O
ile zdolność śpiewania odbytem z zasady budzi nie tylko zainteresowanie, ale i
podziw, o tyle fenomen przeciwny zwykle spotyka pogarda.
A cóż to jest tym fenomenem przeciwnym?
Są
to ludzie, którzy gadają „gówno prawdę”.
Nowy Testament ostrzega przed
zanieczyszczaniem otoczenia wydalinami werbalnymi:
„Nie to, co wchodzi do ust, czyni
człowieka nieczystym, ale co z ust wychodzi – oznajmia Jezus w Ewangelii św.
Mateusza.
Zrozumcie,
że wszystko, co wchodzi do ust, do żołądka idzie i wydala się na zewnątrz.
Natomiast to, co z ust wychodzi, pochodzi z serca i to czyni człowieka
nieczystym.
Z serca bowiem pochodzą złe myśli,
zabójstwa, cudzołóstwo, czyny nierządne, kradzieże, fałszywe świadectwo,
przekleństwa.
To
właśnie czyni człowieka nieczystym”.
Ekskrementy
produkowane przez usta – pointuje zaskakująco Jezus, są nawet bardziej nieczyste niż te, które opuszczają ciało
przez odbyt.
Wydaliny spadają do dołu, tak więc po
defekacji nie mogą wyrządzić większych szkód. Natomiast kupa werbalnego gówna
zostaje w społeczeństwie, a poza tym w przeciwieństwie do pokarmów danych od
Boga, pochodzi wyłącznie od człowieka, wypływa z jego niestałego serca.
Jeśli
ktoś wypowiada przeciw komuś fałszywe świadectwo, oskarża lub atakuje, oblewa go werbalną
gnojówką, w sposób nikczemny stara się wykluczyć ze wspólnoty – działa podle.
Jest
jeszcze jedna dziedzina zaliczana do werbalnego gówna: to logorea – słowna biegunka.
Niestety,
ta forma zanieczyszczania przekazów werbalnych płynie z polskich mediów.
Po
pierwsze primo: - podnosząc głos wszyscy rozmówcy mówią jednocześnie. Kiedyś
nazwalibyśmy taką rozmowę zwykłym chamstwem, dziś spece od propagandy tego
sposobu panowania nad przeciwnikiem wręcz uczą.
Dyskutanci
godzą się na ten bazar, a osoby prowadzące nie potrafią, albo nie chcą
zapanować nad sytuacją.
Po
drugie primo: - obok chamstwa - nie dopuszczania przeciwnika do głosu, mamy do
czynienia z rozwodnieniem wypowiedzi, paplaniem dla paplania.
Mówiący
stara się utopić rozmówcę lub rozmówców w wypowiadanej werbalnej gnojówce.
Do
tego służy specyficzne tempo, frekwencja, oraz ilość wypowiadanego. Słowa płyną
z ust mówiącego nieustannie, bez akcentu, monotonnie i szybko, zupełnie jak
gówniany ściek.
Wydaje
się, że mówiącemu zwiotczał zwieracz i nie jest w stanie tego potoku zatrzymać.
Specjalną
formą werbalnego gówna jest bullshit
– dosłownie wydaliny byka. (gówno prawda, pieprzenie, bzdury, picowanie).
W
brytyjskim angielskim wyrażenie to początkowo było używane w wojsku i określało
bezsensowne rozkazy dowódców.
Filozof
Harry Frankfurt w eseju „O wciskaniu
kitu” prezentuje bullshit - przemowy
w wykonaniu polityków: - Przemawiający z okazji Dnia Niepodległości rozwodzi
się górnolotnie na temat naszego wspaniałego błogosławionego kraju, którego
Ojcowie Założyciele prowadzeni ręką Boga, wyznaczyli nowy początek dla całej
ludzkości.......
Gówno
dorosłego zwierzęcia jest zazwyczaj duże.
Kto
przemawia w tonie jak powyżej, nie
wydala z siebie werbalnych bobków, lecz rozdziela wielkie placki.
Bullshit rzadko bywa subtelny,
z reguły wpada w przestrzeń z hucznym pacnięciem.
Polityczne
samce alfa nie mają jednak wyboru – są stale zmuszani do wypowiedzi w
kwestiach, o których w najlepszym wypadku mają blade pojęcie.
Poza
tym produkcję bullshitu wspiera sama demokracja, ponieważ stwarza
wrażenie, że każdy obywatel nie tylko powinien mieć własne zdanie na każdy
możliwy temat, ale i je wygłaszać przy każdej okazji.
Zdjęcia: 7 marca 2020 Warszawa
Mistrzu,
OdpowiedzUsuńMożna prosić o dwa słowa o dzisiejszych wydarzeniach na rynkach?
Wierny Czytelnik