Zafascynowany kiedyś przepowiedniami Nostradamusa, potwierdzam, że w wierszach jego centurii było o
pladze, która dotknie Włochy. Było coś
enigmatycznego o truciźnie, o żółtym pyle, który pokryje ulice pustych miast.
Mam książkę z centuriami, ale całość jest spakowana do przeprowadzki i nie chce
mi się rozpakowywać i szukać, nie ocenię więc, czy ta przepowiednia może dotyczyć
obecnej epidemii. Urywki, które aktualnie przytaczają internauci, nie są tymi wierszami, o których wspomniałem.
Nie ma natomiast wątpliwości, że Nostradamus
był faktycznie jednym z najbardziej zdumiewająco konkretnych jasnowidzów.
Przewidział wiele znaczących wydarzeń mających nastąpić setki lat po jego
śmierci (zmarł 1566) podając przy tym szczegóły wydarzeń w sposób wręcz nieprawdopodobnie celny.
Na przykład podał nazwisko dowódcy w wojnie Pustynna Burza: - „Dowodzi Czarna Głowa” - dowódcą był generał Schwarzkopf.
Dziś jedna z ciekawszych centurii Nostradamusa, którą przytoczę z pamięci:
„Wybuchnie wielka wojna pomiędzy Francją
a Niemcami. Będą latały żelazne ptaki, a w nich ludzie miotający z góry pioruny. Niemcy zaczną ostrzeliwać
Paryż przy pomocy wielkiej armaty z długą
lufą. Linia wojsk niemieckich będzie bardzo daleko, jednak Paryż bezbronny. Niemcy ukrywają armatę. Alianci ( ! )
zdezorientowani. Utykający na prawą nogę Francuz
świątobliwy, o imieniu Cohain, przechodzi na stronę aliantów i zdradza
miejsce ukrycia armaty. Żelazne ptaki dokończyły dzieła - armata zniszczona”.
Otóż
w pierwszej wojnie światowej był moment, gdy Niemcy zaczęli ostrzeliwać Paryż
przy pomocy Działa Paryskiego.
Była to największa
armata I wojny światowej. Całe
działo ważyło 256 ton i było zamontowane na specjalnie
zbudowanym dla niego wagonie kolejowym. Lufa kalibru 210 milimetrów miała 28 metrów
długości oraz wyposażona była w dodatkowe sześciometrowe niegwintowane
przedłużenie. Miała specjalny naciągowy mechanizm do jej prostowania (żeby zniwelować
jej ugięcie pod własnym ciężarem).
Aby wykorzystać tę niezwykłej długości lufę, niemieccy balistycy
zaprojektowali specjalny, wolnospalający się proch bezdymny. Ładunek
umieszczano w komorze długiej na 4 metry i
63 centymetry. Pocisk z tej broni o masie
94 kilogramów opuszczał lufę z prędkością
1600 m/s (prawie
pięć razy większą od szybkości dźwięku). Prędkość ta była tak duża, że przy
każdym wystrzale zdzierała się spora część gwintowanej wewnętrznej części lufy.
Dlatego też kolejne pociski były odpowiednio numerowane i miały nieco większy
kaliber od poprzedniego. Po 65 wystrzałach lufa musiała być regenerowana oraz
na nowo gwintowana. Teoretyczna szybkostrzelność wynosiła 1 strzał na 20 minut.
W najwyższym punkcie trajektorii pocisk osiągał wysokość
40 kilometrów i był pierwszym sztucznym
obiektem, który dotarł do stratosfery. W tym momencie lotu nie napotykał
on praktycznie oporu powietrza, co pozwalało mu na osiąganie prędkości
ponaddźwiękowych i niespotykany wtedy zasięg.
Paryż był
ostrzeliwany z odległości prawie 130 kilometrów. Przy tak dużym dystansie na
miejsce lądowania pocisku miał wpływ efekt Coriolisa, wynikający z ruchu obrotowego Ziemi.
Wystrzelono od 320
do 367 pocisków, około 180 trafiło w obręb miasta, zabijając 250 i raniąc 620
osób, a także powodując znaczne straty materialne.
Najtragiczniejszy
strzał padł w Wielki Piątek 29 marca 1918. Pocisk ugodził o godzinie 16:30
podczas nabożeństwa w kościół św.
Gerwazego i Protazego, położony naprzeciw paryskiego ratusza, powodując zawalenie sklepienia. Zginęło 88 osób, 68 zostało
rannych. Na miejsce tragedii przybył prezydent Republiki Raymond Poincaré i premier Georges Clemenceau. Po drugiej stronie frontu baterię odwiedził cesarz Wilhelm II, by pogratulować załodze, ale generał Erich Ludendorff, gdy dowiedział się o trafieniu w kościół i o tym, że
pogrzeb ofiar odbędzie się w najbliższy wtorek, kazał wstrzymać ostrzał tego
dnia.
Kilkukilogramowe, maksymalnie o wadze 25 kg bomby piloci
rzucali wtedy „ z ręki”. Jednak Niemcy
byli mistrzami kamuflażu i po kilku strzałach maskowali działo, natomiast wystawiali
do widoku tekturowe atrapy, które dwu - i trójpłatowce pracowicie niszczyły.
Po nalocie Niemcy
zdejmowali maskowanie z działa i ponawiali ostrzał. Wreszcie niejaki Cohain, ksiądz, utykający na prawą
nogę, przeszedł przez linię frontu i wyjawił Francuzom miejsce ukrycia działa. Po raz kolejny wysłano samoloty,
które tym razem skutecznie uszkodziły armatę uniemożliwiając dalszy ostrzał. Niemcy wycofali działo z frontu.
Refleksja nasuwa się jednoznaczna: - zbyt dużo szczegółów trafionych,
mianowicie wszystkie trafione, dlatego zapisy Nostradamusa
można dziś nazwać darem dostępu do „Chmury”
– pola morfogenetycznego czyli Kroniki
Akashy.
Szkoda, że nie dogrzebał się Pan do tych centurii Nostradamusa. Pański opis sytuacji historycznych z nawiązaniem do jego przepowiedni jest bardzo trafny i treściwy, czego próżno szukać na youtubach.
OdpowiedzUsuń