piątek, 4 lutego 2022

Selekcja naturalna

 


Kiedy dawniej rodziło się dziecko, jedną z pierwszych czynności osoby odbierającej poród w zimie, było hartowanie. Moja babcia Szeptucha, zarówno na wsi, jak i już po przyjeździe do Warszawy, robiła także za akuszerkę – zaraz po wojnie wiele porodów odbywało się w domu. Kiedyś babcia zabrała mnie ze sobą, abym zobaczył jednodniowego noworodka - babcia miała go przewinąć. Wpuszczono mnie do pokoju, w którym babcia urzędowała. Było bardzo zimno, okno otwarte na oścież, padał śnieg, takie duże płaty leciały powolutku, a na stole pod samym oknem, na pieluszce leżała golutka mała istotka i machała tak śmiesznie łapkami i nóżkami. Babcia przemywała noworodkowi pępek. Kilkakrotnie podnosiła tamponik do nosa wąchając go, a ja bałem się, że dziecko zamarznie, ciągnąłem babcię za spódnicę powtarzając: - babciu, babciu zamknij okno bo zimno!          

Na myśl przychodzi zagadnienie naturalnej selekcji w przyrodzie. To, że należymy do przyrody, jest nam przypominane boleśnie co pewien czas. Wiemy również, że selekcja jest prawem naturalnym: - słabe, chorowite jednostki nie mają szans na powielanie swej matrycy genetycznej. Tak jest w świecie zwierząt. A człowiek to do jakiej grupy należy?. Także do zwierząt, tylko podobno do Naczelnych. Podobno, ponieważ sam wymyślił takie zaszufladkowanie. Jednak obserwując dokonania Ziemian można mieć spore wątpliwości, co do tej Naczelności.

Mamy cykle cywilizacyjne - wszystko już było, rzekł Ben Akiba, tudzież nic odkrywczego - każda cywilizacja dochodząc do pewnego etapu rozwoju, sama się unicestwia z pomocą swych Nadzwyczajnych Wynalazków.


                                       

                                          Mongolski noworodek 

„Niebo było przesycone blaskiem księżyca, płynęły po nim srebrzyste obłoczki, a na horyzoncie rysowały się ostre zęby górskiego szczytu. W jurcie Mongoła zaobserwowałem scenę narodzin dziecka i pierwsze chwile jego istnienia na tym padole łez i smutków.

Natychmiast po urodzeniu wymyto je po raz pierwszy i … ostatni w życiu kwaśnym mlekiem jaka, po czym oddano matce, która, trzymając dziecko przy piersi, wyniosła je z namiotu w step zupełnie nagie mimo dość silnego i mroźnego wiatru. Po godzinie dopiero powróciła do jurty, na której progu kobiety ofiarowały jej kołyskę – małe korytko modrzewiowe, do połowy napełnione suchym, owczym nawozem.

Matka, nakrywszy nawóz cienką koźlą skórką, położyła w nim sine z zimna niemowlę, owinęła je wraz z kołyską w dwie baranie skóry i obwiązała mocnymi rzemieniami. Ojciec zaś zawiesił kołyskę u pułapu jurty na długim rzemieniu i silnie pchnął. Krążąc po jurcie, niemowlę pływało w powietrzu pełnym dymu, skazane na taki tryb życia przez dwa lata.

Zwykle matki Mongołki przy karmieniu nie wyjmują dziecka, lecz razem z kołyską przytulają do piersi i tylko raz na dwa tygodnie zmieniają w kołysce nawóz owczy, który doskonale wchłania wszystkie wydzieliny i nawet częściowo dezynfekuje. Matka karmi dziecko do pięciu lat, o ile może, piersią lub mlekiem białego jaka, po czym ojciec uczy je jeździć konno i wkrótce staje się ono pełnoprawnym członkiem rodziny, co znaczy, że je z apetytem baranie mięso, pije herbatę z solą, pasie owce, strzeże tabunów koni i pali fajkę bez względu na płeć. 



Taki obywatel do pięciu lat jednego tylko przywileju nie posiada, a mianowicie noszenia ubrania i obuwia, przeto wokół mongolskich koczowisk można zawsze widzieć gromady dzieciaków latem i zimą baraszkujących w strojach adamowych".


                                                           Ferdynand Ossendowski


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz