzy, czy
zdzierżą jeszcze trochę, czy już nie, czy jeszcze krzynę dołożyć, czy dać
odsapnąć. W tym, łaskawco, mieściła się cała sztuka, aby nie tak od razu,
grubo, z butami, na oślep, tylko dobrotliwie, z troską, po twarzach czytać,
kiedy można dołożyć, kiedy zakręcić, a kiedy odkręcić. I tak idąc wedle wskazań
monarchy, po czasie, gdy już krew wsiąkła, a dymy wiatr rozegnał, znów jęli
urzędnicy podatków dokładać, ale już dawkując, mieszkując, łagodnie, ostrożnie,
a chłopi wszystko znieśli i nie czuli obrazy".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz