Wszystko już było - rzekł Ben Akiba.
A co rzekł był polski klasyk? (Nazwisko w etykietach).
„Udałem się też do Waszyngtonu, żeby obejrzeć inauguracje drugiej tury prezydentury Busha. Jak wiadomo 90% mieszkańców
stolicy głosowało na Johna Kerry’ego,
więc pomyślałem, że może być ciekawie.
Rzeczywiście, wielu właścicieli restauracji z
porażającą bezinteresownością wywiesiło na drzwiach swoich lokali tabliczki „Blue Zone”, co należało rozumieć: - „Tylko dla demokratów”.
A na ulicach wielotysięczne tłumy w teksańskich
kapeluszach świętujące zwycięstwo Busha,
przerzucały się obelgami z tłumem zwolenników pokonanego senatora. Tymczasem
przebieg uroczystości obserwował z dachów przez optyczne celowniki długi szereg
strzelców wyborowych.
Po powrocie na Manhattan
pomyślałem, że jak na razie to wystarczy i po powrocie do domu z ulgą
pogrążyłem się w renesansie. Tyle, że z renesansem też był kłopot.
Mianowicie warto przypomnieć, że kiedy nareszcie
świat po grozie średniowiecza zaczynał powolutku łapać oddech, aby się ludziom
nie poprzewracało w głowach, po ziemi ciągle jeszcze snuła się narodzona w
wiekach średnich dżuma. A dżuma mało że wybiła dziesiątki milionów ludzi, to
przy okazji potrząsnęła stosunkami społecznymi, które i wcześniej były napięte,
i to bardzo.
Ale skoro już zeszło na dżumę, to z jej
przebiegiem wiąże się pewna ciekawostka, na którą zresztą zwróciło uwagę kilku
historyków.
Otóż w związku z błyskawicznym rozprzestrzenianiem
się zarazy, arystokracja, jak to arystokracja, w panice pouciekała z miast,
zapanował chaos, a władza leżała na ulicach razem z trupami i czekała, aż ją
ktoś podniesie. Czekała zresztą niedługo.
No bo wtedy właśnie narodziła się zupełnie nowa
elita społeczna, mianowicie kopacze grobów. A jak się narodziła, to wzięła
sprawy w swoje ręce. Oczywiście kopacze grobów byli już wcześniej widoczni, ale
tylko o tyle, o ile.
Po
pierwsze, nie było na ich pracę szczególnego
zapotrzebowania. Po drugie, spędzali oni większość czasu w więzieniach,
odsiadując kary za morderstwa oraz rabunki. Natomiast w warunkach dżumy
zapotrzebowanie na kopaczy gwałtownie wzrosło, bo ktoś te groby kopać musiał, a
że nikt się do tego nie palił, więc więzienia otworzono i kopacze przystąpili
do pracy.
Do ich zadań należało, rzecz prosta, w pierwszej
kolejności zbieranie piętrzących się na ulicach stosów trupów, palenie ich,
albo zakopywanie. Natomiast w drugiej kolejności do obowiązków kopaczy należało
odwiedzanie mieszkań i sprawdzanie, czy aby zaraza się nie rozprzestrzenia.
Otóż kopacze stosunkowo szybko doszli do wniosku,
że ta druga kolejność to jest jednak pierwsza. Ogromną większością głosów
uchwalili, że zajmowanie się chorymi, albo nieżywymi leżącymi na ulicach to
czynność monotonna i na dodatek niebezpieczna. I zaczęli zajmować się zdrowymi.
A ponieważ zawodowi lekarze albo uciekli, albo nie
żyli, a jeżeli nawet jeszcze żyli to odmawiali składania wizyt domowych, więc
siłą rzeczy trud badania mieszkańców oraz stawiania diagnoz musieli wziąć na
siebie kopacze.
A taka diagnoza była o tyle istotna, że od niej i
tylko od niej zależało, czy badana osoba otrzyma świadectwo zdrowia i
pozostanie w domu, czy wprost przeciwnie, jako stanowiąca zagrożenie
epidemiczne zostanie przetransportowana do wydzielonej i zamkniętej części
miasta nazywanej Wymieralnią, żeby tam sobie w towarzystwie zadżumionych
powolutku wracała do zdrowia.
Otóż bardzo szybko okazało się, że większość
badanych, zwłaszcza tych całkiem zdrowych, jednak wolała zostać w domu. W
związku z czym, oczekując na wizytę kopaczy grobów, przyszli pacjenci
gromadzili dowody zdrowia w postaci rozmaitej. A znów kopacze grobów nie byli
żadnymi fanatykami, rozpatrywali każdy przypadek indywidualnie.
I jeżeli ktoś zdiagnozowany na pierwszy rzut
oka jako śmiertelnie chory, potrafił przedstawić przekonujące dowody zdrowia,
mieli odwagę przyznać się do błędu i zostawić go w domu.
Niestety, mimo wielu wysiłków kopaczom nie udało
się całkiem wyeliminować możliwości zakażenia, w związku z czym większość z
nich, owszem, mogła nacieszyć się zdobytym majątkiem i prestiżem społecznym,
ale tylko przez parę dni. Za to nieliczni, którzy epidemię przeżyli, zaczęli
zaraz potem kupować ogromne majątki, a także pałace. Kilku kopaczy wystąpiło
nawet o przyznanie im arystokratycznych tytułów. I podobno je otrzymało.
Po wszystkim okazało się, że najgorzej na epidemii
wychodzili Żydzi, ponieważ w ich
przypadku kopacze wykazywali małą elastyczność, uznając ich, bez względu na
ilość i jakość dowodów zdrowia, nie tylko za chorych, ale nawet za sprawców
epidemii. Szczególną podejrzliwość kopaczy budził fakt, że Żydzi wymigiwali się od najnaturalniejszych czynności, takich jak
na przykład picie wody z zatrutych trupami studni, tylko upierali się przy
czerpaniu jej ze źródeł, które z natury bywają zwykle czyste”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz