sobota, 21 marca 2020

O NOŁ !


O przyszłości już było.
Teraźniejszość? Puste ulice. I najnowsza wersja efektu motyla: - on objawia się tym, że jak w grudniu Chińczyk zje nietoperza, to w marcu w Warszawie trzeba windę wzywać łokciem.




Natomiast przeszłość to dla mnie frajda pisania i przeżywania wakacji jeszcze raz. 

Rok 2013, Łemkowska Watra.
Krótka noc ze świetlikami ponad Hańczową. O świcie maszeruję przez Regietów i Skwirtne. Chrystus Frasobliwy.


Grubo przed południem już biwakuję w Żdyni na zboczu Ukrainy. Zbocze w oczach zostaje zastawione namiotami – jest piątek. Wcześnie po południu brakuje miejsca, a jeszcze zjeżdżają Łemki - jutro zaczyna się Watra. Po stronie północnej zbocze polskie.




Wzruszenie. Wszystko wydaje się jakieś bajkowe. Niespiesznie zapada wieczór. Zapalają się ogniska, w nich stają żeliwne kociołki napełnione tym co trzeba. Niepowtarzalna atmosfera braterstwa. Siadam z poznanymi przed chwilą przyjezdnymi ze Stawropola. Pełna magia.

Przed pobliski namiot wychodzi młódka ze skrzypcami. Zaczyna grać. Wzruszenie się wzmaga. Pewnie to urok wieczoru, albo ta unosząca się nad nami jedność, w tym przypadku jedność Łemków – ani Ukraińców, ani Polaków, tylko ludzi wypędzonych ze swojej ziemi.


Melodia chwyta za serce, jest dobrze znana – kilkanaście sekund i dołącza akordeon, a po chwili ktoś rozpoczyna śpiew i momentalnie śpiewa całe zbocze, może dwa tysiące ludzi po naszej ukraińskiej stronie. Dla mnie szok podwójny, bo za mną tygodnie biwakowania pod Chryszczatą, gdzie byłem sam.
Owszem, miałem kwiaty wokół, akurat kwitła arnika, ale nie było ludzi, a tu miejsce kwiatów zajęły kolorowe namioty i ludzie kwiaty.

Bo ludzie przyjacielscy są jak kwiaty, a melodia przypomina babcię nucącą dumki, czyli dzieciństwo.  Uczucie wzbiera, chwyta za serce, oczy robią się wilgotne. Mężczyźni nie płaczą? Bzdura!
Zdobywam natychmiast szacunek ziomków – częstuję przywiezioną śliwowicą nowosądecką – 60 % - trzeba umieć to pić, żeby się nie zachłysnąć. Wypada tylko po kieliszku, bo wielu chce spróbować.
Braterstwo robi się coraz większe. Śpiewamy.                                                     Melodia znajoma, słowa ukraińskie, lecz śpiewam równo, chociaż z dzieciństwa pamiętam tylko jak babcia (Myczkowce nad Sanem) opowiadała o czasach Powstania 1945 -1947: -Wtikaj! Lachy idut!

- Ty żeniaty? - Pyta pełna ciała niestara kobitka. Okazuje się gotową do żeniaczki wdową na 40 ha. Tylko słucham. Ona widząc wahanie dodaje: - ale jest traktor…..
Najpierw moja szybka myśl biegnie do anegdoty o rycerzu:
- Król pyta rycerza: - Zabijesz smoka? A rycerz nic nie mówi, tylko wiedząc jak brzydka jest córka króla, wskakuje na konia.                                                   -  Król zdziwiony jakby: - to nie poczekasz aż powiem o nagrodzie?    
- Rycerz: - Tu nie ma co czekać, tu trzeba natychmiast spierdalać!

Potem błyskawica myśli podpowiada: - broń cię boże! A na co ci to? Przecież dopiero urwałeś się z drugiej wieloletniej małżeńskiej smyczy! Jesteś tak wolny i szczęśliwy, a więc o noł! O noł!
- Muszę na stronę – mówię więc dyplomatycznie i wstając uśmiecham się do całkiem miłej w końcu kobiety, która wystąpiła z ofertą. Wstaję i w tym momencie dostrzegam, jaka ona jest duża - mogłaby śmiało nosić mnie pod pachą. O noł!
Po czym udałem się na całonocną zabawę przy estradzie.




Rzecz niepowtarzalna, jedyna w swoim rodzaju, którą się pamięta. Tym bardziej, że nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczyłem. Oto po sześćdziesięciu latach odezwał się Zew Krwi i wezwał mnie w to niepowtarzalne miejsce.
Tobie Czytelniku - Czytelniczko pewnie też zdarza się, że jakaś melodia, miejsce, lub słowa, przypominając coś ważnego, chwyta za serce i wyciska łzy.







1 komentarz:

  1. Ja tak mam Zbyszku szczególnie z muzyką. Poszczególne utwory/albumy przypominają mi różne sytuacje z życia bądź miejsca. W muzyce zaklęta jest prawdziwa magia... Nie rzadko wyciska mi łzy, mimo braku jakichkolwiek powodów do płaczu...

    Pozdrawiam i życzę zdrowia,
    Wierny Czytelnik

    OdpowiedzUsuń